[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aż w końcu zebrałem resztki Miami Heralda,ugniotłem każdą kartkę w kulę i nasączyłem po kolei terpentyną, byosiągnąć buzujący, trzaskający ogień pod firmowym stołem Wcze-snoamerykańskie %7łniwa.A kiedy już rozgorzał, ogień płonął pięknie.Wylałem większośćostatniej puszki na drzwi pracowni i wysączyłem resztki w płomieńpod stołem.Wtedy wrzuciłem nowe płótna do ognia i wycofałem się zpokoju.Ponieważ ogień wymagał podmuchu powietrza, zostawiłemdrzwi pracowni i frontowe otwarte.Nie było ważne, czy dom spłoniecały, czy nie.Ważną rzeczą była spalona pracownia.Nie chciałemżadnego świadectwa pozostawionych obrazów, a trzaskające, przy-gotowane płótna nasycone białą farbą ołowianą płonęły gwałtownie.Zadowolony wyłączyłem światła w salonie i w kuchni i wsiadłemdo auta.Kiedy dojechałem do szosy i zatrzymałem się, Berenice nie było.Dwukrotnie zawołałem ją po imieniu i na chwilę wpadłem wpanikę.Czyżby wróciła do Palm Beach autostopem? Na jej wycią-gnięty kciuk każdy kierowca ciężarówki, gdyby już go dostrzegł,zatrzymałby się i zabrał ją.Uspokoiłem się jednak zaraz, stawiając sięna jej miejscu i obracając w stronę kina zamiast w lewo, na PalmBeach.Czekała tam na żwirowatej drodze przy szosie; stała bliskodobrze oświetlonej markizy. Co ci zabrało tyle czasu?  jej głos nie był gniewny.Czuła zbytwielką ulgę, widząc mnie, i była szczęśliwa, że znowu siedzi wsamochodzie. Myślałam, że nigdy nie wrócisz. Przepraszam, wybacz.To trwało trochę dłużej, niż się spo-dziewałem. Czy ukra.wziąłeś obraz? Aha. I jakie one były? Te obrazy? Zawrócę tu na krajową jedynkę.Na siódemce będzie za dużociężarówek. Jak długo, myślisz, będzie trwało, nim on odkryje ten brakobrazu? Muszę jechać z powrotem do Nowego Jorku, Berenice.Dziświeczorem.Jak tylko wrócimy do mieszkania, spakuję się  bo ty wzasadzie jesteś wciąż spakowana  a potem mogę cię podrzucić izostawić na lotnisku.Albo możesz zostać w mieszkaniu jeszcze przezparę dni.Czynsz jest zapłacony do końca miesiąca, więc. Jeżeli ty jedziesz do Nowego Jorku, to ja także! Ale po co? Masz przecież umowę na rok szkolny i musiszwrócić do pracy, prawda? Poza tym ja będę zajęty.Nie znajdę czasudla ciebie.Po pierwsze, mam napisać artykuł o Debierue, a ostatecznytermin jest piekielnie nieubłagany.Muszę odpędzić widmo ban-kructwa.W mojej sytuacji mam najwyżej miesiąc na ratunek.Jestemspłukany i będę musiał pożyczyć trochę pieniędzy i. Pieniądze nie są problemem, James.Mam niecałe pięćset do-larów w czekach podróżnych i ponad pięć tysięcy w kasie pożycz-kowej.Jadę z tobą do Nowego Jorku.  No dobrze  rzekłem gorzko. Ale za to pomożesz mi pro-wadzić samochód. Uważaj!  krzyknęła w tym momencie. Ten przed nami machyba tylko jedno światło! Nie myślałem o takiej pomocy.Chodzi o zabawianie mnie przykierownicy w drodze do Nowego Jorku, tak żebyśmy dotarli tamszybciej. Wiem, co miałeś na myśli, ale z daleka mogłeś go wziąć zamotocykl.A w czasie jazdy to możemy odpocząć co dwie godziny. Nie.Będziemy odpoczywać, kiedy się zmęczę. W porządku.A jak zamierzasz odebrać swoje dwadzieściadolarów? Jakie dwadzieścia dolarów? Kaucję w zakładzie energetycznym.Skoro wyjedziemy wie-czorem, niby jak odbierzesz od nich swoją kaucję? O Boże, nie wiem.Mogę polecić dozorczyni, żeby to załatwiła iodesłała mi pieniądze.I tak odliczą mi to, co jestem winien.Proszę,Berenice, muszę pomyśleć.Mam tyle na głowie, że nie chcę jużsłyszeć o bzdurach, bo przez te twoje cholernie nielogiczne uwagiwyląduję na drzewie. Przepraszam. Ja też.Obojgu nam jest przykro, ale siedz cicho, po prostu. Będę cicho.Nie powiem już nic więcej. Nic więcej! Proszę!Berenice przełknęła ślinę, zamknęła piękne usta i wydęła wargi wwyraznym dąsie.Patrzyła wprost przed siebie, przez przednią szybę, iskręcała rękawiczki, które zdjęła i trzymała na kolanach.Huknąłemna nią, ale też w swym podnieceniu nieopatrznie zgodziłem się zabraćją z sobą do Nowego Jorku.Była to ostatnia rzecz, jakiej bym sobieżyczył.Artykuł o Debierue mogłem napisać w dwa, może trzy dni, alemusiałem coś zrobić w sprawie obrazu dla pana Cassidy'ego.Nie byłoto zadanie, które mogłem komuś zlecić, choć znałem tuzin malarzy wNowym Jorku gotowych stworzyć na płótnie wszystko, o co ich bympoprosił  i to po mistrzowsku. Ale tu nie można było zawierzyć nikomu.Musiałem to coś wy-konać sam  coś, co by pasowało do  amerykańskiego okresuDebierue.Na razie wymyśliłem tytuł artykułu: Debierue: okresamerykańskiego żniwa.I był znacznie lepszy od pierwotnego, a tożniwo amerykańskie (pomysł wzięty z roboczego stołu w jego pra-cowni) byłoby dla mnie odskocznią do skojarzeń.Pozostawała jeszcze Berenice i problem, co z nią zrobić, ale czynie lepiej mieć ją przy sobie niż puścić wolną, tam gdzie mogładowiedzieć się o pożarze, czytając w gazecie albo słysząc w radiu?Jak szybko to ogłoszą? Czy Debierue zaraz zadzwoni do pana Cas-sidy'ego i powie mu o tym? To zależało prawdopodobnie od roz-miarów ognia, ale Cassidy był jedyną osobą, z jaką Debierue by sięskontaktował  a ja mogłem zaufać Cassidy'emu, że podejmie wła-ściwą decyzję.Mógł poinformować media, ale mógł też milczeć.Nimpodejmie jakieś kroki, będzie chciał wiedzieć, czy ja zdobyłem dlaniego obraz, zanim jeszcze wybuchł ten pożar.I choć Cassidy mógłmnie podejrzewać o podłożenie ognia, nie miałby pewności i kichałbyteż na wszystkie inne  obrazy zniszczone przez ogień, gdyby tylkodostał ten jeden swój.Miałem najwyżej ze trzy godziny, może cztery, żeby skontaktowaćsię z Cassidym, nim Debierue dowie się o pożarze i zdoła do niegozatelefonować.A Berenice? Najlepiej było trzymać ją przy sobie.Przynajmniej narazie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl