[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamiętam potwierdzającą tę tezę historię, którą opowiadał mi ksiądz infułat StanisławCzartoryski, jeden z najbliższych współpracowników kardynała Sapiehy.Otóż w okresie, gdyzaczynano budować Nową Hutę, spotkał on gdzieś na przystanku autobusowym grupęsympatycznych młodych robotników, z którymi wdał się w rozmowę.Zapytał ich, skądpochodzą.Okazało się, że z jakiejś wsi na Podhalu.Jak długo tu są? Chyba od roku.Gdziemieszkają? W jakichś barakach dla robotników.A czy chodzą w niedzielę do kościoła? Niechodzą.Dlaczego? Bo nawet nie wiedzą, gdzie jest kościół.Jakże nie wiedzą? Przecież widaćklasztor Cystersów w Mogile, a zresztą w Krakowie pełno jest kościołów! No tak, ale u nichw barakach nie ma zwyczaju chodzić do kościoła.Jakże tak? Przecież kiedy byli na wsi, tochodzili! Oczywiście że chodzili.A jak mają urlop i jadą do domu, to chodzą do kościoła?Chodzą jak wszyscy.Tak właśnie wygląda zespół religijności socjologicznej, która zanika natychmiast poprzeniesieniu się do środowiska niepraktykującego, bo nie jest oparta na wewnętrznej58potrzebie ani na pogłębionej świadomości.Oczywiście nie znaczy to, żeby na niej kłaśćkrzyżyk, ale trzeba ją przede wszystkim podbudować głębszą świadomością religijną.Myślę więc, że w zasadzie mieliśmy rację postulując zwrócenie większej uwagi napogłębienie religijności, a nie tylko kultywowanie obrzędowości związanej z religijnościąludową.Być może nie docenialiśmy też jednak siły ludowej religijności, która do tej porystanowi o potędze Kościoła w Polsce.Dziś bardziej podkreśliłbym niebezpieczeństwozwiązane z uogólnieniem tezy o socjologicznym charakterze religijności ludowej, bo przecieżzdarza się, że prosta wiejska kobieta, nawet nie umiejąca czytać, ma bardzo bogate życiewewnętrzne.W każdym razie religijność ludowa przetrwała ostatnio czterdzieści lat mimo urbanizacji,mimo industrializacji i mimo zabiegów władzy, która na różne sposoby starała się jązniszczyć.Może zresztą w jakimś stopniu także dzięki tym zabiegom.Już przecież w latachczterdziestych Władysław Bieńkowski mówił, że wszelkie prześladowania wzmacniająKościół i że wobec tego władze, dążąc do osłabienia wiary, powinny zostawić Kościół wspokoju, że wówczas on sam wygaśnie.To się jednak komunistom nie sprawdziło. Ale też nigdy tego sposobu poważnie nie próbowali. Tak, nigdy długo nie wytrzymali.A poza tym przemiany, które się w Polsce dokonały,mimo wszystko nie doprowadziły ani do rozbicia struktur społecznych na wsi, ani dopowstania prawdziwej cywilizacji konsumpcyjnej w miastach.To, co władze proponowały wlatach siedemdziesiątych, było tylko jakąś namiastką społeczeństwa konsumpcyjnego, jakimśmaterializmem praktycznym dla ubogich.To oczywiście nie mogło w sposób poważnyzagrozić religijności, tak jak zagraża jej rozbuchana konsumpcja cywilizacji zachodniej.Niebez powodu mówi się tam, że materializm praktyczny jest dla Kościoła grozniejszy odmaterializmu dialektycznego, czyli od marksizmu. Mówiliśmy niedawno o zmianie postawy, jaką zajmowaliście Państwo, jako redakcja,,Tygodnika Powszechnego , wobec spraw natury politycznej.Przed 1953 rokiemzgłaszaliście tu desinteressement, podczas gdy po roku 1956 bardzo aktywnie włączyliście sięw życie polityczne.Czy przypadkiem nie miało na to wpływu także inkorporowanie nowychśrodowisk myślę zwłaszcza o grupie związanej wcześniej z PAX-em, posiadającej przecieżinny niż Państwo rodowód ideowy. Tak, to byli ludzie o innym niż my rodowodzie i dlatego przyjęliśmy ich wprawdzieżyczliwie, ale mimo wszystko początkowo z pewną rezerwą, wynikającą z ich paxowskiejprzeszłości.Jak wiadomo, weszli oni do warszawskiego KIK-u i wkrótce zaczęli wydawaćwłasny miesięcznik Więz , którego pierwszy numer ukazał się w lutym 1958 roku.Odmienność rodowodu tej grupy dawała się zauważyć także w Więzi , która wprawdzie podobnie jak Znak ukazywała się jako miesięcznik, ale była z założenia jeszcze bardziejniezależna od Kościoła instytucjonalnego.Poświęcała także dużo więcej uwagi tematycepolitycznej i historycznej niż koncentrujący się na problematyce teologiczno-filozoficznej Znak.Od początku na czoło środowiska Więzi wysunęli się wówczas jeszcze sobie bliscyTadeusz Mazowiecki i Janusz Zabłocki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]