[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Myślałam, że uzgodniliśmy, że pieniądze nie są istotne.Moim zdaniem zwłaszczawtedy, gdy są to pieniądze rodziny, a nie coś, do czego samemu się doszło.- To dlatego zostałaś lekarzem? Bo siedzieć na tyłku i wydawać pieniądze tatusia tonieuczciwe?Zacisnęła usta.- Prawdę mówiąc, to pieniądze mojego dziadka ze strony mamy.Założył firmęmaklerską.W porównaniu z nim mój ojciec jest właściwie biedakiem.- Myślałem, że jest chirurgiem.Pokiwała głową.- Szefem kardiologii w Szpitalu Zwiętego Jakuba w Austin.- Teraz mnie straszysz.- Nie, skąd - drażniła się z nim, a potem zastanowiła się.- Serio? Pieniądze liczą siędla ciebie?- Lubię myśleć, że nie, ale to, o czym mówisz, jest nieco onieśmielające.- Dlaczego?Przechyliła głowę, przyglądając mu się uważnie.Zaśmiał się sucho.- No dobra, skoro oboje mówimy otwarcie.Pochodzę z biednej rodziny.Mówię oprawdziwej biedzie, białej hołocie.Kojarzysz te żarty Jeffa Foxworthy ego o białychrobolach? Całkiem dobrze opisują moją rodzinę.Może pozbyłem się części tego brudu, kiedystanąłem przy drodze, złapałem stopa i przyjechałem tutaj, ale nadal nie mam pieniędzy.Ledwie utrzymuję się z pensji od hrabstwa, a to, co uda mi się uzbierać, wydaję na sprzętratowniczy.Nie mogę cię rozpieszczać wystawnymi kolacjami, ale mogę pokazać ci dobrązabawę, jeśli lubisz sporty - Hrabstwo nie kupuje ci sprzętu?- Większość, ale nie dość.- Wjechał na parking w Central Village.- To dlategowłaśnie wziąłem tydzień urlopu, żeby cię pouczyć.Chciałem kupić jeden z tych nowiutkichsuper - wyposażonych motorów terenowych na letnie akcje ratownicze.- Widziałam je.- Pokiwała głową z zainteresowaniem.- Jak karetka na dwóch kołach.- Są naprawdę niezłe, co?Oczy mu rozbłysły jak u dzieciaka, który opisuje nową zabawkę.i wszystko naglenabrało sensu.- To właśnie mieli na myśli twoi kumple w piątek wieczór, kiedy mówili, że wszystkiepieniądze wydajesz na zabawki?- Przyznaję się bez bicia.Wjechał na wolne miejsce i zaciągnął hamulec.- I to właśnie miał na myśli Trent, kiedy powiedział, że nie pracujesz, tylko cały dzieńsię bawisz?- Naprawdę lubię to, co robię.- Obrócił się na siedzeniu, żeby spojrzeć na nią.- Mamnajlepszą pracę na świecie, nawet jeśli nie zarabiam fortuny.- Mogłabym się spierać.Nic nie daje takiego dreszczyku jak praca w pogotowiu.Przynajmniej do tej pory tak uważałam.Bo dzisiaj.to było mocne przeżycie.- To była pestka.Powinnaś zobaczyć akcję na prawdziwym pustkowiu.- Serio? - Serce zabiło jej mocniej na samą myśl.A może to dlatego, że siedziała zAlekiem w samochodzie i wiedziała, że nie jest już poza zasięgiem.- Zabrałbyś mnie?Zmrużył oczy.- Jeśli się zgodzę, umówisz się ze mną?- To zależy.- Od czego?Zagryzła usta.Zniknęła większość przeszkód, ale pozostała jeszcze jedna.- De masz lat? Westchnął.- To ta twarz, tak? Wiesz, że nadal mnie legitymują, żeby sprawdzić pełnoletność, achłopaki prawie tarzają się ze śmiechu przy tej okazji.- Nie wyglądasz aż tak młodo.Bo nie jesteś tak młody, prawda?- Mam dwadzieścia dziewięć lat.Ulżyło jej.- Tylko cztery lata różnicy.Mogę to przeżyć.Nie miała już powodu, żeby nie spędzić każdej minuty następnych dwóch tygodni wjego towarzystwie.Uśmiechnęła się szeroko i pokiwała na niego palcem.- Chodz tu.Oczy mu zabłysły, gdy zrozumiał.Rozpiął pasy i pochylił się, żeby ją pocałować.Jednak nim ich usta się spotkały, odsunął się.- Czekaj no.Masz dwadzieścia pięć lat? To jakim cudem jesteś lekarzem?Zaśmiała się.- Nie.Cztery lata, ale w drugą stronę.Mam trzydzieści trzy.Przesunęła palcem pojego szczęce.- Ale zarobiłeś plusa, myśląc, że jest odwrotnie.- Starsza kobieta.- Uśmiechnął się powoli.- Super.- Ej! - skrzywiła się.Poruszył brwiami.