[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiatr nasilał się, powodując w uszach łopot, temperatura wyraznie spadała.Henry Hubbard też już wstał krążył wokół poobijanego sno-cata.Traktor miał dużąkanciastą kabinę z pomalowanego na biało aluminium, uszczelnioną od wewnątrz metalizowanympikowanym materiałem.Zamiast kół na każdym rogu kadłuba zamontowano gąsienicę.Henrysprawdzał połączenia ogniw i przewody hydrauliczne.Podszedł do Jima, klaszcząc dla rozgrzewkiw ręce. Piękny poranek powiedział Jim. Mhmmm.Długo tak nie będzie.Czuje pan wiatr? Z północnego zachodu zbliżasię coś paskudnego. Sądziłem, że tutejsze lato jest dość łagodne. To zależy.Jeśli chodzi o pogodę, ten rok był przedziwny.Może to wina El Nino,może czegoś innego.W jednej minucie słońce, w następnej burza śnieżna.W każdym razie,ponieważ już pan wstał, może coś przekąsimy i rusza my? Im dalej przetniemy lodowiec przedzmianą pogody,tym będę szczęśliwszy.Poszli do kuchni, usiedli i zaczęli pić gorzką kawę.Zjawiła się przysadzista i milczącażona Williama Crowna, zrobiła im kilka grubych naleśników, polała je syropem klonowym, poczym wyszła, znacząco trzaskając drzwiami.Po chwili przyszedł Jack wyglądał dość niechlujniez rozczochranymi włosami i wystającą ze spodni połą koszuli.Usiadł przy stole i nalał sobie dużykubek kawy. Chcesz naleśnika? spytał Jim. Nie wiem.Jakie są? Trudno opisać.Jadłeś kiedyś beret?Nim skończono śniadanie, przyszli Matty Krauss i Bili Wilderheim z zestawem kluczy. Gotowi do działania? Uruchamiajcie silnik i wynoście się stąd gazem, zanim ten Kudavaksię połapie, co się dzieje, i ruszy za wami.Nadęty facecik, nie? Ma gdzieś ludzi, którzy muszą zarobićna życie, martwi się tylko zwierzątkami, drzewkami i eskimoskimi czarami.Od zachodu niebo ciemniało w zastraszającym tempie: niczym dym z potężnegowybuchającego wulkanu, wspinał się na nie front żółtoszarych śniegowych chmur.Wiatr nasilił się donieustannego, piskliwego jazgotu, w powietrzu zaczynały latać kawałki lodu i zmrożonego śniegu.Jim oraz Jack i Henry Hubbardowie byli ubrani w jaskrawopomarańczowe wiatroodporne kurtki zkapturami, gogle i ocieplane rękawice.Matty Krauss i Bili Wilderheim zaprowadzili ich do sno-cata iotworzyli drzwi do kabiny.Okna z pleksi były mętnawe i podrapane, a w kabinie unosił się odór olejunapędowego. Jest dość stary powiedział Matty Krauss. Kupiliśmy go od pewnego gościa w Jukoniew siedemdziesiątym szóstym.Używał kabiny jako szopy na narzędzia.Odkupił skuter wsześćdziesiątym ósmym od kolesia w Albercie i Bóg wie, skąd tamten go wziął.Jezdzi jednak jaknależy, pod warunkiem, że traktuje się go jak staruszka, którym jest. Skinął głową w kierunkukartonu w dłoniach Jima. Naprawdę zamierzasz zabrać ze sobą tego kocura?Jim przyłożył palec do ust. Nie denerwuj jej.Uważa, że to ona nas zabiera.Weszli do sno-cata.W kabinie były czterypseudosiedzenia z aluminiowych rurek, obciągnięte czerwonym skajem i dwie dzwignie do sterowaniaprzednimi gąsienicami.Henry Hub-bard przekręcił kluczyk i silnik wydał z siebie basowy, ospałydzwięk, który mógłby pochodzić z paszczy przewracającego się przez sen hipopotama.Henry znówprzekręcił kluczyk i tym razem uzyskał ospały dzwięk oraz kilka niechętnych kaszlnięć.Jim