[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiała się bronić.- Do tej samej szkoły i w tym samym czasie, co nie znaczy, że chodziliśmydo niej razem.- Znowu dzielisz włos na czworo.- Zamyślił się.- Więc cię znam.- Nie sądzę.- Martha Crowe.- Widziała, jak szuka we wspomnieniach.Ale nie wie-działa, co gorsze: jeśli ją sobie przypomni, czy jeśli nie.W końcu westchnął iprzecząco pokręcił głową.- Niestety.Odetchnęła z ulgą.- To było czternaście lat temu.- Ale ty mnie pamiętałaś.- Wszyscy pamiętają najprzystojniejszego chłopaka w szkole.Uśmiechnąłsię i nagle świat pojaśniał.- Uważasz, że jestem przystojny?- Przecież już to ustaliliśmy, prawda? Słuchaj.Wiem, że ryzykuję, powięk-szając listę zakazanych tematów o kolejny, ale czy możemy porozmawiać oczymś innym?- No nie wiem, ta rozmowa mi się w sumie podobała.- Wrzasnę na cały bar, że jesteś bezradnym ślepcem.- Nie zrobisz tego.SROczywiście że nie, ale mu tego nie powie.- Ależ owszem.Jeśli nie zmienimy tematu.- Twarda z ciebie sztuka, Martho Crowe.- Takie życie, detektywie.Nie oponował.- Która godzina? Zerknęła na zegarek.- Czwarta.- Ciągle za wcześnie jak na Jake'a.- A numer domowy? Komórka?- Ależ tak, ale w książce telefonicznej go nie znajdziesz, a jakoś nie zabra-łem notesu.Musimy poczekać.Wrócił barman.- Ostania kolejka.Coś wam podać?- To samo - mruknął Danny.Drzwi się otworzyły i do baru wszedł mężczyzna.Miał zmierzwione ciem-ne włosy i sumiaste czarne wąsy.Wyglądał jak niedzwiedz, którego, ku jegowielkiemu niezadowoleniu, wybudzono z zimowego snu.Rozejrzał się po barze.Zignorował wysokie barowe stołki i patrzył na sto-liki.Napotkał wzrok Marthy.Uciekł, ale zaraz wrócił do niej spojrzeniem.Poczuła dreszcz strachu.Niby po co wchodzić do baru, który zaraz za-mkną? Chyba że nie przyszedł tu na piwo.Facet szedł w ich stronę.Znierucho-miała.- Ktoś.wszedł.On.on się na nas gapi.Danny zesztywniał.- Kto to?- Grozny facet.- Niewiele mi to mówi.- Potężny, ciemnowłosy, nieogolony.- Jak ja.Co ma na sobie?- Prochowiec z postawionym kołnierzem.- Ręce?- W kieszeniach.- Pytania tylko potęgowały jej strach.- Chodzmy stąd.Itak więcej nie wypiję.- Chciała wstać, ale Danny wyciągnął rękę, złapał ją zabiodro i pociągnął.- Siadaj.Uspokój się.Co robi?- Kto?- Ten facet.SRZerknęła ukradkiem.- Siada.- Gdzie? Przełknęła ślinę.- Stolik po twojej prawej.- Za nami.- Tak.Jesteś pewien, że nie możemy iść do hotelu?- Owszem.- To poszukajmy innego miejsca.- Jest za pózno na ławkę w parku.Nadal nas obserwuje?- Tak - syknęła.- Gapi się na mnie.- Złapała go za rękę.- Chodzmy już.- Dobrze, ale spokojnie.Najpierw musimy zapłacić.- Wyjął portfel z kie-szeni i znieruchomiał, klnąc pod nosem.Zrozumiała.Nie umiał wyjąć odpo-wiednich banknotów.Wyjęła mu portfel z dłoni.- Nauczę cię, jak radzić sobie z pieniędzmi.To proste, ale teraz.-Rzuciłakilka banknotów na stół.Barman szedł w ich stronę z nowym zamówieniem.- Zmiana planów?Danny się uśmiechnął i pokręcił głową.- Kobiety.- Wiem aż za dobrze, bracie.- Pieniądze na stole - syknęła Martha, niezbyt zachwycona posunięciemDanny'ego, chociaż rozumiała jego intencje.Powinni zachowywać się normal-nie.- Miłego wieczoru! - zawołał za nimi barman.- Tobie też, kolego - oparł Danny.- Chodz, skarbie, idziemy do domu.Wiedziała, że to znak, że ma go wziąć pod ramię i wyprowadzić.Na zewnątrz otoczyło ich lodowate zimno.Spojrzała w prawo i w lewo,nie wiedząc, gdzie iść.Oczami wyobrazni widziała, jak mężczyzna z baru wsta-je i człapie do drzwi.Za nimi.- Idzie? - zapytał Danny.- Nie wiem, dopiero co wyszliśmy.- Idz, cały czas oddalaj się od rzeki.Znajdz wystawę i stań przy niej.- Dlaczego?- Rób, co ci mówię.I nie odwracaj się.Rozkazy potęgowały napięcie.SR- A jeśli za nami pójdzie?- Dowiemy się.Ale na razie się nie oglądaj.Płuca odmawiały jej posłuszeństwa, dygotała na całym ciele, ale go posłu-chała.Minęli antykwariat, restaurację, sklep spożywczy.We wszystkich byłykraty w oknach.- Wszędzie kraty.- Słyszała panikę we własnym głosie.- Nie szkodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]