[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.17Biegnijmy! - zawtórował Jess, porywając Rory z ziemi w obawie, że rannejnastolatce zabraknie sił na samodzielną ucieczkę.Nie zwlekając, rzucił siępędem w stronę lasu, z podskakującą mu na plecach, wrzeszczącą wniebogłosydziewczynką.Za nimi podążyła Lynn.Niech licho porwie wszystkie rozhisteryzowane małolaty, pomyślał ze złościąkowboj.Choć Rory umilkła w końcu, odgłos jej przenikliwego krzyku długo jeszczerozbrzmiewał w uszach kowboja.I od innych okropności także ustrzeż nas, Panie, dodał szybko kolejne życzenie.Tu zadrżał na wspomnienie ostatniego odkrycia, które wstrząsnęło nim do głębi:widoku kilkunastu kolejnych ciał ułożonych na trawie w rodzaj tajemniczegowzoru.Nie miał pojęcia, co ów wzór symbolizuje.W każdym razie zauważył, że krzyż z rozpiętym na nim mężczyzną zajmowałcentralną pozycję wśród otaczających go zewsząd rozciągniętych na ziemi zwłok.W co, na litość boską, wpakowali się we trójkę? Ani chybi odkryli zbiorowemorderstwo, co do tego Jess nie miał cienia wątpliwości.Tylko, jakiego rodzaju- czyżby zabójstwo rytualne?Co gorsza, sprawcy tej odrażającej zbrodni właśnie ich ścigają.To także jestjasne.Nie ma to jak znalezć się we właściwym miejscu o właściwym czasie, podsumował zprzekąsem.Ale zdążył już się przyzwyczaić do niepomyślnych splotów okolicznościw swoim życiu.Obecny fatalny przypadek mógł jednak kosztować go wyjątkowo drogo.Groziła muśmierć.Jemu, Rory i Lynn także.Dziewczynka uspokoiła się i siedziała na jego plecach cicho jak mysz pod miotłą.Tylko dłonie wczepione w kurtkę kowboja z taką mocą, że zdawało się, iż zamekbłyskawiczny lada chwila trzaśnie, świadczyły o wielkim napięciu Rory.Szybkirzut oka za siebie upewnił Jessa, że Lynn podąża jego śladem tak chyżo, jak bygoniła ją cała sfora diabłów.Co zresztą zdawało się wcale nie odbiegać od prawdy.Jess zdrętwiał,przyjrzawszy się w mdłym świetle księżyca ścigającym ich mordercom.Nie mieli w sobie nic z ludzi: żadnych charakterystycznych twarzy ani dającychsię zapamiętać znaków szczególnych.Po pro stu przez polanę płynęło kilkabiałych, bezkształtnych sylwetek.Jess uznałby je może za wcielenie złych mocy, gdyby nie pewien znamiennyszczegół: postaci uzbrojone były w karabiny maszynowe.Seria strzałów gruchnęławłaśnie za uciekinierami, którzy zdołali tymczasem szczęśliwie dotrzeć na skrajlasu.Duchy z bronią? Wykluczone.18Emanująca na górze martwa cisza napawała Theresę większą trwogą niż wcześniejszekrzyki.Przerażenie sparaliżowało ją do tego stopnia, że nie była w stanie anidrgnąć.A może?.Spróbowała.Strach tym razem okazał się sprzymierzeńcem: pod jego wpływemdziewczynie udało się zmusić zdrętwiałe mięśnie do wysiłku.Niczym krab popełzłapo brudnej posadzce piwnicy w stronę obiecującego wyzwolenie pomarańczowegoświatła.Posuwała się na trzech tylko kończynach, ponieważ jedną ręką wciążprzyciskała do piersi Eliasza.Nie zdecydowałaby się go porzucić, choćby niewiadomo, co miało się jeszcze wydarzyć.Nie dopuszczała do siebie myśli, że dziecko nie żyje.%7łe je udusiła.Nie, Boże, proszę Cię, modliła się gorąco.Nie pozwól, by tak się stało.Nie chciała zabić małego, przeciwnie - pragnęła go ocalić.I siebie także.Nie chciała ginąć, miała przecież dopiero szesnaście lat.DobryBoże! - tak bardzo chciała żyć!Bała się umierać.Zmierć tymczasem odeszła.Porzuciła chatkę, zabierając swoje demony.Theresawyraznie nie czuła już ich obecności.Miała nadzieję, że tamci zniknęli na zawsze.Modliła się o to.Dotarłszy do otworu wyjściowego, zawahała się chwilę.Gardło dławił jej strach,z trudem łapała powietrze, perliste łzy spływały ciurkiem po twarzy.Przerażeniena moment odebrało jej zdolność dalszego działania.Przycupnęła w bezruchu podklapą, nasłuchując pilnie.A jeśli Zmierć czyha jednak na nią na górze?Mimo wszystko musi zaryzykować.W przeciwnym razie i tak wyzionie ducha w tejzimnej i wilgotnej norze z głodu i pragnienia, a nawet, jeśli przetrwa jeszczekilka strasznych chwil, Zmierć może po nią wrócić.Tak, z całą pewnością prędzej czy pózniej zajrzy tu ponownie, by upomnieć się oswoje ofiary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]