X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kolejny raz amuletwiszący na mojej szyi zrobił się ciepły a potem gorący.Pojawiły się duchy, niektóre z nichtak słabo widoczne, że musiały zginąć wieki wcześniej.Zwróciły się w moją stronę, takiesolidne i poczułam falę tej samej energii przesączającej się przez moje ciało, co wtedy wbibliotece.Jakieś ramię oplotło mnie w pasie i podniosło w powietrze.Zdecydowałam się na tąsamą taktykę, którą wykorzystałam w vanie, ale tym razem uderzyłam podwójnie.Nastąpiłsolidny trzask i głośne 'kurwa' wydane przez mojego napastnika, po czym zostałamuwolniona.W momencie, gdy tylko moje trampki opadły na ziemie, zaczęłam biec. Jak to możliwe, że ona biegnie tak szybko?  Głęboki, wściekły głos grzmiałpoza mną. Nie wiem  warknął Carter niedaleko moich pleców.Kurwa!Przyśpieszyłam, zmuszając mięśnie do pracy i skręcając ostro w prawo na bardziejzaludnioną ulicę.Budynki, które kiedyś były rezydencjami, teraz były różnymi sklepami zszyldami w witrynach.Kilka luznych stoisk rozstawionych tu i tam, były przeszkodami,które natychmiast wykorzystałam, jako swoją przewagę, zgrabnie je omijając, skręcając tona lewo, to na prawo.A przynajmniej tak myślałam.Usłyszałam dzwięki rozwalanych stoisk.Carter i jego stado psów demolowali wszystko, co stało im na drodze, krzykizdezorientowanym i przerażonych zakupowiczów mieszały się z dzwiękamiroztrzaskiwanego szkła, drewna i Bóg wie, czego jeszcze.Ogłuszający ryk vana byłjedynym ostrzeżeniem, jakie dostałam nim, zostałam zmuszona do skręcenia za róg.Rzuciłam się na chodnik gotowa przejść do ofensywy, gdy jeden z ludzi Cartera wyskoczyłz poruszającego się samochodu. Otaczające mnie duchy sapnęły, ich głosy odbijały się donośnym echem w mojejgłowie, agonia przyprawiała mnie o dreszcze a amulet znowu zaczął palić moją skórę.Dokładnie jak wcześniej przewidziałam intencje atakującego tuż za nim uderzył.Jegoramie cofnęło się gotowe wyrwać się i chwycić, odskoczyłam na lewo, uderzając prawądłonią z siłą, która nie była moja własną, prosto w podbródek.Zachwiał się nim upadł natyłek a ja kontynuowałam swój bieg, jakby gonił mnie sam diabeł. Zatrzymać ją!  ryczał Carter.Wychylając się ostrożnie spoza vana, skoczyłam na lewo.Pojawiały się kolejneduchy, jeden za drugim, mieniące się i solidne.Gdy tak napływały moje serce i płucawydawały się złapać nowe życie, oddychając z taką łatwością, jakbym była na spacerze wparku a nie ścigała się o własne życie.Tylko jedno odczucie mogłam z tym porównać(kiedy Disco uwolnił istniejące między nami połączenie) ale nawet to poczucie mocy słabowypadało w tym porównaniu.Budynki stały się niewyrazne, będąc niczym więcej tylko kolorami zmieniającymi sięw polu mojego widzenia.Słyszałam ciężkie kroki za swoimi plecami i wiedziałam, że są zamną, ale nie są w stanie mnie doścignąć.Moje nogi nigdy w całym moim życiu nieporuszały się tak szybko.Moje kiedyś strzaskane kolano było teraz tylko odległymwspomnieniem.Coś uderzyło we mnie mniej więcej na wysokości łopatek, pozbawiającrównowagi i posyłając na ziemie.Krzyknęłam wyciągając ramiona i dłonie na spotkanie zasfaltem.Maleńkie odłamki żwiru i cementu pozrywały skórę na miękkich częściach moichdłoni, pozostawiając brud i resztki gumy w moim ciele.W ciągu kliku sekund dołączyłymoje kolana a ból był równie intensywny.Podniosłam głowę i przed sobą ujrzałam tegosamego dziwoląga, którym Carter stał się w bibliotece.Pół mężczyzna, pół bestia, warczał na mnie a jego wielkie zakończone szponamidłonie były tylko cal od moich.Jego szczęka pracowała a ślina ściekała z pyska, gdy zębyzatrzymały się kilka centymetrów od mojej twarzy.Amerykański Wilkołak w Londynie� niemiał niczego z tego gówna.Absolutnie niczego.Nie było okazji aby podnieść się na nogi, czy też pokusić do próby ucieczki.Carteroplótł mnie ramieniem w pasie i podniósł z ziemi owijając drugą ręką moje gardło. Ostrzegałem cię. Jego głos był inny nieomal nie mogłam go rozpoznać.Moje szarpanie nie wiele dało.Siła, którą tak ostrożnie zawsze trzymał w ryzachteraz była jednoznaczna i oczywista.Ramiona miałam zakleszczone do boków a głowępochyloną pod dziwnym kątem, który trzymał podstawę mojej czaszki przy samychramionach.Van powrócił i po raz kolejny wszyscy znalezliśmy się w środku, włączająctych, którzy zmienili się z powrotem i teraz mieli na sobie poszarpane ubrania.Wściekłespojrzenia stada skupiały się na mnie, ich zrenice świeciły jasno, nikt jednak niepowiedział słowa, nie żeby było wiele do powiedzenia.Zamiast tego wykorzystałam tenczas, aby przetworzyć sobie wszystko, czego się dowiedziałam w ciągu ostatnich kilkugodzin [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl

  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.