[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uderzana olbrzymimi łapskami Ulfdarkrzyczała z bólu i Sigmar mógł sobie jedyniewyobrażać, jak cierpiała z powodu rannej ręki.Sigmar wyswobodził stopy ze strzemion i zeskoczył zkonia, wymierzając cios młotem prosto w twarz orka.Rozległ się trzask łamanych kości i Ghal-marazzmiażdżył głowę potwora.Sigmar wylądował obokupadającego ciała, podczas gdy Ulfdar rozluzniłamorderczy uścisk na szyi potwora i potoczyła się w bokpo ziemi.Sigmar przedzierał się przez tłum walczących orków,ludzi i koni, starając się przyjść z pomocą berserkerce.Próbowała się podnieść, ale jej ręka była powyginanapod makabrycznym kątem, a ciało pokrywała krew,chociaż trudno było stwierdzić, jak wiele pochodziło zjej własnych ran.- No dalej! - wrzasnął, starając się przekrzyczećpanujący wokół harmider, i wsunął rękę pod jej ramię.-Wstawaj!Spojrzała na niego, wykrzywiając twarz w grymasiefurii, najwyrazniej nie rozpoznając go, po czympróbowała dzgnąć go mieczem.Cios był jednak taksłaby, że Sigmar bez trudu go zablokował, stawiającUlfdar na nogi.- Pohamuj się! - krzyknął.- To ja, Sigmar!Jego słowa przedarły się przez czerwoną mgłęzasnuwającą jej umysł i opuściła miecz, osuwając się wjego ramiona.Sigmar zaczął się powoli wycofywać z pola bitwy,słysząc jak triumfalne okrzyki Unberogenów iAsobornów mieszają się ze sobą, wieszcząc klęskępierwszego orczego natarcia.Zarzucił sobie zdrowąrękę Ulfdar na ramiona i objął wojowniczkę w pasie, nawpół niosąc, na wpół ciągnąc ją do bezpiecznegoschronienia.- Wskakuj tutaj, Sigmarze! - odezwał się kobiecy głosi Sigmar rozejrzawszy się, ujrzał rydwan Freyi iMaedbh zatrzymujący się przy nim w kłębach kurzu.- Gdzieś tu był mój koń! - odkrzyknął.- Uciekł - odpowiedziała Freya.- Z powrotem donaszych szeregów.Sigmar zaklął siarczyście, po czym wciągnął rannąwojowniczkę na rydwan.Freya pomogła mu jąpodnieść, po czym Sigmar wskoczył do rydwanu.Wnętrze pojazdu było trochę za ciasne dla czterech osóbi Sigmar poczuł prężące się obok gorące, nagie ciałoasoborneńskiej królowej.- Zupełnie jak za dawnych czasów - uśmiechnęła sięFreya.To był dobry początek dnia dla ludzkiej armii, aleSigmar brał udział w zbyt wielu bitwach, żeby myśleć,iż konfrontacja na taką skalę może się rozstrzygnąć wpierwszym starciu.Pierwszy orczy atak jednakowożzostał odparty.Nieprzyjaciele musieli ulec pod dzikąszarżą króla berserkerów, połączoną ze zjednoczonymnatarciem Unberogenów i Asobornów.Sigmar pozwolił swym żołnierzom na chwilę radości,gdy ujrzeli go powracającego na asoborneńskimrydwanie.Szybko jednak z niego zeskoczył, podczasgdy Ulfdar została zabrana do uzdrowicielistacjonujących na tyłach armii.Okazało się, żeWolfgartowi udało się złapać jego rumaka, Sigmar więcbez zwłoki wskoczył z powrotem na siodło.- Utarliśmy im nosa - odezwał się Sigmar,obserwując jak nieliczne orki, którym udało się przeżyć,powoli wracają do szeregów.- Ale to dopiero początek.- Racja - zgodził się Wolfgart.Jego zbroja byłapowgniatana i rozdarta w paru miejscach, alepokrywająca ją krew pochodziła wyłącznie z zabitychorków.- Teraz czas na piechotę.Rzut oka na orczą armię pozwalał stwierdzić, że doataku przygotowywał się jej główny trzon.Naprzódwystąpił zbity mur zielonych ciał odzianych w brązowezbroje i zjednoczonych nienawiścią do rodzajuludzkiego.Na czele oddziału stąpały wysokie bestie oszarej skórze i zmierzwionych włosach oraz wnierównej linii jechały hałaśliwe rydwany, na którychstali łucznicy.