[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz nim czerń zdołała się rzucić na nich, już Myszko wpadłszy do przedsieniachwycił knezia za bary.Jęli się mocować to w jedną, to w drugą zataczającstronę.Czeladz zamiast bronić stała onieśmielona tym zuchwalstwem.Wśród ciszy słychać było tylko sapanie obu i miotane przekleństwa, potemłomot, gdy na dyle, którymi był wyłożony pomost podsienia, padli oba.Knezbył pod spodem, Myszko siedział na nim gniotąc go.Działo się to przeciw drzwisamych, które się nagle otwarły i biała pani z rozpuszczonym włosem wbiegła zkrzykiem, nóż trzymając w ręku.Pochyliła się nad Myszkiem i poczęła mu szyję122rzezać, aż krew na słupy trysnęła.Rzucili się kmiecie ratować go i wnetpowstała wrzawa ogromna, bo z tyłu nadbiegła dwornia z wrzaskiem na nich.- Bij! Morduj! %7łycia nie dawaj! - wołano.Kmiecie bronili się dzielnie.Myszko, któremu krew się z szyi lała, zerwał się istanął na nogi odcinąjąc jeszcze, drudzy też odbijali razy, ale widząc przewagęw kupę się zbili i szli nazad ku wrotom, broniąc pachołkom.Na całym grodziekrzyk powstał straszny, tuż i strzały świstać poczęły.Ludzie, co na wieży byli iw dziedzińcu, nie śmiejąc zbliżyć się do zrozpaczonych kmieci, strzelali z góry iz dala, kamienie z proc na nich ciskali, a strzały więzły tu i ówdzie w twarzach iszyjach.Krew ciekła obficie.Jednakże dopadła gromadka do wrót zapartych,nacisnęli je i wyłamali.Padły z trzaskiem waląc się na ziemię.Tuż u mostudwornia jeszcze kupą stała, co z kmieciami przybyła; zobaczywszy swychpanów w niebezpieczeństwie, posunęła się w obronie ich, wołając i krzyczącżałośliwie.Z jednej i drugiej strony walczono zacięcie, tu była kupka niewielka,tam motłoch bez wodzów niezdarny.Nie gotów do waśni, bo się jej nikt niespodziewał, a życia tak bardzo nastawiać nie miał ochoty - głośno ujadał tylko, anie nacierał zbyt silnie.Więcej czynił wrzawy niż ran.Sam Chwost biegł z nimi,ale pózno się zerwał.Gawiedz nie potrafiła kmieciów odciąć od ich koni iczeladzi, tak że wśród tego zamętu dopadli, broniąc się, do haci, do mostu i dokoni - a tu, gdy raz się znalezli i dosiedli ich, Myszko skrwawiony pięść tylkopodniósł i krzyknął:- Zabraliście się z nami do wojny, to ją będziecie mieli!Wtem krew płynąca tak uszła, iż go słabnącego dwóch chwyciło pod ręce, bo sięskłonił i na ziemię padał.Tak podtrzymując go i tamując krew uchodzącą, kmiecie zaraz od zamku preczjechali z odgróżkami i narzekaniem wielkim.Chwostek szalał, że ich puszczono, że się im wybić dano.Ludzi swych wnetwieszać chciał za to, że go nie bronili w czas i kmieciom żywym ujść dali zgrodu.Smerdowie ich tuż na placu smagać poczęli prętami i biczami.Biała pani z nożem zakrwawionym w ręku stała na podsieni i palcami tchórzówwytykała, wywołując po imieniu.Chwostek też przypadając do niektórych własną ich siekł ręką.Nierychło się uspokoiło; zamek cały do pózna jęczał i płaczem się rozlegał.Dopiero gdy sił do bicia i znęcania się nie stało, dano pachołkom spocząć ipochować się potłuczonym po kątach.Knez i żona pomiarkowali też, iż nie czas było się srożyć, gdy lud co chwilapotrzebnym być mógł dla obrony.I tak jak za owych czasów bywało często, wnet po srogiej karze nastąpiłoprzejednywanie - kazano dla pobitych wytoczyć beczki z piwem i baranów imparę knez posłać kazał.Tak radziła biała pani.Jęczący jeszcze powlekli się dokadzi, czerpać z nich poczęli i grzbiety posieczone wycierając śmieli się jedni zdrugich.Smerdowie tymczasem z resztą czeladzi połamane wrota na nowostawili, hać i most opatrywali.123Na ławie w izbie leżał Chwostek, który padając na dyle także sobie utłukł kości- jęczał i przeklinał.Nad nim siedziała biała pani i patrzała nań z pewnympolitowaniem, a niemal pogardą.- Sameś sobie winien, miłościwy panie - mówiła - trzeba mnie słuchać było.Inaczej by się to skończyło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]