[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz Millerowi rada podobała się, bo w samej rzeczy nie była złą.Partia, o której Wrzeszczowicz wspominał, istniała w klasztorze.Na-wet niektórzy księża słabszego ducha do niej należeli.Prócz tego prze-strach mógł się rozszerzyć pomiędzy załogą, ogarnąć nawet tych, któ-rzy dotąd chcieli się bronić do ostatniej kropli krwi. Popróbujemy, popróbujemy! mówił Miller, który jak tonącychwytał się każdej deski i łatwo od rozpaczy przechodził do nadziei.Ale czy Kaliński albo Zbrożek zgodzą się jeszcze posłować do klaszto-ru, czy uwierzą w ów podkop i czy zechcą księżom o nim oznajmić? W każdym razie Kuklinowski zgodzi się odrzekł Wrzeszczo-wicz ale lepiej będzie, żeby i on wierzył naprawdę w istnienie prze-chodu.Wtem tętent rozległ się przed kwaterą. Owóż i pan Zbrożek przyjechał rzekł książę Heski spoglądającprzez okno.Po chwili w sieni zabrzęczały ostrogi i Zbrożek wszedł, a raczejwpadł do izby.Twarz jego była blada, wzburzona, i zanim oficerowiezdążyli spytać o powody tego pomieszania, pułkownik zakrzyknął: Kuklinowski nie żyje! Jak to? Co waść mówisz? Co się stało? spytał Miller. Pozwólcie mi odetchnąć rzekł Zbrożek bo to, com widział,imaginację przechodzi. Mów prędzej! zamordowanoli go? zawołali wszyscy. Kmicic! odparł Zbrożek.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG259Oficerowie zerwali się wszyscy ze swych miejsc i poczęli patrzyćna Zbrożka jak na szalonego; on zaś, wyrzucając nozdrzami szybkiekłęby pary, tak mówił: Gdybym nie widział, oczom bym nie wierzył, bo to nieludzkamoc.Kuklinowski nieżywy, trzech żołnierzy zabitych, a Kmicica aniśladu.Wiedziałem, że to straszny człowiek.Reputacja jego w całymkraju znana.%7łeby jednak, będąc jeńcem, związanym, nie tylko sięwyrwać, ale pobić żołnierzy i Kuklinowskiego storturować.tegoczłowiek nie mógł dokonać, to chyba diabeł! Coś podobnego nigdy się nie przygodziło.To niepodobne dowiary! szepnął Sadowski. Pokazał ten Kmicic, co umie! odrzekł książę Heski. A niewierzyliśmy wczoraj Polakom, gdy nam mówili, co to za ptak; myśleli-śmy, że koloryzują, jak oni zwykle. Oszaleć! krzyknął Wrzeszczowicz.Miller trzymał się rękami za głowę i nic nie mówił.Gdy wreszciepodniósł oczy, błyskawice gniewu krzyżowały się w nich z błyskawi-cami podejrzeń. Panie Zbrożek rzekł choćby to był szatan, nie człowiek, bezpomocy, bez jakowejś zdrady nie mógłby on tego dokonać.Kmicicmiał tu swoich admiratorów, a Kuklinowski swych wrogów iwaszmość należałeś do ich liczby.Zbrożek był to w całym znaczeniu tego słowa zuchwały żołnierz,dlatego usłyszawszy zarzut do siebie wymierzony, przybladł jeszczemocniej, zerwał się z miejsca, zbliżył się do Millera i zastąpiwszy mudrogę spojrzał wprost w oczy. Czy wasza dostojność mnie posądzasz?. zapytał.Nastała bardzo ciężka chwila.Wszyscy obecni nie mieli najmniej-szej wątpliwości, iż jeśli Miller da odpowiedz twierdzącą, nastąpi nie-chybnie coś strasznego i niesłychanego w dziejach wojskowych.Wszystkie ręce spoczęły na rękojeściach rapierów.Sadowski obnażyłnawet swój zupełnie.Lecz w tej chwili oficerowie ujrzeli przez okna, iż podwórzec zaroiłsię od polskich jezdzców.Prawdopodobnie przybywali oni także z wie-ściami o Kuklinowskim, wszelako w razie zajścia stanęliby niechybniepo stronie Zbrożka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]