[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ziewnęła ukradkiem, przesłaniając ustai zaszczebiotała:- Tak, Violet, kochanie.Myślę o tym, żeby następnym razem wyglądać jak kucharka albo garderobiana.Musisz mizdradzić tajemnicę, jak ty to robisz.- Dobry Boże! - Violet spojrzała na Granta.- Dałeś kotce pazury.A mówiąc o kotkach: widziałeś dziś SusannęWinthrop? Nie, raczej nie.W czasie, gdy byłeś w Paryżu, zaopiekował się nią Ratcliffe Heneage.- Naprawdę? - spytał Cobie.Udało mu się zachować niewzruszony spokój, chociaż w duchu aż kipiał z gniewu i niepokoju.- Nowy przyjaciel domu?- O wiele więcej - odparła Violet.- Wiesz przecież, żejej mąż to stary nudziarz.Nie muszę ci tego mówić.Nicdziwnego zatem, że Susanna próbuje jakoś osłodzić sobieżycie.- Oczywiście - zgodził się z nią Cobie.- Cieszę się, żeprzyszła.W gruncie rzeczy nieważne, czy sama, czy z sirRatcliffe'em.Myślałem tylko, że to twój wielbiciel, moja kochana Violet.Ona też tak myślała.Rzuciła go dla Granta, ten zaś okazałsię człowiekiem zupełnie pozbawionym gustu i poślubił tęmałą Dinah.Kiedy chciała powrócić do sir Ratcliffe'a, onkręcił się już przy Susannie.Też sobie wybrał partię! Bógjeden wie, dlaczego tak postępuje.Kolejna klęska, za którą kiedyś miał zapłacić pewienAmerykanin.Violet uznała, że najwyższa pora zakończyć tęrozmowę.Odeszła na bok i spod oka obserwowała Grantów.Susanna Winthrop także na nich patrzyła, i to z większymbólem niż lady Kenilworth.Postanowiła w duchu, że Cobiesię nie dowie, jak bardzo cierpiała.Kiedy krążył wśród tłumugości, miała wrażenie, że ktoś wbija jej nóż w serce.Pamiętała go, jak był niemowlęciem na rękach Marietty.Cała miłość, którą do niego czuła przez wszystkie lata, w jednej krótkiej chwili zmieniła się w nienawiść, tak jak mleko kwaśniejące w dzbanku.Uśmiechnęła się do Ratcliffe'a, patrzącego na nią z dumną miną zdobywcy.Wielu gości przyglądało im się w naderznaczący sposób.Cobie podszedł do niej mniej więcej w połowie przyjęcia.Zostawił Dinah na chwilę, żeby porozmawiać z jednym zeznajomych.Widział ją, siedzącą prosto jak świeca, i uśmiechnął się w duchu.Postępowała zgodnie z radą, którą jej dałprzed wyjściem z domu.Podczas rozmowy lekko zakrywałausta wachlarzem.Zachowywała się doskonale, jakby nie odmiesiąca, ale od lat znała zasady savoir faire.Susanna próbowała powitać go uśmiechem.Pierwszy razzwracała się do niego w taki sposób, jakby był dla niej kimśzupełnie obcym.Cobie przyglądał się jej z bólem.Obserwował ją jużwcześniej, gdy gawędziła z sir Ratcliffe'em.Nie była już tąsamą kobietą, którą znał niegdyś.Grała, żeby tylko zwrócićna siebie uwagę.Patrz, mówiła.Dla nich wciąż jeszcze jestem atrakcyjna.Lubię to.Zwłaszcza że wzbudziłam podziwtwego najgorszego wroga.Musiał ją ostrzec przed Ratcliffe'em, choć zdawał sobiesprawę, że to niebezpieczne i niemądre.W obecnym stanieducha mogła mu nie uwierzyć.Cóż z tego? Należało jednakspróbować.Wiedział zbyt dużo, żeby milczeć.- Dobrze się bawisz, Susanno?- Wyśmienicie! - odparła wyzywającym tonem.- Mamnadzieję, że ty także.Zawsze byłeś prawdziwą duszą towarzystwa.Nie zaprzeczył.- Radziłbym ci jednak nieco staranniej wybierać partnerów - powiedział cicho.Roześmiała się piskliwie.- Najpierw mnie odtrąciłeś, a teraz chcesz mi dyktować,z kim mam przestawać? Ależ, Cobie! Sir Ratcliffe jest czarującym i mądrym człowiekiem.Chyba żona cię szuka.Idzdo niej.Masz wobec niej wiele obowiązków.O mnie się niemartw.Niczego nie rozumiała.- Jeśli musisz już kogoś mieć, Susanno, znajdz stosow-niejszego wielbiciela niż sir Ratcliffe Heneage - zaczął z desperacją.Wzruszyła ramionami.- Nie rozumiem cię, Cobie.Sir Ratcliffe jest ministremi przyjacielem księcia Walii.Ma powiązania z większościąwielkich rodów w kraju.Jest uroczy i pełen ogłady.Wystarczy?Starannie dobierała słowa, żeby mocno go zabolały.Stracił ją.Ukłonił się jak obcej osobie.- Nie sądziłem, że do tego dojdzie, Susanno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]