[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozpacz serce moje zajęła, gdy nie widząc cię dzień cały w wieczór niezastałem cię w domu.Jutro równo ze świtem rozkaz mamy rzucaćWarszawę; wychodzim na wojnę.Wojna okropna nas czeka, losywszystkich niepewne.Malwino? Myśl, że może przyjdzie zginąć niewidząc ani pożegnawszy ciebie, nie powtórzywszy ci raz ostatni, żeuwielbiam cię nad wszystko w świecie, myśl ta okrutna opanowała całąNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG100duszę moję i żadnej innej nie dopuściła rozwagi.Dowiedziawszy się,żeś w tę stronę pojechała, przyleciałem i u nóg twoich o przebaczeniemojej zuchwałości, o litość błagam nad moją rozpaczą!To mówiąc książę Melsztyński padł u nóg Malwiny i wlepiwszy wnią oczy z trwogą czekał, rychło ona słowo wyrzeknie.Tysiąc uczuć cisnęło się w serce Malwiny i moc do odpowiedziodejmowało zupełnie.Lecz wyraz boleści wyryty na twarzy Ludomira,przestrogi ciotki tylokrotnie powtórzone i które w ostatnim liście tylejej uczyniły wrażenia, tkliwe rozrzewnienie, któremu zbiór okoliczno-ści, miejsce, pora, ledwo nie powiem godzina, mocy niezwyczajnejdodawały, a bardziej jak to wszystko obraz niebezpieczeństw, na któreszedł Ludomir, które żywa imaginacja Malwiny najokropniej jej wy-stawiała, wszystko to złączone razem opanowało jej duszę i wymogło rzec mogę że podniósłszy oczy podała rękę księciu Melsztyńskiemu iraptownie wymówiła: Wróć, książę, tylko szczęśliwie, a po wojnie.Wtem krzykokropny przerwał jej słowa i widmo nadzwyczajne zmysły jej odjęło.W gęstwinie szpaleru, blaskiem księżyca zupełnie oświeconego, na-przeciwko siebie Malwina ujrzała drugą postać Ludomira.Postać taokropność i rozpacz nosiła na twarzy; nieład włosów i bladość nad-zwyczajna mieszkańca już nie tej ziemi wyrażać zdawała się.Malwinazemdlała zupełnie, a książę Melsztyński.który tyłom obrócony doszpaleru nie mógł widzieć Przyczyny jej przestrachu, rozumiejąc, żekrzyk ten okropny, któren oboje słyszeli, jedynie sprawiał jej trwogę,nie mniej jednak jak Malwina został zlęknionym widząc ją leżącą bezduszy i tak daleko od wszelkiego ratunku.Oparł o ławkę, a sam pole-ciał do łachy czerpać wodę w kapelusz nie mając naprędce innego spo-sobu ratowania jej.Szczęściem, ludzie Malwiny, niespokojni, widząc,że tak długo nie wraca, szli właśnie jej szukać i słysząc ten krzykokropny zbiegli się nad łachę, gdzie znalezli panią swoje jak martwąleżącą, a księcia Melsztyńskiego, któremu ten widok przytomnośćodejmował, w ostatniej rozpaczy.Nosidła z gałęzi zrobili naprędce, na których omdloną Malwinę dozamku przynieśli, i niemałym strachem nabawili żonę dozorcy pałacu,gdy do jej weszli mieszkania.Malwina, bardziej do trupa niż do żyjącejjeszcze osoby podobna, książę Melsztyński, którego z obłąkania za wa-riata brać można było, godzina dość już pózna, poniedziałek nieszczę-śliwy, i relacje, które każdy raptownie czynił o krzyku okropnym, którenwszyscy słyszeli i za nową i nie-odbitą pewność istności widma dawali,NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG101te wszystkie przyczyny zebrane łatwo mogły przestraszyć odważniejsząnawet osobę, jak trwożliwą dozorczynię, ale że szczęściem przy tchórzo-stwie swoim była miłosierną i dobrą, zaraz zaczęła się krzątać, by Mal-winie w czym dopomóc.Położyła ją na swoim łóżku, zlała na nią, cotylko kropel miała w całym domu, i ręce załamywała widząc, że to nicnie pomaga.Przecież felczer, który w Wilanowie mieszkał i po któregoksiążę Melsztyński był poleciał, przyszedł zadyszany i mocniejszymikroplami potrafił Malwinę ocucić nareszcie.Lecz to ocucenie nie trwałodługo, w ustawiczne znowu mdłości wpadała, między którymi nieprzy-tomną być się zdawała i gadając od rzeczy księcia Melsztyńskiego aniswoich ludzi nie poznawała.Felczer oświadczył, że mocną ma gorączkę,i radził, żeby ją można jak najprędzej do Warszawy odwiezć, gdzie idoktora, i lepsze wygody mieć mogła jak w Wilanowie.Pojazd księciaMelsztyńskiego szczęściem się znalazł; przenieśli w niego Malwinę;książę felczera zobowiązał, aby takoż w niego wsiadł i chorą do miastaodwiózł.Sam zaś dostał konia i przy powozie jechał z sercem jak strwo-żonym, to ci, co żywo kochali, a widzieli kiedy tę, którą kochali, w nie-bezpieczeństwie życia, najlepiej pojąć potrafią.Przyjechawszy nareszcie do domu zaraz Malwinę do łóżka zaniesio-no.Obudziwszy najlepszego doktora, książę Melsztyński przywiózł go inic odstąpił póty, póki ten obejrzawszy chorą nie przysiągł mu, że nie-bezpieczeństwa życia w ten moment nie widzi.Ludomir mało go nieudusił z radości ściskając go po tej odpowiedzi.Lecz doktor dołożył, żechoć niebezpieczeństwa życia w tej chwili właśnie nie widzi, jednakMalwina mocno chorować może, że dużą bardzo ma gorączkę, żeustawnie bez przytomności gada, że słabość ta zdaje się przyczyną mo-ralną wzbudzona i najbardziej spokojności potrzebuje.Książę Melsztyń-ski pół życia byłby oddał, żeby mu wolno było zostać w pokoju Malwi-ny i pilnować każdego odetchnienia tego jestestwa, od którego życiejego naówczas zawisłe było
[ Pobierz całość w formacie PDF ]