[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okrążył kałużę, trzymając kilka worków, a pieśń wydobywała się z jego ust.Kałuża wystrzeliła w stronę studzienki.Jakoś Ronnie znalazł się tam pierwszy, sięgnął doswojego worka i położył coś na podłodze.Skorpiona.Pajęczak tańczył w miejscu, uginając swójogon.Kałuża skurczyła się w popłochu.Ronnie upuścił worek na ziemię i przeszedł dalej.Kilka dodatkowych kroków i chwycił donastępnego worka, wyjmując wielką ropuchę.Okrążona z trzech stron przez zwierzęta, kałuża zmieniła kierunek i prawie wpłynęła naczwartą kreaturę, długą, wijącą się stonogę, w momencie, gdy Ronnie upuścił ją na podłogę.Kilka korków dalej stary mężczyzna opuścił ostatni worek na ziemię, ukazując wielkiego pająka.Kreatury poruszały się w parze z jego głosem.Kałuża ścisnęła się w centrum, schwytana.Ronnie wyjął mały kanister wiszący u jego nadgarstka i podszedł do kałuży.Jego palce poruszyłysię bardzo szybko i wyjął mały żółty kawałek kartki z jego rękawa.Papierek opadł na kałuże, zmałym chińskim symbolem napisanym na czerwono skierowanym do góry.Ronnie odkorkowałkanister i wylał jego zawartość na papier jasnoczerwonym strumieniem.Ciemny wyziew uniósł się z kałuży i zniknął, jakby się wypalił.Paskudny płyn leżał bezruchu.Ronnie Ma uśmiechnął się.***- To starożytny chiński rytuał - powiedziała Patrice, podczas gdy dwóch technikówmedycznych owiało mnie bagiennym dymem, podczas gdy stałam za linią z soli narysowanej naziemi.- Pięć jadowitych kreatur do utrzymania choroby w miejscu.Wiemy o tym, ponieważ byłato część Festiwalu Pięciu Księżyców.Festiwal wypada w przesilenie letnie - z gorącą, wilgotnąpogodą i atakiem chorób.- Co on wylał na cholerę?- Jeśli miałabym strzelać, wino z cynobrem.- Patrice spojrzała na Ronniego Ma, wciążuśmiechającego szeroko podczas gdy dwóch techników nieudolnie próbowało zmusić go dodmuchnięcia na diagnostyczny kwiat.- Szukaliśmy od wieków kogoś kto potrafi wykonać ten rytuał.Myślisz, że pracowałbymdla mnie?- Powiedziałabym, że tak.Pan Ma lubi być użyteczny.Czy mogę już iść? Czuję się dobrze,żadnych bólów, żadnych dyskomfortów.Patrice położyła rękę na moim czole.Magia uderzyła mnie.Kręgi pojawiły mi się przedoczami.Moja skóra zapłonęła.Wciągnęłam oddech i pokręciłam głową, starając się pozbyć siętego.- Teraz możesz iść - powiedziała mi Patrice.- Byłam zainfekowana?- Nie.Po prostu sprawdziłam tak na zaś.Pięć jadowitych stworzeń - powiedziała, wskazującgłową w stronę zwierząt wciąż czekających na swoich miejscach.- Usypiają chorobę.Ale wmomencie gdy je się usunie, znów się obudzi a ja nie chcę ryzykować.Dobrze wiedzieć.Przekroczyłam linię kredy.Wokół mnie panował kontrolowany chaos podczas gdy ekipaBiohazardu oczyszczała scenę, sprawdzając dwa tuziny najemników i pobierała próbki kałuży.Pochyliłam się w stronę Patrice.- Kałuża skierowała się prosto w stronę studzienki.To oznaki inteligencji lub instynktu.Albo to wiedziało że studzienka prowadzi do wody, albo wyczuła wilgoć.Jak choroba możewyczuwać cokolwiek?Patrice pokręciła głową.- Nie mam pojęcia.Nie sugeruję, że jesteś w błędzie.Po prostu nie mam odpowiedzi.Mogęci powiedzieć, że to raczej instynkt niż intelekt.Organizm, które spowodowały obydwie chorobysą po prostu zbyt prymitywne by rozwinąć inteligencję.Są limity nawet w magii.I w tymprzypadku, zgadywałabym, że to fizyka.- Wskazała na podłogę.