[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- ' Twoje szczęście, że nie jestem histeryczką - stwierdziła Samantha, wpatrując się wnieprzytomnego Petera.Chłopak zaczął pochrapywać w poduszkę.- Niech piekło pochłonie te wszystkie speluny! Nie wspomnisz o tym nikomu, Garner,rozumiesz? Chcę, by Peter myślał, że i tym razem nie zauważyliśmy jego nieobecności wdomu.- Tak jest, jaśnie pani - zgodził się Garner, pojmując w mig intencje jaśnie pani.Samantha postanowiła przyłapać Petera na gorącym uczynku.Robiła sobie wyrzuty,że nie posłuchała ostrzeżeń Hilary przed kompanami Marta.Poważnie zaniedbała Petera,musiała to przyznać.Ale jak teraz temu zaradzić?Tej nocy długo jeszcze nie mogła zasnąć.Leżała w łóżku, obwiniając się o to, że niedopilnowała Petera.Nie wszystko jednak było stracone.Może go zawrócić ze złej drogi.W czwartek wieczorem, gdy Peter znów zaczął ziewać i oświadczył, że chce mu sięspać, Samantha powiedziała, że również jest śmiertelnie zmęczona wszystkimi obowiązkamitowarzyskimi i musi się dziś wcześniej położyć.Weszła na górę razem z Peterem i życząc mudobrej nocy zamknęła się w swojej sypialni.Jednak zamiast nocnej koszuli włożyła spodnie ze skóry, koszulę, frak i butyjezdzieckie, a swe złote loki upchnęła dokładnie pod filcowym kapeluszem.W kieszeńkamizelki wetknęła pistolet i oceniła efekt w lustrze.Uśmieszek zadowolenia przemknął jejprzez usta.Był z niej, doprawdy, bardzo przystojny kawaler.Bezszelestnie zeszła na dół, dostajni, osiodłała szaro nakrapianą klaczkę i ukryła się z nią za domem.Godzinę potem dostrzegła Petera.Wyszedł przez okno, złapał się rynny biegnącej nadół wzdłuż ściany i zeskoczył zręcznie na ziemię.Po chwili dołączył do niego MatthewCartwright, który wydostał się ze swego domu w ten sam sposób.Ukryli się w ciemnościach, szepcząc coś do siebie przez dobrych parę minut.Wkrótcepod dom podjechała bryczka zaprzężona w cztery konie.Woznica kazał im wskoczyć dośrodka i, strzeliwszy z bata, pognał konie w mrok.Samantha, niedostrzeżona, jechała za nimi.Początkowo myślała, że pojadą do Covent Garden, dzielnicy znanej z taniego alkoholui rozwiązłych kobiet, ale stało się inaczej.Bryczka pędziła na południe, za miasto, w kierunkuTunbridge Wells.Zanim jednak dotarli do tego cnotliwego miasta, skręcili w boczną drogę izatrzymali się przed gospodą.Obdrapany szyld nad drzwiami informował gości, że trafili dolokalu Pod Kogutem.Chłopcy wyskoczyli z bryczki i co sił w nogach pognali do knajpy.Woznica siedziałw dalszym ciągu na bryczce, najwyrazniej mając tu czekać na nich.Nie można było zostawićcennego konia bez opieki.Dlatego też, niewiele myśląc, Samantha zsiadła z konia ipoprowadziła go do woznicy.- Hej, ty - krzyknęła basem i rzuciła zdumionemu mężczyznie gwineę.- Miej oko natego konia, albo wypruję ci wszystkie flaki.Potem dostaniesz drugie tyle.Nie obejrzawszy się nawet, poszła ku drzwiom.Nigdy przedtem nie bywała w takichmiejscach jak to.Gdy po chwili wahania przekroczyła wreszcie próg, uderzył ją w twarzgęsty dym z kuchni i fajek palonych przez gości.Z oczu popłynęły jej łzy, a w gardle zaczęłoniemiłosiernie palić.Trochę też trwało zanim przyzwyczaiła się do mroku panującego wewnętrzu.Pożałowała wówczas, że w ogóle weszła.Nigdy jeszcze nie widziała takiego brudu.Podłogę pokrywała gruba warstwa błotazmieszanego ze słomą, tak jakby goście niczym nie różnili się od zwykłego bydła.Wpowietrzu unosił się zestarzały smród piwa i dżinu, zepsutego jedzenia, uryny i wymiocin.Cały ten odór potęgowała gryząca woń dymu.Samancie nie mieściło się w głowie, że możnabyło usiedzieć w takim fetorze, ale