[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No to dobrej nocy zachodniej albo dzień do-bry wschodni, jak pani woli!Zofia wyszła z wieżowca.Padał drobny deszcz, szła bez pośpiechu do samochodu, potempojechała w stronę nabrzeża 80., tego drugiego miejsca w mieście, które było jej schronieniem.Chciała zaczerpnąć świeżego powietrza, popatrzeć na drzewa, więc skierowała się napółnoc.Aleją Martina Luthera Kinga wjechała do Golden Gate Park, dotarła do głównego je-ziora.Na wąskiej drodze latarnie rysowały miriady świetlnych kręgów w ciemnościachgwiezdnej nocy.Reflektory samochodu Zofii oświetliły mały drewniany domek, w którymspacerowicze wynajmują łodzie w pogodne dni.Parking był pusty, zostawiła tam forda i pieszoposzła do ławki pod latarnią; usiadła.Dorodny biały łabędz, popychany lekką bryzą, dryfowałna wodzie z zamkniętymi oczami obok żaby śpiącej na liściu nenufara.Zofia westchnęła.Ujrzała Go na końcu alejki.Pan szedł nonszalanckim krokiem, z rękami w kieszeniach.Przekroczył niewysoką siatkę, zrobił sobie skrót przez trawnik, omijając kobierzec z kwiatów.Podszedł do ławki i usiadł obok Zofii.- Chciałaś się ze mną widzieć?RL - Nie chciałabym Panu przeszkadzać.- Nigdy mi nie przeszkadzasz.Masz jakiś problem?- Nie, tylko jedno pytanie.Oczy Pana trochę się ożywiły.- No to słucham, moje dziecko.- Przez cały czas głosimy miłość, ale my, aniołowie, mamy do dyspozycji wyłącznie teo-rię.Może mi Pan powiedzieć, czym właściwie jest miłość na ziemi?Pan popatrzył w niebo i wziął Zofię pod rękę.- Ależ to najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek wymyśliłem! Miłość to odrobina na-dziei, nieustanne odnawianie świata, droga ku ziemi obiecanej.Stworzyłem płci, aby ludzkośćmogła doskonalić inteligencję: świat jednorodny byłby śmiertelnie smutny! A poza tym śmierćjest tylko momentem życia dla tego czy tej, którzy potrafią kochać i być kochanymi.Czubkiem stopy Zofia nerwowo narysowała na ziemi kółko.- A Bachert to prawdziwa opowieść? Bóg uśmiechnął się i wziął ją za rękę.- Coś pięknego, prawda? Ten, kto znajdzie swą drugą połowę, jest bardziej spełniony niżcała ludzkość.To nie człowiek jest wyjątkowy, gdybym tak chciał, stworzyłbym tylko jednego;staje się takim dopiero wtedy, kiedy zaczyna kochać.Istota ludzka jest może niedoskonała, alenie ma nic doskonalszego we wszechświecie niż dwie kochające się istoty.- Teraz lepiej to rozumiem - rzekła Zofia, rysując linię prostą pośrodku swego kółka.On podniósł się z ławki, włożył ręce do kieszeni i chciał odejść, ale najpierw położył rę-kę na głowie Zofii i powiedział głosem łagodnym i zarazem poufnym:- Powiem ci coś w wielkiej tajemnicy, od pierwszego dnia stawiam sobie jedno pytanie:Czy to naprawdę ja wymyśliłem miłość, czy może miłość wymyśliła mnie?Odchodząc lekkim krokiem, Bóg popatrzył na swoje odbicie w wodzie; Zofia usłyszałajego szept:- Pan tu, Pan tam, chyba muszę sobie znalezć jakieś imię w tej naszej firmie.straszniemnie postarzają tą brodą.Odwrócił się jeszcze i spytał Zofię:- Co myślisz o imieniu Houston?!Zupełnie zbita z tropu, Zofia patrzyła, jak odchodzi, z jego cudownymi rękami skrzyżo-wanymi na plecach - cały czas coś do siebie mruczał.