[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopcom zostawała tylko samotność.Nie pozwalano na żadne kontakty.%7ładnąbliskość.Ani między sobą, ani z dziewczynkami, ani nawet z dorosłymi.Uczono nas stać ipatrzeć, i zawsze być pod ręką.Miałem szczęście, że wyznaczono mnie do służby Annie.Kiedyto wszystko stało się dla niej nie do zniesienia, postanowiliśmy uciec.Tom czuje, jakby pękło mu serce.To, że Giulio nie skończył na oddzialepsychiatrycznym razem z Anną, zakrawa na cud.Giulio otrzepuje brud z ręki i rzuca kamień w kierunku szczura.- Uciekliśmy z łona kilka lat temu, cztery lub pięć, dokładnie nie pamiętam.Starałem sięją chronić najlepiej, jak umiałem, ale ona zawsze bała się, że Mater i inni znajdą ją i zabiorą zpowrotem.- Dlatego byłeś w jej mieszkaniu, kiedy weszliśmy tam z Valentiną?- Zgadza się.Anna ufa tylko mnie.Tylko ja wiem, przez co przeszła.Jeśli inni dostaną jąw swoje ręce, zabiją ją.Tom wie, że powinien powiedzieć mu o śmierci Anny.Od razu.Każdy przyzwoity człowiek tak by postąpił.Ale nie jest w stanie.- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego Anna była cała we krwi, kiedy znaleziono ją przykościele Santa Maria in Cosmedin?Giulio znowu trze ręką o ziemię.- Grupa sióstr i Galli zauważyła ją, kiedy wracała z zakupów.Chciała kupić mi prezent,więc wysłała mnie do supermercato, a sama poszła po kartkę i prezent dla mnie.Kiedy wróciłem,właśnie pakowali ją do terenówki.- Wiedziałeś, dokąd ją zabiorą?- Pomyślałem, że albo zaprowadzą ją z powrotem do łona, albo do Ust Prawdy.Wiedzą,że Anna boi się tej rzezby.Czasami wydaje jej się, że Usta Prawdy ją zabijają.Zaryzykowałem ipojechałem do Cosmedinu.- Pociera dłonią o podłogę z zaciętością.- Gdybym dotarł tamszybciej, albo gdybym nie był tak głupi i nie puścił jej samej do sklepu, wciąż byłaby bezpieczna.- To nie była twoja wina.- Była.- Giulio wydłubuje piach z otarć na ręku.- Kiedy tam dotarłem, zobaczyłem, że naportyku kościoła zawiesili folię, tak żeby nikt niczego nie zobaczył z ulicy.Wiedziałem, że zachwilę zdarzy się coś paskudnego.Zanim wszedłem do środka, zdążyli włożyć Annie szatę iusiłowali wepchnąć jej dłoń do Ust.- Odstraszyłeś ich?- Niezupełnie.- Giulio przykłada krwawiącą dłoń do ust.- Wywiązała się walka.Niepamiętam wszystkiego dokładnie, ale wiem, że w pewnym momencie złapałem za miecz, którymchcieli uciąć Annie dłoń.Wziąłem zamach, żeby ich przepłoszyć, i przypadkiem trafiłem jedną zkobiet - podnosi wzrok na Toma.- Odciąłem jej dłoń.- Ponownie przykłada rękę do ust.- Niemiałem zamiaru jej skrzywdzić, tylko odstraszyć.Ale chyba Bóg zadecydował, że tak to się mapotoczyć.Wtedy tak myślałem.%7łe Bóg tak chce.Więc podniosłem tę odciętą dłoń, pokazałemim i powiedziałem: Oto dzieło Chrystusa, mojego Zbawiciela i Pana.To ich wystraszyło iuciekli.W każdym razie kobiety uciekły.Dwóch Galli rzuciło się na mnie.Trzeci upuścił swojąbroń, starożytny miecz, którym Korybanci uderzali w ceremonialne tarcze.Anna go złapała iusiłowała mnie bronić.Kazałem jej uciekać.Z początku nie chciała, więc nawrzeszczałem na niąi zniknęła.Tom stopniowo składa poszczególne kawałki układanki.Teraz już rozumie, skąd Annawzięła się przy Ustach Prawdy i dlaczego błąkała się samotnie po ulicach.W opowieści Giulia sąjednak luki.Duże luki.