[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ponieważ jak już wspomniano wyżej mieszkańcy wioski nie lubili podróży, a już ze szczególną niechęcią, ba, zodrazą traktowali wielkie miasta, jak Słupsk czy Puck, nie mówiąc już o Gdańsku czy Elblągu,nieszczęśliwe katastrofy na przybrzeżnych mieliznach i skałach stanowiły dla nich praktycznie jedynąokazję do kontaktu ze światem.To znaczy, dzięki nim poznawali nowych ludzi, dowiadywali się odalekich krajach, o dziwnych obyczajach tam panujących, o co rusz wybuchających gdzieś wojnach,najazdach, podbojach, o heretykach wszystkich wyznań, o barbarzyńcach wszelkich cywilizacji, słyszelio rzeziach niewiniątek i o walecznym wyplewieniu schizmy, o stosach i wymyślnych torturach, o obroniei zdobyciu miast, o okrucieństwie zwyciężonych i bezwzględności zwycięzców, o dziwnych prawach ibezprawiu, o głodzie i nędzy, o zarazach, o tchórzostwie i zdradzie, o rozpuście i o wielu, wielu innychsprawach tamtego świata, które tylko utwierdzały ich w przekonaniu, że są rzeczywiście wybranymnarodem.Natomiast dzięki wyrzuconym przez morze towarom nie tylko uzupełniali swe skromnedochody, ale i poznawali bogatą różnorodność świata materialnego, wraz ze zmieniającą się modą,smakiem przednich win czy korzeni indyjskich (w których prawdziwie zasmakowali).Poznawali teżnowe osiągnięcia ludzkiego umysłu, nowe wynalazki najczęściej były to coraz zmyślniejsze iskuteczniejsze mechanizmy do uśmiercania i kaleczenia innych.Dzięki wyrzuconym przez morzezegarom poznali również czas, przynajmniej teoretycznie, w praktyce bowiem zmoczone morską wodąmechanizmy odmawiały posłuszeństwa i wskazywały godziny, które już dawno minęły, co zresztąnikomu tutaj nie przeszkadzało.Z głębią lądu, unikając jak zarazy bliższych kontaktów, prowadzilijedynie sporadycznie handel wymienny: najwyżej parę razy w roku przyjeżdżali do wioski kupcy, i to zreguły ci sami.Tylko niezmiernie rzadko na to odludzie trafiał ktoś rzeczywiście obcy, pomijając oczywiście rozbitków.W ten to sposób wieś bogaciła się i z czasem jak już wspomniano bardziej żyła z darów morza ihandlu wymiennego niż z tradycyjnego w tych stronach rybołówstwa czy pracy na roli.Zapewne zgodnie40z obiektywnymi prawami materializmu historycznego wszystko potoczyłoby się normalnie, tak jak gdzieindziej, to znaczy wieś dzięki akumulacji kapitału i wzrostowi warstwy kupieckiej rozrosłaby się wmiasteczko, a miasteczko z tych samych względów w miasto, które zapewniłoby szybsze powstanie irozwój kapitalizmu w tych stronach, gdyby nie czynniki subiektywne, to znaczy przyziemna zawiśćludzka i pospolite zło, co to niczym morowe powietrze panoszy się po świecie.Rozniosło się bowiemdaleko poza granice Raju, że wieś jest tak bogata, iż wieśniacy złoto i klejnoty w garncach zakopują ipracować im się nie chce, bo nie muszą, mając wszelkich dóbr pod dostatkiem.A że w tej części świataczasy są zawsze niespokojne (mówią, że to z powodu morza) i co rusz jakaś wojna się gdzieś w okolicytoczy, więc grasowały tam bandy maruderów czy też dezerterów, rzezimieszków i zbiegłych więzniów,które zwabione nadzieją łatwego łupu, raz po raz napadły na wiosnę, łupiły ją doszczętnie, nie szczędząci kościoła, który ogałacano z naczyń liturgicznych i innych precjozów.Mieszkańcy nigdy swych dóbr niebronili, ale i tak mordowano ich czasem dla zasady , a kobiety gwałcono.Efektem tego ostatniego byłaprzedziwna mieszanka rasowa, jaka cechowała mieszkańców wioski, co pózniej znacznie utrudniło pracęniemieckich antropologów, mających za zadanie wykazanie nordyckiego pochodzenia Kaszubów(ostateczne decyzje w tej materii podjęto dopiero pod koniec drugiej wojny światowej, kiedypostanowiono Kaszubami uzupełnić przerzedzone szeregi Wehrmachtu).Tak więc ci, którzy pozostawaliprzy życiu, musieli od nowa odbudowywać zasobność wioski.Kolejne sztormy przynosiły nowekatastrofy, więc zamożność wieśniaków wolno, ale systematycznie rosła.Nigdy jednak nie było im danerozwinąć się materialnie na tyle, by w miejsce wioski założyć jakiś gród warowny, który mógłby imiasteczkiem, ba, miastem z czasem się stać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]