[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak.Nie była w tejchwili zbyt pociągająca.- Dobra, ja.Dobra, Chess.Zadzwoń do mnie, jak wrócisz, okej? Bump chce,żebyś coś dla niego zrobiła.Chce pogadać.Niech to diabli! Na tym cholernym głodzie przynajmniej nie musiała sięmartwić tym, czego od niej chce Bump.Ani myśleć o tym, co się zdarzyło wsamochodzie.Ale pokiwała głową, jakby jego słowa nie walnęły jej prosto w pierś.- Dobra.Przez ułamek sekundy wydawało się, że chciał jeszcze coś powiedzieć.Otworzył usta, głowę przechylił na bok.Ale to minęło.Podniósł zużytą igłę igumową rurkę.I wsunął je do kieszeni.- Dobra, do jutra.Patrzyła, jak idzie przez pokój, ustawia drabinę za oknem i przeskakuje przezparapet w ciemną noc.Zniknął.Zniknął jak duchy, które nie zwracały na nią uwagi.Dziwne.Pomyśli o tympózniej.Teraz chciała jedynie usiąść i dobrze się poczuć.Odpocząć i się zrelaksować.I posprzątać brudną łazienkę, zanim nadejdzie ranek.***Zapaliła świeżo zrobionego skręta.Zaciągnęła się.Już prawie piąta, a nie miałaco robić i nie musiała nigdzie iść.Dziwnie się czuła, mając tyle wolnego.Cały czasspodziewała się, że lada moment ktoś zapuka do drzwi i wyciągnie ją na mróz.Ale w domu panowała cisza.Wciągnęła do płuc gorący, ostry dym i zaczęłaprzeglądać sprawozdania finansowe Fletchera.Przynajmniej te, które w tak krótkimczasie udało jej się zdobyć.Zerknęła na informacje o jego kontach i od razu jeodrzuciła.Wiedziała, że on też by tak zrobił, gdyby był na jej miejscu.Jakby to było, mieć tyle forsy? Pieniądze nigdy nie znaczyły dla niej wiele,poza tym, że mogły jej kupić chwilę zapomnienia.Ale trudno zachować obojętność,patrząc na rachunki za buty, które przekraczały to, co przez pół roku wydawała najedzenie.Poczuła lekkie ukłucie zazdrości i odrobinę rozpaczy.Zwiat był pełentakich ludzi jak Oliver Fletcher, dla których wszystko było łatwe.Nie interesowałojej, co robili ani jak żyli, ale ten spokój.Tego mu zazdrościła.A wyglądało na to, że Olivera stać było na całkowity spokój.Przynajmniejdopóki nie zaczęła przyglądać się uważniej.Skręt spokojnie się palił, a ona robiła notatki.W pokoju słychać było jedynie,jak zaciąga się dymem i skrobie długopisem o papier.Na kontach pojawiało się dużopieniędzy, ale - o ile się nie myliła - równie dużo z nich wychodziło.Raty za siedemsamochodów.Hipoteka na trzy domy.Benzyna do prywatnego odrzutowca.Rachunkiza markowe ciuchy, które musiała sprawdzić cztery razy, żeby się upewnić, że dobrzewidzi.Wzrok miała coraz bardziej rozmazany.Płatności dla firm zarządzających,marketingowych, stylistów, firm maklerskich.I przelewy na oddzielny rachunek.Zawsze ten sam.Bezimienny.Za każdymrazem tysiące, tysiące dolarów.Zapisała go, trzy razy sprawdzając, czy zrobiła to poprawnie.Jutro złożywniosek o wgląd w te akta, żeby sprawdzić, kto jest właścicielem rachunku.To możebyć ważne, a może nie.Ale we Fletcherze było coś takiego.Przypomniała sobiejego wczorajszy szyderczy uśmieszek i od razu wiedziała, dlaczego czegoś na niegoszuka.Owszem, to było lekkie nadużycie, ale kto wie.Był jej najważniejszympodejrzanym.Nie miała ich w końcu wielu.Nie zdążyła nawet pogadać z Merrittem izapytać, co sądzi o rodzinie.Nie znalazła u Rogera Pyle a niczego, co wskazywałobyna to, że miał jakikolwiek powód, by sfingować nawiedzenie.Do diabła, dotąd nieznalazła też żadnych dowodów na to, że cała rzecz została sfingowana, chociaż wgłębi serca czuła, że tak jest.Zaciągnęła się i strzepnęła popiół do plastikowej popielniczki na podłodze.Może się zdrzemnie, włączy jakąś płytę i prześpi się na kanapie.Szkoda jejbyło marnować całkiem niezły odlot na sen, ale ostatnio nie miała go zbyt wiele.Oczywiście fakt, że ktoś zostawiał w jej samochodzie oczy i łaził za nią po całymmieście, nie sprzyjał spokojnym słodkim snom.Do tego dochodziły jeszczenarkotykowy głód, kłótnie z ludzmi, których.których lubiła, zaklęcia śmierci istrach, że ją złapią.Ktoś mógł ją teraz obserwować.Do sufitu przy oknie witrażowym przyczepiłakoc, co było tanią i dość mizerną próbą ukrycia się przed ciekawskimi oczami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]