- Zamachnąłeś się mieczem, odciąłeś dłoń tamtej kobiety i dlatego na szacie Anny byłopełno krwi?- Zgadza się.Tom mu nie wierzy.- W takim razie gdzie jest tamta kobieta? Dokąd ją zabrali?Giulio wzrusza ramionami.- Siostry pewnie próbowały leczyć ją same.Przypuszczam, że za pomocą lekarstw Mater- ziół i pogańskich modłów.- To chyba za mało jak na ranę po odciętej dłoni?- Pewnie tak.Jeżeli zmarła, pochowały ją w łonie.Wszystkich zmarłych chowa się wzewnętrznych murach.To ma przywoływać jakąś nadprzyrodzoną moc, która chroni sektę.- Duchowe pole siłowe.- Można tak powiedzieć.Tom spogląda na niego ponad lampą.- W twojej historii niektóre fragmenty nie trzymają się kupy.Giulio stara się przybrać minę obrażonego.- Nie rozumiem.- Wobec tego ci wyjaśnię.Okłamałeś mnie.Krew na szacie Anny nie pochodziła odosoby, której odcięto dłoń.W laboratorium okazało się, że należała do kogoś innego.- Tompochyla się do światła.- Pytanie brzmi: do kogo? Kto jeszcze został ranny w tamtym kościele?Czego jeszcze mi nie powiedziałeś?109.Valentina Morassi jest z siebie zadowolona.Cały czas udaje się jej zachować spokój, co jest dużym osiągnięciem wobec faktu, żezostała uprowadzona przez uzbrojonych psychopatów, którzy zasłonili jej głowę płaszczem.Wciśnięta na tylne siedzenie samochodu nie potrafi określić, jaką trasą jadą, czy kierująsię na północ, czy na południe, ale gdy w końcu wyprowadzają ją z terenówki, jedno wie napewno.Są poza miastem.W powietrzu nie czuć spalin i nawet mimo zimy dobiega ją zapach bydła, mokrej ziemi itrawy.Nie odjechali jednak zbyt daleko od centrum Rzymu i podziemnego wyjścia z krypty podkościołem Santa Cecilia.Valentina zwraca też uwagę na nierówne podłoże.%7łwir.Ale nie równy i gładki, typowydla podjazdów w domach zamożnych ludzi.Raczej zwykłe kamienie, utwardzone traktorem.- Wprowadzcie ją do środka, szybko.Valentina bez trudu rozpoznaje głos Strzelca.Z dotyku dłoni na swoich ramionachwnioskuje, że pilnowanie jej przekazano komuś innemu.Kobietom.Valentina rozważa ucieczkę.Da sobie radę z dwoma kobietami.Bez problemu.Ale płaszcz zasłaniający jej głowę jest podtrzymywany paskiem.Valentina czuje jegoucisk na szyi.Musiałaby walczyć na ślepo.Ryzyko jest zbyt duże, zwłaszcza jeśli któraś z jejstrażniczek ma broń.- Uważaj, wchodzimy na stopień.Ostrzeżenie dobiega z lewej.Młody kobiecy głos.Niemal troskliwy.Powietrze wokół niej się zmienia.Nie czuć już ziemi i wilgoci.Dociera do niej zapach jedzenia.Zapewne wprowadzono ją do jakiegoś domu.Podłoga pod jej stopami jest równa i płaska.Valentina wsłuchuje się w swoje kroki.Drewno.Drewniany parkiet.- Zabierzesz ją od razu? - pyta druga kobieta przytrzymująca ją z prawej strony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]