- Mogę być twoją zabaweczką.- Myślałam, że to zniewaga.- Tylko wtedy, gdy nie ma nic poza tym.- Rozpiął jej pasy z głośnym kliknięciem.-Chciałbym, żeby chodziło o coś więcej.- To dobrze.- Objęła go za szyję.- Bo nie chcę zabawki.Chcę mężczyzny.Z chęcią poddała się żarowi jego pocałunków.Ogarnęła ją radość i podniecenie.Wsunął dłoń pod jej kurtkę.Christine wygięła się - bardzo chciała czuć jego dłonie, tak samojak tęskniła za smakiem jego warg, zapachem skóry.Gwałtowne pragnienie narosło, gdy próbowali dotknąć się pomimo grubych ubrań,starali się przytulić się mocniej mimo ciasnoty w samochodzie.Jedną dłoń zanurzył wewłosach, drugą przesuwał po jej nodze.Poczuła, że ją podniósł i obrócił.Bojąc się, żeprzestanie ją całować, trzymała jego twarz obiema rękami i odpowiadała na pocałunki całąsobą.Nagle siedziała na jego kolanach pośrodku przedniego rzędu siedzeń, a ich językitańczyły.Z jękiem poddała się falom przyjemności, gdy ujął jej pośladki i przysunął ją dosiebie.Gdy tylko poczuła jego erekcję, oderwała się od jego ust i odchyliła do tyłu,wzdychając z rozkoszy.Jego usta przesuwały się po jej szyi i niżej, gdzie zbyt wiele ubrańzasłaniało jej piersi.Słysząc, jak burczy sfrustrowany, próbowała zrzucić przynajmniejkurtkę.Głośny dzwięk wypełnił powietrze, gdy uderzyła łokciem w klakson.Buddy położyłłapy na oparciu siedzenia i zamerdał ogonem, jakby po prostu sprawdzał, co się dzieje.Ze śmiechem Christine oparła się o deskę rozdzielczą.W śmiechu Aleca było pewne napięcie.- Parking w biały dzień to chyba nie najlepsze miejsce.- Raczej nie.- Rozejrzała się i ulżyło jej, gdy nie zobaczyła nikogo w pobliżu.Odwróciła się do Aleca i uśmiechnęła szelmowsko.- Chyba możemy spokojnie uznać, żemoja szczepionka przestała działać.Ze śmiechem przytulił ją.- Wiesz co? - Co?Odchylił się, żeby spojrzeć jej w twarz.- Lubię cię.Te słowa wypełniły ją szczęściem jak nigdy wcześniej żadne inne.Lubił ją.To takieproste, a takie cudowne.I o nic jej nie prosił.Nie musiała o to zabiegać.Lubił ją.Uśmiechnęła się.- Ja ciebie też.- To dobrze.Bo będziesz mnie często spotykać.Chociaż.- Zerknął na zegarek.-Teraz muszę zajrzeć na posterunek, sprawdzić, co z Timem, i napisać raport.- Och.- Oklapła nieco.- Muszę cię puścić.- Odprowadzę cię do domu.Poklepał ją po pośladkach.- Nie musisz.Wróciła na swoje miejsce.Uniósł brew.- Myślisz, że odpuszczę sobie szansę na jeszcze jeden pocałunek przy drzwiach domieszkania twoich rodziców?- Skoro tak stawiasz sprawę.- Chodz, Buddy - zawołał, gdy wysiadł z wozu.Obaj przeszli na stronę pasażera, aAlec zajrzał na tył.- Przykro mi z powodu futra.- Nie ma sprawy - uspokoiła go Christine.- Natalie nie nosi prawdziwych, więc niebyło tak drogie, jak na to wygląda.Jeśli się zmartwi, to kupię jej nowe.Wziął ją za rękę, gdy ruszyli chodnikiem.- Pojezdzisz ze mną jutro na nartach? Nie w ramach lekcji.Spędzimy trochę czasurazem.- Nadal masz urlop?- Nie, ale w ramach pracy muszę monitorować mniej uczęszczane trasy.To oznaczajazdę po najtrudniejszych szlakach, a nawet schodzenie z nich.- Wskazał na szczyty, któregórowały nad kurortem jak olbrzymi wartownicy.- Mogę cię zabrać do miejsc, które innirzadko widzą.Gdzie śnieg jest jak puch, a widoki zapierają dech w piersi.- Naprawdę wiesz, czym skusić dziewczynę.- Więc co ty na to? - Uśmiechnął się znacząco.- Chcesz przekroczyć ze mnądozwolone granice?- Och, jesteś niegrzeczny.- Mam wrażenie, że tobie się to podoba.Miał rację.To część jej problemu.- Rano miałam pojezdzić z tatą i bratem.- Ach tak, wielkie wyzwanie.Powiem ci coś.Możemy się spotkać po południu ipowiesz mi, jak ci poszło.- Pod jednym warunkiem.- Doszli do wejścia do domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]