klientom oberży najwidoczniej to nie przeszkadzało.Przystołach siedzieli rozparci, hałaśliwi mężczyzni w różnym wieku, tak brudni i cuchnący jakwspomniana już podłoga.Poprzez ścianę dymu Samantha dostrzegła wreszcie bar i nonszalancko rozpychającsię łokciami dotarła do kontuaru.Zachrypłym głosem zamówiła kufel ciemnego piwa.Kufel,co prawda, nie był pierwszej czystości, jednak Samantha wiedziała, że lepiej tutaj niewybrzydzać.Rzuciła barmanowi miedziaka i odwróciła się w stronę biesiadników, szukając wtłumie Petera.Dostrzegła go wreszcie w odległym kącie izby przy wielkim stole, w towarzystwiepięciu innych chłopców, wśród których był również Matthew.Wszyscy pożądliwie wlepialioczy w ogorzałą kelnerkę, której jędrne piersi wylewały się z obszernego dekoltu brudnejbluzki, niechlujnie wetkniętej w brązową spódniczkę, kończącą się sporo ponad kostkami.Mimo półmroku i hałasu Samantha zauważyła, że jeden z klientów, kompletnie pijany,wstaje od stołu i kieruje się ku wyjściu.Nie tracąc ani chwili, przepchała się do opuszczonegostolika i zajęła miejsce, nim ktoś inny w ogóle zdążył się zorientować.Siedziała teraz dwastoły od Petera i mogła szpiegować go do woli, nie wzbudzając najmniejszych podejrzeń.Krzywiąc się odsunęła pustą szklankę po dżinie na sam koniec stolika i postawiłaprzed sobą kufel z piwem.Oparła się o ścianę, przygotowana na długie czekanie.Kelnerka przyniosła tacę z zamówionym alkoholem i rozstawiła szklanki przed młodąklientelą.Za każdym razem, gdy któryś z chłopców próbował ją uszczypnąć, dostawał od niejklapsa po łapach.Według Samanthy żaden z chłopców nie osiągnął jeszcze pełnoletności.Jednak Peterbył z nich najwyrazniej najmłodszy.Po odpowiedniej porcji docinków i szyderstw, duszkiemopróżnił swą szklankę i głośno domagał się następnej, zachęcony hałaśliwym dopingiemkompanów.Przez następne pół godziny pili tylko i podszczypywali frywolną kelnerkę.Samantha zaczęła już dochodzić do wniosku, że to raczej niewinna przygoda, gdyujrzała smagłego, dobrze ubranego mężczyznę z dużą blizną na policzku, który przysiadł siędo chłopców.Nawet nie słysząc ani słowa z ich rozmowy zrozumiała, iż ten niewątpliwieniebezpieczny typ imponuje jak mało kto.Zanim jednak zdążyła się na dobre zaniepokoić, coś innego zaprzątnęło jej uwagę.Drzwi otworzyły się raz jeszcze i do środka wszedł dżentelmen, którego twarz momentalnierozpoznała.Rozejrzał się bacznie po izbie, dostrzegł tego, kogo szukał, i ruszył przed siebie zpełną determinacją.Nie dotarł jednak do celu, bo Samantha podstawiła mu nogę.Tylko dzięki wielkiej sprawności fizycznej nie upadł, ale potrącił otyłego koneseradżinu przy najbliższym stole, i musiał go wręcz gorąco przepraszać, dopiero potem zwróciłsię do sprawcy tego zamieszania.- Co, do diabła.- zaczął wściekły.Widząc jednak znajomy, psotny uśmieszeknatychmiast umilkł.- Lady Samantha! - wykrztusił z siebie.- Ciii! - uciszyła go Samantha.- Czy wszyscy mają się o tym dowiedzieć?- Co, na Boga, pani tutaj robi?- Mogłabym pana zapytać o to samo, lordzie Cartwright.Nie przypuszczałam, żezejdzie pan ze swego piedestału dla marnej szklaneczki dżinu.Lord Cartwright usiadł na krześle naprzeciw niej.- Ktoś z nas najwyrazniej oszalał - powiedział.- Lady Samantho, co pani tutaj robi?Nie minęły nawet dwa tygodnie od tamtego skandalu, a pani siedzi tutaj.- Tym razem właśnie próbuję zapobiec skandalowi.Jestem w przebraniu.Kto by mnierozpoznał?- Dlaczego wobec tego, spotykam panią tutaj, pani Adamson?- Szpieguję Petera - rzekła, wskazując głową na stół, przy którym biesiadowalichłopcy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]