- Następny etap bitwy nie będzie taki łatwy dowygrania.- Aatwy? - zapytał Pendrag, podjechawszy obok,mocno ściskając przy tym drzewce Sigmarowegosztandaru.- Uważasz, że to było łatwe? - Pendrag, podobnie jakWolfgart, wydawał się nawet niedraśnięty, aczkolwiekna zadzie jego rumaka czerwieniło się kilka głębokichnacięć.- Ta szarża była tylko po to, by sprawdzić naszą siłę -powiedział Sigmar.- Nasi wrogowie wiedzą, że jeżelichcą pokonać tę przełęcz, będą musieli zmobilizowaćcałą swoją armię.Jednakowoż pierwsze starcie zostałoprzez nas wygrane i na pewno podniesie to morależołnierzy.- Lepiej niech podniesie je naprawdę wysoko -żachnął się Wolfgart.- Bo jeżeli ta bitwa dalej ma takwyglądać, to będziemy potrzebować dużo szczęścia,żeby dotrwać do zachodu słońca.Tymczasem asoborneńskie rydwany zataczały kręgiprzed pierwszym szeregiem ludzkiej armii i trzeba byłoprzyznać, że wojowniczki królowej Freyi przedstawiałysię naprawdę dumnie i imponująco.Taleuteńscy jezdzcypróbowali z kolei podjeżdżać do skrzydełnieprzyjacielskiej armii w poszukiwaniu słabegopunktu, który mogliby zaatakować.Sigmar wiedziałjednak, że wrogów jest zbyt wielu, żeby znalezienietakiego miejsca było możliwe.- Dalejże! - powiedział Sigmar, zawracając konia.-Tą walkę trzeba będzie stoczyć pieszo.Tym razem orcza armia ruszyła do przodu zbitą masą,wypełniając przełęcz na całą szerokość.Ludzkie sercazadrżały na tak niesamowity widok.%7ładen zwojowników zgromadzonych pod sztandarem Sigmaranigdy nie widział czegoś podobnego.Tak ogromnaliczba zielonoskórych zgromadzonych w jednymmiejscu pozwalała przypuszczać, że oto wszyscy onizjednoczyli się w jednym celu zniszczenia ludzkichziem.Nagle do przodu ruszyły gobliny, siedząc okrakiemna wilczych grzbietach.Taleuteńscy jezdzcy zostalizupełnie zaskoczeni przez niespotykaną prędkość tychniecodziennych wierzchowców.Co prawda w stronęatakujących natychmiast posypał się deszcz strzał, zktórych część przebiła gęste futra i przyszpiliła bestie doziemi, ale większości z nich udało się uniknąć ran.Wnetposzły w ruch kły i szpony, a krew tryskałastrumieniami, gdy ludzie byli ściągani z końskichgrzbietów, a rumakom rozrywano gardła.Niektórzy z wojowników próbowali uciekać, alezaraz zaatakowały ich olbrzymie pająki zeskakujące zeskalnych ustępów.Maszkary lądowały na końskichgrzbietach i ściągały jezdzców z siodeł, aby następniepożerać ich żywcem.Dolina zatrzęsła się od zwielokrotnionego echatysięcy maszerujących stóp i łoskotu wywoływanegoprzez koła rydwanów.Orcze powozy nie mogły sięrównać elegancją czy mistrzostwem wykonania zasoborneńskimi.Były cięższe i najeżone ostrzami kos.%7ładen koń nie uciągnąłby tych niezgrabnychkonstrukcji, więc zaprzęgnięto do nich olbrzymieodyńce o brudnej, zmatowiałej sierści i z kłaminaostrzonymi na podobieństwo klingi miecza.Każde zezwierząt dorównywało rozmiarami legendarnemuCzarnemu Kłowi, ale żadne z nich nie miało nawetcienia tej szlachetności ducha, jaka charakteryzowałapotężne zwierzę.W stronę atakujących orków poleciały setki strzał.Większość z nich utkwiła w grubym drewnie, z któregozbudowane były rydwany, lub wbiła się w żelaznetarcze.Kilka strzał dosięgnęło potwornych odyńców ioszalałe z bólu zwierzęta rzucały się na skały, rozbijającprzy okazji ciągnięte przez siebie rydwany.Większość rydwanów jednak przetrwała grad strzał iorcze załogi za pomocą uderzeń bicza popędzały terazbestie do jeszcze szybszego pędu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]