pochyliłsię do niego. Niech pan spróbuje jeszcze raz.Mój ojciec miał pikapa diesla i w zimie trzeba było gouruchamiać pięć razy.Henry Hubbard spróbował ponownie.Rozległo się kilka kaszlnięć, gaznik strzelił z hukiem,a z rury wydechowej wyleciały dwa kłęby czarnego dymu. Papież jeszcze nie został wybrany stwierdził lakonicznie Bili Wilderheim, kiedywiatr rozwiał spaliny. Niech pan się postara, panie Hubbard powiedział Matty Krauss. TenKudavak śpi tylko dwa domy stąd.Zaraz coś usłyszy, a sam pan wie, że ma władzę, by waszatrzymać.Henry Hubbard jeszcze raz przekręcił kluczyk, potem jeszcze raz.Za każdym razem silnikkaszlał, strzelał, ale nie zaskakiwał.W końcu Bili Wilderheim wszedł po drabince, wsunął tułów dokabiny, przekręcił kluczyk i silnik zaterkotał pulsującym, szarpiącym rytmem. Wspaniale! stwierdził Henry Hubbard. Jak pan to zrobił?Bili Wilderheim radośnie się uśmiechnął, ukazując dziury między zębami. Modliłem się, to wszystko.Pomodliłem się i modlitwa została wysłuchana. Będę musiał zapamiętać to na następny raz, kiedy nie będzie chciał zapalić. Niech pan tak zrobi.Należy wierzyć w Boga.Henry Hubbard zwolnił hamulce i sno-cat zaczął pełznąć zamarzniętą drogą, prowadzącą wkierunku lodowca Sheenjek.Nie poruszał się szybko, w idealnych warunkach i przy płaskim lodziemoże mógł osiągnąć pięćdziesiąt kilometrów na godzinę.Teraz igła prędkościomierza oscylowałamiędzy trzynaście a dwadzieścia cztery.Huk silnika i brzęk gąsienic był w kabinie tak głośny, że Jim musiał się wydzierać. Nie możemy jechać szybciej! To maksimum! Pojechalibyśmy szybciej, to rozleciałby się na kawałki!Jim wyjrzał przez tylne okno.Na razie nikt ich nie ścigał.Pełzli ślimaczym tempem w dółstromego zbocza wąwozu, który prowadził do lodowca.Centymetr po centymetrze pięć domów, zktórych składała się maleńka społeczność Zatoki Utraconej Nadziei, zaczęło znikać za horyzontem.Widać było już tylko łopoczącą na maszcie amerykańską flagę.W lecie nigdy jej nie spuszczano,ponieważ nigdy nie robiło się całkiem ciemno. Wygląda na to, że się udało, panie Rook odezwał się Jack. Daj spokój, Jack.Możesz mi mówić Jim.Zostaw sobie pana Rooka" na lekcje.Pozostało im jeszcze jakieś sto metrów do skraju lodowca Sheenjek, ale Jim ciągle spoglądał dotyłu.Uruchamiając sno-cata, narobili mnóstwo hałasu, na dodatek nie ufał Matty'emu Kraussowi.Jeśli zaalarmował Johna Kudavaka, że odjechali, dostanie pojazd z powrotem i będzie mógłzatrzymać pieniądze. Trzymajcie się! krzyknął Henry i przygazował.W tym momencie Jim dostrzegł przez mlecznobiałą, zniszczoną szybę z pleksi migającereflektory.Na dwie, może trzy sekundy zniknęły, zaraz jednak pojawiły się znowu znaczniebliżej.Zcigał ich zielony ford explorer, a jedyną osobą, posiadającą w Zatoce Utraconej Nadziei takisamochód, był John Kudavak. To Kudavak! wrzasnął. Daj gazu, Henry, dogania nas! Nic z tego.To nie corvetta.na Boga!Jim znów popatrzył do tyłu.Zielony explorer był nie dalej niż piętnaście metrów od nich.światła reflektorów tańczyły z każdym metrem, jaki pokonywało auto. Dawaj.Henry! Zaraz nas złapie!Ford był tak blisko, że jego przedni zderzak niemal dotykał gąsienic traktora.Kudavakspróbował skręcić w lewo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]