- Opada w stronę studzienki.Kałuża może próbowała obrać najprostszą drogę.Rozdział 6Zajęło mi piętnaście minut przesłuchanie wszystkich by upewnić się, że nikt w Sali nie miałpojęcia jak w sumie atak na Solomona się zaczął.Dwóch mężczyzn widziało Stalową Marięwchodzącą do budynku.Utrzymywał swoją twarz ukrytą.W sali pełnej ulicznych bandziorów,nikt się nawet nim nie zainteresował.Mężczyzna przeszedł przez piętro i skierował się w górę naczwarte piętro, gdzie Solomon Red miał swoje pokoje.Kłótnia wywiązała się tam; mójterazniejszy zbiór świadków zauważył to dopiero wtedy, gdy ten obcy i Solomon wypadli z jegopokojów na korytarz i przeskoczyli nad barierką do wewnętrznej Sali.Według Boba Carvera,mężczyzna wylądował na swoich stopach, trzymając Solomona Reda za gardło.To bardzo szybkościągnęło uwagę wszystkich, przypominając o tym, że Solomon Red ma sześć stóp i dwa cale12wysokości i ważył prawie sto dziesięć kilogramów.Bójka sama w sobie była krótka i brutalna.- Czy któryś z was się w to wmieszał?Czterech najemników przy stole pokręciło głową, wszyscy oprócz Ivery, która miała bandażna swoim nosie.Bob Carver był już dwanaście lat w Gildii, Ivera i Ken obydwoje już siedem, uJuke nadchodził piąty.Cała czwórka była trenowana, zaprawiona, twarda i pracowała dobrze,jako zespół.W Gildii byli znani, jako Czterej Jezdzcy.Większość najemników była samotnikami,od czasu do czasu pracowali z partnerami, kiedy nie mieli wyboru.Jezdzcy brali roboty, którewymagały więcej niż dwóch ciał i byli cholernie dobrzy w tym.- Jest dobry.- Powiedział Bob.- Trzymałem się z daleka od niego.- Nie zrobił niczego zajebistego.- Dodała Juke, mierzwiąc swoje spiczaste, czarne włosy.Próbowała pewnie uzyskać przerażający efekt z czarnymi włosami i ciemnymi oczami, ale jejrysy były zbyt ostre i delikatne, i skończyła z wyglądałem na wkurzonego Gota.- %7ładnych trąbpowietrznych, czy biczów.Uderzył Salomonem o windę i wbił włócznię w jego szyję.Dziękuję,do widzenia.I tyle pozostało po naszym nieustraszonym liderze.- To był wyuczony atak - dodała Ivera.- Brak zawahania się, żadnego celowania, nic.- Co się stało po tym jak dodał Solomona do swojej kolekcji motyli?- Magia uderzyła - odpowiedziała Ivera.Czy Stalowa Maria mogła wyczuć nadchodzącą magię? To by był niesamowity trik.- A wtedy?12ok.1, 90 mBob spojrzał na Kena.Wysoki, chudy Węgier był w grupie ekspertem od magii.Ken miałzwyczaj siedzieć bardzo sztywno, tak cicho, że zapominało się że tam jest.Jego ruchy byłyograniczone, skomponowane z jego wychudzonym ciałem i jego ważeniem słów tak, jakby byłyzrobione ze złota.- Ekstrakcja.- Czy mógłbyś mi to wyjaśnić, proszę?Ken się rozpalił, ważąc korzyści dla ludzkości przeciw przerażająco-męczącą czynnościąwyprodukowania kilku dodatkowych słów.- Mężczyzna połączył dłoń na ustach Solomona.- Zademonstrował mi to, wyciągając swojądłoń przed siebie.- Powiedział słowo i wyciągnął esencję z niego.Co on miał na myśli do cholery?- Zdefiniuj esencję.Ken spoglądał na mnie uważnie przez długą minutę.- Błysk jego magii.To nie miało sensu.- Czy możesz opisać ten błysk?Ken zatrzymał się, zaintrygowany.- To wyglądało jak kłębek jasno czerwonej waty cukrowej - rzekł Juke.- Błyszczący magią Solomona.Poczułem to.Potężna - potwierdził Ken.- Mężczyznatrzymał jego esencję w dłoni, a potem opuścił miejsce.- Po prostu tak wyszedł?- Nikt nie był tak głupi, żeby go zatrzymać - powiedziała Juke.I to była różnica między Gildią i Zakonem.Jeśli mężczyzna w pelerynie wkroczyłby doKapituły Zakonu, każdy jeden rycerzy musiałby zginąć, zanim mógłby stamtąd wyjść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]