[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dajmy sobiespokój z oszustami.I tak jasne, że pańskiego włościanina oskubali doostatniego grosza.Dobrze mu tak, niech się nie łaszczy na cudząwłasność. Do usług, mademoiselle. Nowa sztuka.Do Moskwy przyjechałmłody pisarz Maksym Gorki, który przywiózł ze sobą świeżo napisaną ijeszcze niezakceptowaną przez cenzurę sztukę; zamierza ją zatytułowaćMieszczanie.Pierwsza próba dramaturgiczna pana Gorkiego żywozainteresowała dyrekcję Artystycznego Teatru Popularnego. Fi, mieszczaaanie przeciągnęła Kolombina. Szkoda, że nienapisał sztuki o włóczęgach albo o noclegowni! Nie, nasi rosyjscypisarze są zupełnie beznadziejni.W życiu i tak jest mało piękna, a oniwciąż usiłują nurzać się w błocie.Proszę przeczytać coś efektownego. Jest i coś efektownego. Nowa rozrywka multimilionerów.WNewport, najmodniejszym kąpielisku morskim amerykańskich bogaczy,zapanowała ostatnio prawdziwa mania na punkcie automobilizmu.Latorośle najznakomitszych amerykańskich rodzin uganiają się poszosach i bulwarach z przyprawiającą o zawrót głowy chyżością dotrzydziestu wiorst na godzinę.Policja notuje coraz większą liczbęnieszczęśliwych wypadków, spowodowanych wyścigami nasamojezdnych ekwipażach.Niedawno omal się nie rozbił młody HaroldVanderbilt, wjechawszy swoim panhardem levassorem na wóz zsianem.Trzydzieści wiorst na godzinę to wcale nie najwyższaprędkość! wykrzyknął z przejęciem Gendzi. Zresztą nie chodzi tuo szybkość! Jestem przekonany, że automobil to nie tylko z zabawka,można nim pokonywać ogromne odległości.I udowodnię, że mam rację,gdy tylko zakończę swoje sprawy tu, w Moskwie!Nigdy jeszcze Kolombina nie widziała niewzruszonego Gendziego wtakim podnieceniu.Miała słuszność nieboszczka Lorelei mężczyznisą jak dzieci.W tej chwili jednak wzrok japońskiego księcia padł na szpaltę gazety itwarz mu sposępniała. Co tam jest? spytała z niepokojem Kolombina. Znów artykuł o Chitrowskim Oślepiaczu niechętnie odrzekłGendzi, przebiegając oczyma tekst. Wciąż nie mogą go złapać.Nicnowego, zwykłe dziennikarskie spekulacje. Chitrowski Oślepiacz ? Kolombina zmarszczyła nosek. A,ten zbrodniarz, który wyłupia swym ofiarom oczy? Tak, słyszałam onim.Co za wulgarne przezwisko! Dlaczego przestępstwa zawsze są takprymitywnie nudne? Gdzie się podziali prawdziwi wirtuozi zbrodni?Skazywałabym morderców nie za to, że zabijają, ale za to, że popełniająte krwawe postępki w sposób tak pozbawiony talentu, tak pospolity!Ta myśl przyszła Kolombinie do głowy przed sekundą, w przypływienatchnienia, i wydała się niezwykle efektowna i prowokacyjna, ale jejprzyziemny towarzysz zupełnie nie zareagował i ponuro złożył gazetę.Po kawie wybrali się na spacer przez most Kuzniecki i zaułekTeatralny.Z przeciwka szła demonstracja z Ochotnego Riadu,prowadzona przez radnego miejskiego świętowano kolejnezwycięstwo rosyjskiego oręża w Chinach.Generał Rennenkampf zdobyłjakiś Tudżan i Cianguan.Niesiono portrety cara, ikony, chorągwie, iskandowano: Rosja huraa!Ludzie byli zgrzani, czerwoni, szczęśliwi, ale jednocześnie gniewni,jakby ich ktoś obraził. Proszę tylko na nich spojrzeć rzekła Kolombina. Ordynarni,podpici i zli, ale za to są patriotami i kochają ojczyznę.Widzi pan, jaksię cieszą, chociaż, zdawałoby się, co tych sklepikarzy może obchodzićCianguan.A pan i ja jesteśmy wykształceni, dobrze wychowani,schludnie odziani, ale Rosja jest nam obojętna. A cóż to za patrioci? Gendzi wzruszył ramionami. Zwykli kkrzykacze.Korzystają z okazji, by legalnie powrzeszczeć.Prawdziwypatriotyzm, tak jak prawdziwa miłość, nigdy o sobie nie krzyczy,W pierwszej chwili nie wiedziała, co odrzec, zamyśliła się.Aleprzecież to nie tak! Prawdziwa miłość krzyczy o sobie, i to jeszcze jakgłośno! Wyobrazmy sobie, że kogoś pokochałaś i że ci go odebrano czyż nie będziesz krzyczeć? Zawyjesz tak, że cały świat ogłuchnie.Azresztą, to zapewne kwestia temperamentu westchnęła Kolombina.Zapięty na ostatni guzik Gendzi, choćby go krojono na kawałki, za nicnie krzyknie uzna, że to poniżej jego godności.Nagle zapragnęła go rozruszać, chwycić za ramiona i porządnie nimpotrząsnąć, żeby włosy mu się zwichrzyły i zniknął nienagannyprzedziałek. Dlaczego pan jest zawsze taki spokojny? spytała.Nie odpowiedział jakimś żartem i nie zmienił tematu, jak to robiłzazwyczaj, lecz odrzekł poważnie i z prostotą: Nie zawsze byłem taki, mademoiselle Kolombina.W młodościprzejmowałem się każdym głupstwem.Los wszakże wystawiał na próbęmoją wrażliwość tak często i tak okrutnie, że teraz trudno mnie czymśporuszyć.Poza tym Konfucjusz powiada: Człowiek powściągliwypopełnia mniej błędów.Kolombina nie wiedziała, kim był Konfucjusz.Pewnie jakimśantycznym mądralą.Ale aforyzm jej się nie spodobał. Boi się pan błędów? zaśmiała się pogardliwie. A ja chcę całeswoje życie zbudować na błędach.Uważam, że nie ma nicpiękniejszego.Gendzi pokiwał głową. Słyszała pani o wschodniej doktrynie wędrówki dusz? Nie?Hindusi, Chińczycy i Japończycy wierzą, że nasza dusza żyje nie raz,lecz wiele razy, zmieniając tylko powłokę cielesną.W zależności odswoich postępków może pani otrzymać w następnym wcieleniu awanslub, przeciwnie, zostać zdegradowana do stopnia gąsienicy czy,powiedzmy, o ostu.I w tym sensie błędy są wyjątkowo niebezpieczne każdy oddala panią od harmonii, czyli zmniejsza pani szansę naodrodzenie się w jakiejś godniejszej postaci.Ostatnia uwaga wydała się Kolombinie dość obrazliwa, ale niezaprotestowała, tak była zafascynowana orientalną teorią. Chciałabym w przyszłym życiu stać się ważką o przezroczystychskrzydłach.Albo nie, jaskółką! Czy można z góry ustalić, kim sięczłowiek urodzi następnym razem? Ustalić nie odparł Gendzi ale przewidzieć chyba można, wkażdym razie wtedy, gdy życie ma się już ku końcowi.Jeden zbuddyjskich mędrców utrzymuje, że z wiekiem twarz człowieka nabieracech sugerujących, kim lub czym będzie on w następnym wcieleniu.Nieuważa pani, że na przykład nasz d doża jest uderzająco podobny dopuchacza? Jeśli w następnym wcieleniu, przelatując jako jaskółka nadciemnym lasem, usłyszy pani głos puchacza proszę być ostrożną.Bardzo możliwe, że to odrodzony pan Prospero znów wabi panią wswoje sieci.Parsknęła śmiechem.Doża ze swoimi okrągłymi, przenikliwymioczyma, haczykowatym nosem i nieproporcjonalnie pucołowatymipoliczkami rzeczywiście był podobny do puchacza.No dobrze, rozmowę z Gendzim można pominąć, uznała, ale Prosperanie to ważne.Umoczyła stalówkę w kałamarzu i jęła pisać dalej.Wspominałam już, że, o dziwo, wcale nie jestem zazdrosna o to, iżdoża interesuje się Ifigenią i Gorgoną.Za to myślę, że on jest zazdrosnyo mnie! Czuję to, wiem na pewno.Kobiety się w takich sprawach niemylą.Irytuje go, że już nie patrzę nań jak wcześniej smutnym, baranimwzrokiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]