[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kobieta o pulchnej twarzyodwróciła się i spojrzała na dziewczynkę z niepokojem.- Pani córka to prawdziwa chłopczyca - stwierdziła.Amerykanka powtórzyła radośniesłowo chłopczyca i znów klasnęła w dłonie.- Czy to bezpieczne? - spytała znów kobieta o pulchnej twarzy.- Może przecież spaść.Sachiko uśmiechnęła się, a w jej głosie dało się wyczuć odrobinę ciepła.- Nie przywykła pani do tego, że dzieci wspinają się na drzewa? - zapytała.Kobieta nie spuszczała z Mariko zaniepokojonego spojrzenia.- Jest pani pewna, że to bezpieczne? Gałąz może się złamać.Sachiko zaśmiała się.- Jestem pewna, że moja córka wie, co robi.Niemniej jednak dziękuję pani zatroskliwość.To bardzo miłe z pani strony.- Po tych słowach ukłoniła się z szacunkiem.Amerykanka powiedziała coś do Sachiko i znów zaczęły rozmawiać po angielsku.Kobieta o pulchnej twarzy odwróciła się od drzew.- Proszę nie poczytać mi tego za niegrzeczność - powiedziała, kładąc rękę na moimramieniu - lecz trudno nie zauważyć.Czy to będzie pani pierwsze dziecko?- Tak - odparłam ze śmiechem.- Spodziewamy się go jesienią.- Wspaniale.A pani mąż, czy on także jest dozorcą w zoo?- O nie, pracuje w firmie elektronicznej.- Naprawdę?Kobieta zaczęła udzielać mi porad na temat opieki nad dziećmi.Słuchając jej,dostrzegłam, że chłopiec oddala się od stolika i zmierza w kierunku drzewa, na którymsiedziała Mariko.- Dobrze jest, jeśli dziecko słyszy dużo dobrej muzyki - mówiła kobieta.- To jestbardzo istotne.Wśród najwcześniejszych dzwięków, jakie słyszy dziecko, powinna być dobramuzyka.- Tak, ja sama uwielbiam muzykę.Chłopiec stał teraz pod drzewem, przyglądając się Mariko z zakłopotaniem.- Nasz najstarszy syn nie ma takiego słuchu jak Akira - ciągnęła kobieta.- Wedługmego męża wszystko to przez to, że jako niemowlę niezbyt często słyszał dobrą muzykę iskłonna jestem przyznać mu rację.W tamtych czasach w radio nadawano dużo muzykiwojskowej.Na pewno nie wpłynęło to na niego najlepiej.Przysłuchując się słowom kobiety, widziałam, że chłopiec próbuje wspiąć się nadrzewo.Mariko zeszła nieco niżej i najwyrazniej udzielała mu jakichś porad.Siedząca obokmnie Amerykanka cały czas głośno się śmiała, od czasu do czasu wtrącając jakieś słowo pojapońsku.Wreszcie chłopiec jakoś oderwał się od ziemi i zawisł, jedną stopę włożywszy wszczelinę pnia i obiema rękami trzymając się gałęzi.Choć od ziemi dzieliło go zaledwie kilkacentymetrów, znać było po nim wyrazne napięcie.Trudno powiedzieć, czy dziewczynkauczyniła to z rozmysłem, czy też nie, lecz schodząc niżej, przydepnęła z całej siły palcechłopca, który krzyknął piskliwie i upadł niezgrabnie na ziemię.Matka odwróciła się z przerażeniem.Sachiko i Amerykanka, pogrążone dotychczas wrozmowie, również odwróciły się w tamtą stronę.Chłopiec leżał na boku, głośno krzycząc.Jego matka podbiegła do niego, przyklęknęła i zaczęła badać mu nogi.Akira wciąż krzyczał.Wszyscy pasażerowie czekający na wagonik po przeciwnej stronie polanki patrzyli w nasząstronę.Po kilku minutach chłopiec, prowadzony przez matkę, podszedł zapłakany do stołu.- Wspinaczka po drzewach jest niebezpieczna - stwierdziła jego matka gniewnie.- On nie spadł - uspokajałam ją.- Nawet nie zdążył dobrze na nie wejść.- Mógł sobie coś złamać.Uważam, że dzieciom powinno się odradzać coś takiego.Totakie niemądre.- Kopnęła mnie - załkał chłopiec.- Strąciła mnie z drzewa.Próbowała mnie zabić.- Kopnęła cię? Dziewczynka cię kopnęła? Zauważyłam, że Sachiko rzuciła swojejcórce krótkie spojrzenie.Mariko znów była wysoko na drzewie.- Próbowała mnie zabić.- Dziewczynka cię kopnęła?- Pani syn po prostu się zsunął - wtrąciłam pośpiesznie.- Ja wszystko widziałam.Nawet nie miał skąd spaść.- Kopnęła mnie.Chciała mnie zabić.Kobieta również się odwróciła i spojrzała w kierunku drzewa.- Po prostu się zsunął - powtórzyłam.- Nie powinieneś robić takich głupstw, Akira - powiedziała z gniewem jego matka.-Wspinanie się na drzewa to rzecz niebezpieczna.- Ona próbowała mnie zabić.- Nie wolno ci wspinać się na drzewa.Chłopiec w dalszym ciągu łkał.W japońskich miastach - znacznie bardziej aniżeli w miastach angielskich -restauratorzy, właściciele herbaciarni i sklepikarze z całych sił pragną przyśpieszyćzapadnięcie ciemności; na długo przedtem, nim zgaśnie światło dnia, w oknach pojawiają sięzapalone lampy, a nad drzwiami podświetlone szyldy.Gdy tego wieczora znalazłyśmy sięznowu na ulicach Nagasaki, miasto lśniło od świateł i neonów.Wzgórza Inasa opuściłyśmypóznym popołudniem, udając się na kolację do restauracji położonej na jednym z pięter domutowarowego Hamaya.Potem, niechętnie myśląc o zakończeniu tego dnia, spacerowałyśmyleniwie bocznymi uliczkami, pragnąc jak najpózniej dotrzeć do zajezdni tramwajowej.Pamiętam, że bardzo modne w owym czasie wśród par stało się publiczne trzymanie się zaręce - coś, czego nigdy nie zrobilibyśmy z Jirem - i idąc ulicami miasta, widziałyśmy wieletakich par, które wyruszyły na poszukiwanie wieczornych rozrywek.Niebo, jak zwykle wletnie wieczory, przybrało kolor bladofioletowy.Na wielu straganach sprzedawano ryby i otej porze dnia, gdy łodzie rybackie powracały do portu, nierzadko można było spotkaćprzepychających się przez zatłoczone uliczki mężczyzn dzwigających na barkach kosze pełneświeżo złowionych ryb.Właśnie w jednej z takich uliczek, pełnej śmieci i leniwiewędrujących przechodniów, natknęłyśmy się na kram z loterią kujibiki.Ponieważ nigdy tegonie lubiłam, a w Anglii czegoś takiego nie ma - może z wyjątkiem wesołych miasteczek -zupełnie zapomniałabym, że coś takiego kiedykolwiek istniało, gdyby nie wspomnienieowego wieczoru.Stanęłyśmy za zebranym tłumem.Jakaś kobieta trzymała w górze dwu- lubtrzyletniego chłopczyka; na podwyższeniu mężczyzna z chustką owiniętą wokół głowywychylał się tak, by dziecko mogło sięgnąć do trzymanej przezeń w wyciągniętych rękachmiski.Chłopczykowi udało się wybrać jeden los, lecz nie bardzo wiedział, co ma z nim dalejrobić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]