[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzwi frontowe były zaryglowane.Pewnie Delores już wyszła.Widocznie poradziła sobie bez niego.Po prostu poszła sobie.Czul złość, a zarazem dziwną, rozkoszną ulgę.Wreszcie zadziałał, słowa same wyrwały sięz jego głębi, wypełniając go prawdziwą energią i poczuciem wielkości,jakby nagie nie było takiej rzeczy, której nie mógłby dokonać.Zapukał jeszcze raz i przez szybę w drzwiach dostrzegł biegnącą z zaplecza Delores. Nie myślałam, że przyjdziesz! powiedziała i wpuściła go dośrodka.Miała na sobie czarne spodnie i czarną bluzę, a włosy związałaz tyłu, odsłaniając twarz.Bez makijażu wyglądała młodziej.Taką właśnieją pamiętał ze szkoły średniej, świeżą i atrakcyjną. Właśnie miałamwynieść do samochodu parę rzeczy.Resztę zostawię Albertowi oznajmiła, wskazując na stos kartonów. Wszystko już popakowane i oznaczone westchnęła. Nie wiem, co z tym zrobić.Już więcej do niegonie zadzwonię, mowy nie ma.Zostawiłam mu kilka wiadomości.No aleskoro sam tego chce. Przysłoniła usta, jakby chciała wziąć głęboki oddech. Jedenaście lat.Aż trudno uwierzyć.Przepraszam, Gordon, zarazwracam. I popędziła do biura.Zaczekał chwilę, po czym wszedł do magazynu.Drzwi do łazienki były zamknięte, a w środku lała się woda.Delores wyszła z małym, okrągłym lusterkiem w dłoni.Oprawka była ozdobiona muszlami.W jej zaczerwienionych oczach pojawił się błysk. Sama to zrobiłam oznajmiła, siląc się na uśmiech. Naprawdę?Skinęła głową. Sama zbierałam te muszle.Kiedyś w lipcu co rokuspędzaliśmy z siostrą i jej mężem dwa tygodnie nad morzem.Każdego204ranka chadzałam z siostrzenicami na długie spacery i zbierałyśmy muszle, a w deszczowe dni robiłyśmy z nich różne rzeczy. To bardzo ładnie. Proszę, wez to. Wyciągnęła dłoń. Och, nie. Proszę cię, wez.Bardzo cię proszę. Wyglądała tak, jakby ladachwila miała zalać się łzami.Podziękował jej.Przenieśli do auta jej rzeczy dywanik, mały stolik i kilka kartonów.Zamknęła sklep, szybko wsiadła za kierownicę i gwałtownie wycofaławóz do ulicy. Rany, jak to dobrze, że tu jesteś wyznała, gdy zatrzymali się na czerwonym świetle. Gdyby nie ty, to już dawno podjechałabym tam. Wskazała na drogerię. I kupiłabym paczkę papierosów.Zawsze tak jest.Za każdym razem, kiedy rzucam palenie, świat wali misię na głowę i ani się obejrzę, jak zapalam następnego. Ale to i tak lepsze niż wódka, nie?Spojrzała na niego i zaśmiała się. Sama nie wiem.Jedno i drugiechyba tak samo szkodzi, a zwłaszcza przy takim samopoczuciu.Zdziwił się, kiedy skręciła w Clover Street. Nie pomóc ci zanieść tego do mieszkania?Pokręciła głową. Nie trzeba. %7ładen problem.I tak miałem to zrobić. Poklepał dłonią zatęchły, zrolowany dywan, którego koniec wystawał między ich fotelami.Przecież sama nie będziesz tego wnosić. Wcale nie mam ochoty.Zresztą nawet mi to niepotrzebne.Niechcę tylko dać mu satysfakcji, żeby sam to wyrzucił. Zatrzymała wózprzed jego domem. Przepraszam, że nie jestem dziś tą wesołą Delores. Znużenie przyćmiło jej wymuszony uśmiech. W porządku, rozumiem.Jesteś nie w sosie i po prostu wolisz byćsama. A skąd.Nie cierpię być sama.To coś, czego nie znoszę najbardziej.Czasem ogarnia mnie strach i myślę, a co będzie, jeśli się przewrócę i złamię nogę albo zemdleję? Nikt by się nawet nie dowiedział, a zresztą i kogo by to obchodziło.Może najwyżej gazeciarza albo listonosza! Próbowała się zaśmiać i szybko zakryła twarz, powstrzymując łzy.Gordon nie wiedział, na czym zawiesić wzrok i co powiedzieć.Najbardziej przerażała go absurdalność jej uczuć i łatwość wchodzenia w intymne kontakty, która była jak jakaś choroba zakazna, wymagająca stałejtroski.Bił się z myślami, byleby tylko zmienić temat.Na jakikolwiek inny. A tak, listonosz.Właśnie coś mi się przypomniało zaczął sztywno,205gdy ona sapała i pociągała nosem z dłońmi przy twarzy. Wychodziłemdziś z poczty i spotkałem tę kobietę, która była wtedy z Dennisem.Głupiasprawa.Nie widziałem jej od tamtego wieczoru w zajezdzie.I nagle wszystko jakby samo ze mnie zeszło.Wcześniej nawet się nie zastanawiałem,co powiedzieć.A jej chyba mowę odebrało. Wtedy stało się coś dziwnego.Niby nie miał ochoty jej o tym opowiadać, czuł, że nie powinien,a mimo to karmił się każdym słowem i delektował samym wspomnieniemtak, jakby dowodził słuszności swojego postępowania, wierząc głęboko,że ten czyn przerósł jego oczekiwania. Nie bardzo rozumiem powiedziała, ocierając oczy. Gordonie. Dotknęła jego ramienia. Naprawdę to powiedziałeś? Zabroniłeś jej widywać się z twoim bratem? Nie miałem wyjścia.Dennis i Lisa to moja rodzina.Nie mogę takpo prostu stać i nic, tylko patrzeć.To nie w porządku.Zresztą ty zrobiłabyś to samo, wiesz przecież
[ Pobierz całość w formacie PDF ]