[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ja też  zgodził się Layard. Obydwaj w tym samym czasie?I dlaczego teraz? Czy może być miejsce bardziej odmienne od Harkley Houseniż to, w którym się teraz znajdujemy?Jordan westchnął i sięgnął po kawę.Jego ręka troszeczkę drżała. Może każdy z nas pochwycił to od drugiego i wzmocnił? Wiesz, co mówiąo wielkich umysłach myślących podobnie?Layard rozluznił się i skinął głową. Szczególnie umysły jak nasze, co?Powtórnie skinął głową z odrobiną niepewności. No, może i masz rację. odrzekł.Przed dziesiątą przybyli na przystań.Siedzieli na drewnianej ławce, z którejrozciągał się wspaniały widok na mielizny i przystań Mandraki aż do Fortu Zwię-tego Mikołaja.Po ich lewej stronie, na podwyższonym cyplu, stał Bank Grecki,którego białe ściany i błękitne okna odbijały się w stojącej wodzie.Po prawejstrome i dalej w tył rozciągało się Nowe Miasto Rodos.Mandraki, będąc przedewszystkim płytkim cumowiskiem, nie służyło za port handlowy, który znajdo-wał się o ćwierć mili na południe, w zatoce historycznego, malowniczego, ufor-tyfikowanego jeszcze przez uczestników wypraw krzyżowych Starego Miasta, zawielkim falochronem zakończonym warownią.Według informacji, jakie posiada-li, przemytnicy narkotyków cumowali tutaj i zaopatrywali się w wodę i pożywie-nie, przed ostatnim skokiem na Kretę, do Włoch czy Hiszpanii.Niewielkie ilości żywicy z konopi indyjskich były podrzucane nocą tutaji w innych portach po drodze.Ale wielka masa wszelkiego  dobra i głównyładunek, jaki stanowiła kokaina, płynął do Walencji w Hiszpanii.Stamtąd, osta-tecznie, przerzucano towar do Anglii.Zadaniem agentów INTESP było określić:(a) jak wielkie ilości białego proszku znajdowały się na statkach; (b) jeżeli ilościbyły niewielkie, to czy wczesne aresztowania mogłyby wskazać drogę do narko-tykowych magnatów?; (c) gdzie ten ładunek ukrywano, skoro już znalazł się napokładzie.Nie dalej jak kilka miesięcy temu pewien statek został dokładnie przetrzą-śnięty w porcie Larnaka na Cyprze, bez żadnego efektu.Lecz oczywiście, sprawaznalazła się w rękach grecko-cypryjskiej policji, której brakowało prawdopodob-nie małego drobiazgu  koordynacji działań i inteligencji.Tym razem miała to być połączona akcja, kończąca się w Walencji, jeszczeprzed rozładowaniem towaru.I, co więcej, tym razem statek  drewniana, sze-rokodenna, przewalająca się na falach beczka starego Greka, zwąca się dumnie68  Samotraki , miała być przetrząśnięta do ostatniego nitu.Jordan i Layard mielipodążać za nią wzdłuż całej jej trasy.Wystrojeni w sprzedawane turystom jako  amerykańskie czapki z szerokimidaszkami, w jasnych koszulkach z krótkimi rękawami, marynarskich spodniachi skórzanych sandałach, czekali na przybycie swojej  zwierzyny.Jak na ludzi,którzy mieli zataić własną tożsamość, taki ubiór mógłby się wydać dziwaczny,ale na tle pstrokacizny grup turystycznych, mógł być z łatwością uznany za zbytkonserwatywny.A tego też musieli uniknąć.Przez jakiś czas milczeli.Wisiał nad nimi jakiś dziwny nastrój.Jordan winiłza to metaxę, a Layard nazbyt tłuste jedzenie.Cokolwiek to było, kolidowałotroszeczkę z ich ESP. Chmurzy się  poskarżył się Jordan i zmarszczył brwi.Następnie wzru-szył ramionami. Nie wiesz, co mam na myśli, prawda? Oczywiście, wiem  odparł Layard. W dawnych czasach nazywali-śmy to mentalnym smogiem, pamiętasz? Rodzaj przytłumionych zakłóceń umy-słowych, które zniekształcają albo nawet blokują obrazy? Albo zaciemniają je ro-dzajem.no, wilgotnej, przydymionej mgły! Kiedy sięgam i szukam  Samotra-ki , doznaję uczucia gęstniejącej mgły w moim umyśle.Wilgoć, ciemność, smog.Ale jak to wytłumaczyć w miejscu takim jak to? To niezwykłe.I to nie bierze sięz tego statku, ale  nie wiem  zewsząd. Jak dawno temu natknęliśmy się na innych esperów?  Jordan popatrzyłna niego. Masz na myśli naszą pracę? Prawie za każdym razem, gdy działamy zagranicą.Do czego zmierzasz? Nie myślisz, że inni agenci mogą namierzać się na tą samą robotę? Naprzykład Rosjanie albo Francuzi? To możliwe. Tym razem Layard zmarszczył brwi. W ZSRR problemnarkotyków narasta, a Francja tkwi w tym bagnie od lat.Ale zastanawiałem się,co będzie, jeżeli oni są po drugiej stronie? To znaczy, jeżeli sami przemytnicykorzystają z usług esperów? Mogą sobie na to pozwolić, to fakt.Jordan przytknął do oczu lornetkę i bacznie obserwował linię brzegową, odfortu na falochronie, aż do wyrastającego zza masywnych murów centrum StaregoMiasta. Czy próbowałeś to śledzić?  zapytał. Poza wszystkim ty jesteś wróż-bitą.Ale jeżeli o mnie chodzi  to mam przeczucie, że zródło jest gdzieś tam.Bystre oczy Layarda podążyły śladem lornetki towarzysza.Duży, biały moto-rowiec kołysał się leniwie na kotwicy w wąskim, pogłębionym kanale Mandraki.Z tyłu za nim małe stateczki chybotały się przycumowane do przystani albo wpły-wały i wypływały, w większości wypełnione po burty turystami.wierć mili dalejplace targowe i ulice Starego Miasta tworzyły rój, którego pracowite buczenie wy-69 dobywało się spomiędzy licznych kościołów i biało-żółtych domów, skąpanychw słonecznym świetle poranka.Layard wpatrywał się długie chwile, po czym strzelił palcami, usiadł wygod-nie i uśmiechnął się całą gębą. To jest to  powiedział w końcu. Trafiłeś za pierwszym razem. Tak?  Jordan patrzył na niego. Oczywiście, musiałoby to być gorsze dla ciebie niż dla mnie.Gdyż ja tylkoznajduję.Ja nie czytam w myślach. Czy zechciałbyś wyjaśnić? Wyjaśnić co?  Layard wyraznie był z siebie zadowolony. Twoja mapaStarego Miasta jest taka sama jak moja.Tyle tylko, że ty prawdopodobnie doswojej nie zajrzałeś.Dobra, wybawię cię z kłopotu.Tam, na wzgórzu, jest azyldla umysłowo chorych. Co ta. zaczął Jordan, ale zaraz opuścił lornetkę i walnął się dłoniąw kolano. To musi być to  powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl