[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jeśli to tylko zaskoczenie? Janiak niebył zbyt rozgarnięty, może dopiero jutro zacznie dopytywać,rozpowiadać wszystko nieproszony i zmusi mnie do ogłoszeniatakiej wersji nocnych wydarzeń, która wszystkich zadowoli inie wzbudzi równocześnie podejrzeń co do mojej roli w tymdomu.Zobaczymy.Wróciłem więc na górę, przez cichy, ciemny dom,otworzyłem pokój Ewy, wszedłem, świecąc sobie latarką.Ewaspała spokojnie, z rozrzuconymi rękami, jak dziecko.Mokrytampon zsunął się z jej skroni i leżał na poduszce, w środkuwilgotnej, powiększającej się plamy.Położyłem tampon natalerzyku, stojącym koło nocnej lampki, raz jeszcze spojrzałemna spokojną twarz śpiącej — i poczułem coś na kształtniejasnych wyrzutów sumienia — zostawiłem ją przecież samąw tym domu, choć nie byłem pewien jej bezpieczeństwa.Złożyłem więc na czole Ewy ojcowski pocałunek i obiecującsobie, że będę odtąd czuwał nad nią skuteczniej, wyszedłem.A wtedy otworzyły się drzwi po obu stronach korytarza istanęli w nich Janusz i pan Mrozowski.Janusz patrzył na mniez przerażeniem i rozpaczą, pan Mrozowski ze zdumieniem ipodziwem.Cóż mogłem zrobić.Przekręciłem klucz w zamku,otworzyłem swój pokój i skłoniłem się nisko obserwującymmnie w milczeniu sąsiadom.— Dobranoc panom — powiedziałem, zatrzaskując za sobądrzwi, pełen obaw, że moją działalność podczas tej nocy trudnobędzie utrzymać w dyskrecji.List do Jacka JoachimaCoś działo się dokoła mnie, coś nieokreślonego, niejasnego:tylko ruch, migotanie twarzy, jakieś gesty, których znaczenianie mogę odczytać, jakieś słowa, zlewające się w niezrozumiałybełkot, wreszcie wszystko, twarze, sylwetki, przedmioty zaczęłowirować wokół mnie, szybciej, coraz szybciej, ten ruch byłcoraz bliższy, wyraźniejszy, za chwilę mnie ogarnie, porwie zsobą.Usiadłem gwałtownie na łóżku, przytomniałem powoli.Byłjasny dzień, pokój zalany słońcem, krzyk ptaków w ogrodzie,na zegarku godzina piąta.Przepełniało mnie ciężkie,obezwładniające zmęczenie, bolała głowa, w skroniach i nadoczami — ale wiedziałem, że już nie zasnę.Zerwałem się więc,aby nie dać sobie zbyt wiele czasu do namysłu.Krótkagimnastyka, zimny tusz w łazience i kiedy, ubrany i ogolony,stanąłem w oknie, patrząc na ogród, czułem się tak, jakbymprzespał spokojnie całą noc, a dzień poprzedni spędził na plaży.Niebo było czyste, powietrze ostre i świeże, w niskim słońculśniły krople wody na liściach drzew, ciemne kałuże rozlewałysię na ścieżkach.Usiadłem wygodnie na łóżku, sięgnąłem po maszynopis izeszyt z notatkami profesora Kędzierskiego.Zacząłem odzeszytu, maszynopis zostawiając sobie na później, choć byłnieporównanie ważniejszy.Chciałem jednak dowiedzieć się, cowprawiło w zadumę pana Mrozowskiego tak dalece, żezapomniał o swych przywódczych skłonnościach — a potemdopiero zająć się lekturą, od której chyba trudno mi będzie sięoderwać.Otworzyłem zeszyt w połowie.Obie strony zajmowały krótkienotatki, oddzielone od siebie grubymi, czarnymi, poprzecznymiliniami, każda rozpoczynała się od nazwiska, podkreślonegoczerwonym długopisem, a potem drobnym, pedantycznympismem profesora ciasno stłoczone daty, fakty, informacje.„Kalasanty Jeziorkowski, ur.23 VI 1803 w Siemakowcach, synJana, podstolego włodawskiego, od 1811 we Lwowie, od 1821Warszawa, szkoła podchorążych, udział w powstaniu, rannypod Iganiami, 1832 w Dreźnie, 1833 w Paryżu, po 1840emisariusz, ginie 1846 w Galicji”.„Anna Jeziorkowska,kuzynka Kalasantego, córka Cypriana, wnuczka kasztelanaIgnacego Jeziorkowskiego, ur.1811 w Dąbrowicy, 1830 weLwowie zamężna za Stanisławem Horyńskim, prezesemsądu.”Przewróciłem stronę, dwie.Tu, w pierwszej notatce,spostrzegłem kilka podkreśleń.„Ksawery Jeziorkowski, ur.1832 w Sandomierzu, właściciel Jasienowa i kluczaczernelickiego; jego córka Marianna (ur.1855), w roku 1874poślubiła Jana Kędzierskiego, ur
[ Pobierz całość w formacie PDF ]