[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle poczuł, że nad nim jest wolna przestrzeń, i chwiejnie stanął nanogi.Dłoń mu pulsowała, ale teraz znajdował się w innej części maszynowni.Wiodło tu inne przejście, którego ściany tworzyły splątane rury.Pobiegł tamtędy w poszukiwaniu drabiny albo drzwi.Coś za nim zadzwięczało głośno.Odwrócił się i zobaczył, że Grivens stoi na drugimkońcu przejścia.Właśnie uderzył kluczem o metalowy filar.- No dobrze, mały.To już koniec.Niezle ci szło, ale skończmy już z tym.Pozwólstaremu Grivensowi skrócić swoje cierpienia.- Czy już za pózno na układ, który pan proponował? - Sherlock próbował wybiegów.Grivens uśmiechnął się.- O wiele za pózno - oświadczył.- Niestety jestem człowiekiem honoru.Zawarłemumowę i muszę doprowadzić sprawę do końca.Nie mógłbym teraz złamać danego słowa,prawda? Na kogo bym wtedy wyszedł?- Więc tak tylko pan mówił? Steward przytaknął.- Owszem.Była jakaś szansa, choć wiedziałem, że niewielka, że mi uwierzysz iwyjdziesz po dobroci.Ruszył w kierunku Sherlocka, wymachując kluczem.Chłopiec rozglądał się gorączkowo za czymś, czego mógłby użyć do walki.Wyglądało na to, że nie pozostaje mu nic innego niż bezpośrednie starcie.Brzdęk! Klucz francuski uderzył w żelazną rurę, aż wibracje rozeszły się po całejmaszynowni.- Spójrz na mnie - powiedział Grivens cichym, spokojnym głosem.- Popatrz na mnie,mały.Spójrz mi w oczy.Nie próbuj uciekać.Pogódz się z tym, co nieuchronne.Sherlock czuł, jak spokój w głosie tamtego, rozsądne słowa i skwar w maszynowniwprawiają go w rodzaj sennego transu.Gwałtownie potrząsnął głową.Nie da sięzahipnotyzować temu stewardowi.Rozejrzał się desperacko.Jego uwagę zwróciło coś opartego o drabinę - szufla! Musiałzostawić ją tutaj jeden z palaczy pod koniec szychty.Uchwyt zrobił się czarny od węglowegopyłu, a łopata była nadtopiona, jakby ktoś przez przypadek wsunął ją za daleko w płomienie,ładując węgiel do pieca.Sherlock chwycił szuflę i trzymał przed sobą, łopatą do góry.- A więc ten gnojek jeszcze dycha? - Twarz Grivensa zastygła w ponurą maskę.- Toznaczy, że będę musiał zapracować na swoją forsę.Rzucił się naprzód i zamachnął kluczem francuskim, usiłując trafić Sherlocka w skroń.Chłopiec uchylił się i klucz uderzył w bok żelaznej rury.Poleciały iskry, które oparzyły mutwarz.Przesunął ręką po włosach, żeby przypadkiem się od nich nie zajęły.Grivens warknął, po czym uniósł klucz i znów zamierzył się do ciosu w głowęSherlocka. Ten niezgrabnie odparł cios szuflą.Klucz uderzył w połowie drewnianego trzonka,zostawiając na nim wgniecenie.Sherlock o mało nie padł na kolana.Czuł, jakby impetuderzenia przeniesiony przez szuflę miał mu zaraz wyrwać ramiona ze stawów.Udało mu sięprzekręcić szuflę i trafić Grivensa w rzepkę.Mężczyzna wrzasnął i zatoczył się w tył,otwierając usta w zdumionym  o.- Ty gówniarzu! - zaklął.Wymachując kluczem jak pałką, znów rzucił się naSherlocka.Chłopiec podniósł szuflę, żeby zasłonić się przed ciosem.Rozległ się straszliwyłoskot.Grivens odskoczył, a klucz wyfrunął mu z ręki i wirując, zniknął w ciemnościmaszynowni.Szufla wysunęła się z nagle bezwładnych palców Sherlocka.Grivens stał zgięty, trzymając się lewą ręką za prawy łokieć.Jego twarz wykrzywiałzwierzęcy grymas wściekłości.Chłopiec odwrócił się i pobiegł.Alejka kończyła się kolejnym rozwidleniem.Sherlock pognał w prawo i zatrzymał siędopiero przed drabiną wiodącą w górę.Zerknął przez ramię.Ani śladu stewarda.Czującsłabość w ramionach po ciosie Grivensa, który odbił szuflą, niezdarnie wspiął się po drabiniena kładkę.Kładka biegła równolegle do głównego wału przecinającego pomieszczenie, którywychodził przez otwór w ścianie maszynowni i napędzał jedno z kół łopatkowych.Sherlocknie wiedział już, z której strony jest rufa, a w którą dziób.Nie wiedział, które koło napędzawał.Może oba.Nie żeby to miało jakieś znaczenie.Wał poruszał się powoli obok niego,gruby jak jego ciało, lśniący od smaru [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl