[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wspaniale, że odniosłeś sukces.Ale co ze mną? Jaki jest w tym mójudział? Mnie nikt nie pochwali, nie spojrzy na mnie z podziwem, nie powie: Aleś ty dzielna,Sanno.Christian ma szczęście, że dostał taką żonę.Nawet ty tego nie mówisz.Dla ciebie tooczywiste, że ja muszę harować, zajmować się domem i dziećmi, a ty w tym czasie będzieszsię spełniał. W powietrzu narysowała palcami cudzysłów. Zrobię to, jakżeby inaczej.Pociągnę ten wóz.Wiesz, że kocham zajmować się dziećmi, co nie zmienia faktu, że to wielkiwysiłek.Więc chciałabym, żebyś mi przynajmniej podziękował! Naprawdę tak wielewymagam? Sanna, nie przy dzieciach. powiedział Christian i w tym momencie zdał sobiesprawę, że palnął gafę. No pewnie, zawsze znajdziesz pretekst, żeby ze mną nie rozmawiać, nie traktowaćmnie poważnie! Albo jesteś zmęczony, albo nie masz czasu, bo musisz pisać, albo nie chceszsię kłócić przy dzieciach, albo, albo, albo.Chłopcy milczeli przestraszeni, patrzyli na rodziców.A Christian poczuł, jak jegozmęczenie przechodzi w złość.Tyle razy o tym rozmawiali.Nie znosił, gdy wciągała wkłótnie dzieci.Widział, że w toczącej się między nimi coraz bardziej otwartej walce stara sięprzeciągnąć synów na swoją stronę.Ale co mógł na to poradzić? Zdawał sobie sprawę, żeprzyczyną wszystkich kłótni jest to, że nie kochał i nie kocha Sanny.I że ona też o tym wie,ale nie chce się do tego przyznać.Zresztą właśnie dlatego ją wybrał, dlatego, że nie mógłbyjej pokochać.Nie tak jak.Walnął pięścią o kant stołu tak nagle, że Sanna i chłopcy aż podskoczyli.Zabolała goręka, i o to mu chodziło.Ból przyćmił to, o czym nie pozwolił sobie myśleć, i poczuł, żeodzyskuje panowanie nad sytuacją. Nie będziemy o tym teraz rozmawiać powiedział krótko, nie patrząc Sannie woczy.Idąc do przedpokoju, czuł na sobie jej wzrok.Włożył kurtkę i buty i wyszedł.Wostatniej chwili, zanim zatrzasnął drzwi, usłyszał jeszcze, jak Sanna mówi do chłopców, żeich tata jest idiotą.Najgorsza była nuda.Trzeba było znalezć sobie jakieś zajęcie, najlepiej sensowne, bywypełnić czas, gdy dziewczynki były w szkole.I wcale nie o to chodziło, że nie miała corobić, bo przecież miała.Zapewnienie Erikowi wygodnego życia wymagało sporo zachodu.Oczekiwał równiutko powieszonych, upranych i uprasowanych koszul, kolacji dla partnerówbiznesowych, a także by dom zawsze był wysprzątany na błysk.Wprawdzie raz w tygodniuprzychodziła zatrudniona na czarno sprzątaczka, ale i tak zawsze było coś do zrobienia.Tysiące drobiazgów, które powinny działać i być na swoim miejscu, żeby Erik nawet się niedomyślił, że dbanie o nie wymaga jakiegoś wysiłku.Problem w tym, że było to nudne jakdiabli.Gdy dziewczynki były małe, Louise lubiła być w domu.Kochała wszystko, co trzebarobić przy małych dzieciach, także zmienianie pieluszek, których Erik nigdy nawet niedotknął.Nie przeszkadzało jej to, czuła się wtedy potrzebna.Pożyteczna.Była dla nichcentralnym punktem świata, tą, która wstaje najwcześniej i sprawia, że słońce świeci.Było, minęło, i to dawno.Córki poszły do szkoły, miały koleżanki i zajęciapozaszkolne.Mamę traktowały raczej jako punkt usługowy.Podobnie jak Erik.Z żalemdostrzegła również, że obie stają się nieznośne.Erik wynagradzał córkom brakzainteresowania, kupując im wszystko, czego sobie zażyczyły.W dodatku one też zaczęły jąlekceważyć.Louise przesunęła dłonią po blacie.Włoski marmur, importowany na specjalnezamówienie, wybrany przez Erika osobiście podczas podróży służbowej.Nie podobał jej się.Zimny i twardy.Gdyby sama miała wybierać, byłby drewniany, może z czarnego dębu.Otworzyła błyszczące, gładkie drzwiczki.Znów chłód, więcej smaku niż uczucia.Ona doswego ciemnego dębowego blatu wybrałaby białe drzwiczki w stylu rustykalnym, ręczniemalowane, ze śladami pędzla, by im dodać życia.Wzięła w dłoń wysoki kieliszek do wina.Prezent ślubny od rodziców Erika.Rzeczjasna ręcznie dmuchany.Matka Erika już podczas weselnego przyjęcia wygłosiła długiwykład na temat niewielkiej, ale bardzo ekskluzywnej huty szkła, w której te drogie kieliszkiwykonano na specjalne zamówienie.Wzdrygnęła się, jej dłoń sama się otworzyła.Kieliszek uderzył o podłogę z czarnegokamienia i rozbił się na tysiąc kawałków.Oczywiście podłogę również sprowadzono zWłoch.Erik był bardzo podobny do rodziców.Również w tym, że nie podobało mu się nic,co szwedzkie.Wszystko musiało być sprowadzone z daleka.Im dalej, tym lepiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]