- Pan Houston, może być.Nie.Houston jest lepiej!Głos zniknął za rozłożystym drzewem.RL Przez dłuższą chwilę Zofia się nie ruszała.%7łaba siedząca na nenufarze wpatrywała się wnią, dwa razy zarechotała.Zofia pochyliła się i powiedziała:- Czego? Czego?!Poszła do samochodu i wyjechała z Golden Gate Park.Na wzgórzu Nob Hill dzwonuderzył jedenaście razy.Przednie koła znieruchomiały kilka centymetrów od brzegu, maska astona martina wi-siała nad wodą.Lucas wysiadł, zostawiając otwarte drzwi.Postawił prawą nogę na przednimzderzaku, wziął głęboki oddech i nagle zmienił zamiar.Odszedł kilka kroków dalej, bo zakrę-ciło mu się w głowie.Pochylił się nad wodą i zwymiotował.- Chyba coś nie za bardzo, prawda?Lucas wyprostował się i popatrzył na starego kloszarda, który częstował go papierosem.- Ciemne, trochę mocniejsze, ale z uwagi na okoliczności.- powiedział Julian.Lucas wziął jednego, Julian podsunął bliżej zapalniczkę; przez krótką chwilę płomieńoświetlał dwie twarze.Zaciągnął się głęboko i zakaszlał.- Bardzo dobre - rzekł, odrzucając niedopałek daleko.- Chory żołądek? - spytał Julian.- Nie!- Może jakaś przykrość?- Julianie, jak pana noga?- Tak jak cała reszta, kuleje!- Niech pan ją obandażuje, zanim wda się infekcja - powiedział Lucas na odchodnym.Julian patrzył, jak tamten kieruje się w stronę starych budynków leżących sto metrówdalej.Lucas wszedł po przerdzewiałych schodach i posuwał się naprzód wąskim przejściemwzdłuż fasady na pierwszym piętrze.Julian krzyknął do niego:- Ta przykrość jest raczej brunetką czy blondynką?Ale Lucas już tego nie usłyszał.Zamknęły się za nim drzwi jedynego gabinetu, któregookno było jeszcze rozświetlone.Zofia nie miała najmniejszej ochoty wracać do domu.Mimo że z przyjemnością gościłaMatyldę, brakowało jej odrobiny intymności.Szła obok starej wieży z czerwonych cegieł, gó-rującej nad opustoszałymi dokami.Zegar wbudowany w górną część stożkowatej wieży wybiłpół godziny.Podeszła nad sam brzeg.Dziób starego statku kołysał się w świetle księżyca, niecoprzysłonięty lekkim woalem mgły.RL - Bardzo lubię tę starą łajbę, jest w tym samym wieku co ja! Ona też skrzypi, kiedy sięporusza, jest jeszcze bardziej przerdzewiała niż ja!Zofia odwróciła się i uśmiechnęła do Juliana.- Nie mam nic przeciw niej - rzekła - ale gdyby jej trapy były w lepszym stanie, lubiła-bym ją jeszcze bardziej.- Wytrzymałość materiału nie ma nic wspólnego z tym wypadkiem.- Skąd pan to wie?- Portowe mury mają uszy, jakieś słówka zasłyszane tu i ówdzie tworzą jakieś zdania.- Wie pan, jak doszło do upadku Gomeza?- Na tym polega cała tajemnica.Gdyby to był ktoś młody, chodziłoby pewnie o chwilęnieuwagi.Od zawsze przecież mówią w telewizji, że młodzi są głupsi od starych.ale ja niemam telewizora, a ten doker był starym wygą.Nikt nie uwierzy, że tak po prostu spadł z drabi-ny.- Mógł się zle poczuć?- Bardzo możliwe, ale trzeba by się dowiedzieć, dlaczego zle się poczuł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl