[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dzień dobry.Pani& Karolino. Wiadomo już coś? Myślę, że niebawem będę mógł coś więcej pani powiedzieć. Niebawem? Tak.Dostałem dzisiaj dobre wieści.Ale proszę o chwilęcierpliwości. Cierpliwości? Jakiej, do cholery, cierpliwości? Moja przyjaciółkaumiera! Już nie jestem cierpliwa! Straciłam panowanie nad sobą. To takstrasznie długo trwa! Ja naprawdę nie chcę odwiedzać jej grobu naWszystkich Zwiętych! Pani Karolino. Wstał z miejsca. Proszę się uspokoić.Póki jestnadzieja, trzeba walczyć. Pan może walczyć, pan jest lekarzem.A co ja mam robić? Czy ja mogęwalczyć? Zaczęłam płakać. Ja całe życie walczę sama ze sobą.Delikatnie dotknął mojego ramienia. Będzie dobrze powtarzał. Wszystko będzie dobrze.Spojrzałam mu w oczy.Zobaczyłam w nich pewną czułość idelikatność.Nie były to oczy obcego człowieka zachowującego chłodnyprofesjonalizm. Wierzy w to pan, prawda? Wierzę.Teraz albo nigdy.Poczułam, że nadarzyła się okazja, w której sobietylko znanymi metodami mogę zmylić jego czujność i dotrzeć dopotrzebnych mi informacji.Dokładnie tak, jak robiłam to w czasiedziennikarskiego śledztwa.Byłam w tym najlepsza.Nikt mi się nie oparł.Jeszcze bliżej przysunęłam się do niego, aby poczuł ciepło mojego ciała. Tak bardzo się boję, że nie zdążymy szepnęłam. Czuję się takabezsilna.Oparłam głowę na jego ramieniu i powoli przysuwałam się bliżej jegosilnego ciała.Nie mogę powiedzieć, żeby nie sprawiało mi toprzyjemności.W innym miejscu, w innych okolicznościach pewniechętnie oddałabym się płomiennemu romansowi.Ale teraz musiałam skupićsię na swoim planie.Poczułam, że jego klatka piersiowa porusza sięszybciej, a silna dłoń zaczyna gładzić moje plecy.Wszystko szło zgodnie zplanem.Podniosłam głowę, a po jego oczach rozpoznałam, że to jestnajlepszy moment na atak.Przywarłam ustami do jego warg.Były ciepłe imiękkie, a zarazem silne i zmysłowe.Odwzajemnił pocałunek zzaskakującą żarliwością.Jego język delikatnie rozsunął moje wargi, a japoczułam, że moje ciało przeszył elektryzujący dreszcz.Czyżbym nie byłataka zimna i opanowana, jak sądziłam? Zaczęłam się zastanawiać, kto tuwłaściwie na kogo poluje.Jego pocałunki stawały się coraz głębsze ibardziej namiętne.Czułam, że ta zainicjowana przeze mnie sytuacja zaczynasię wymykać spod kontroli.W tym momencie do gabinetu weszła pielęgniarka. Panie doktorze, pan Szostak, szybko!Natychmiast odsunął się ode mnie, a jego oczy stały się zimne iskupione.Tylko przyśpieszony oddech zdradzał, że przed chwilą zdarzyłosię tu coś szczególnego. Proszę tu poczekać, zaraz wrócę rzucił, wybiegając na korytarz.Zostałam sama w gabinecie.Jego laptop miałam na wyciągnięcie ręki.Aw laptopie wiadomości, które mogły uspokoić Karolinę, Patrycję i chybaprzede wszystkim mnie.Szybko podeszłam do biurka, próbując opanowaćdrżenie i skupić się na zadaniu, ale nadal czułam na ustach jego smak. Ina,wez się w garść! Nie takie akcje już robiłaś! przywołałam się doporządku.Nacisnęłam jakieś klawisze.Na ekranie wyświetliło sięokienko do wpisania hasła.Porażka.Nie miałam pojęcia, jakie jestzabezpieczenie.Może gdybym go trochę bardziej znała? Nie wiedziałam onim nic.Nawet nie znałam jego daty urodzenia, by spróbować wystukaćsekwencję tych liczb. Co ty robisz? zapytał nagle, stojąc tuż przede mną.Zadrżałam. Nic.Ja& tylko& A więc o to ci chodziło? Zrobiłaś to po to, by zajrzeć do mojegokomputera? Trzymam tu dane setek pacjentów.Co chcesz z nimi zrobić? Nie chcę nic robić. Nie było sensu dłużej kłamać. Szukałamjakiejś informacji o Patrycji. Mówiłem, że jak będę coś wiedział, to powiem.Nie jestemprzyzwyczajony do tego, że ktoś grzebie w moich rzeczach powiedziałostro. Wyjdz.Gdy będę coś wiedział, zadzwonię do Karoliny.Ty niejesteś rodziną i nie powinienem był ci ufać.Wyszłam z jego gabinetu, przełykając łzy upokorzenia.Po razpierwszy zostałam złapana na gorącym uczynku i poniosłam porażkę.Tymbardziej byłam wściekła, bo akurat przez niego naprawdę nie chciałam byćzdemaskowana.Wciąż miałam przed oczami jego boleśnie zaskoczony irozczarowany wzrok, gdy zobaczył mnie przy swoim komputerze.Kiedyśprzez miesiąc spotykałam się z pewnym prokuratorem.To był deal.Onwiedział, że wszystko, co mi powie, znajdzie się następnego dnia wgazecie.A ja? Ja się starałam, by podczas chwil spędzonych ze mną byłomu jak najlepiej.Nie narzekał.Rozstaliśmy się w zgodzie i w pewnegorodzaju przyjazni.Układ był czysty: sprzedawał mi fakty za to, czymmogłam i chciałam płacić.Marek był inny.Czułam, że nie potraktował tego jako miły przerywnik w pracy dlarozładowania emocji.Tak jak bieganie.Pół godziny biegniesz i świat odrazu wydaje ci się bardziej przyjazny.W pracy, gdzie taplałam się wbrudach i pomyjach celebrytów, musiałam mieć odskocznię odrzeczywistości.I często był to seks, a jeszcze częściej bieganie.Szkoda, żenie mogłam z nim mieć czystej umowy.Ale czy on naprawdę coś wiedział?Czy po prostu powiedział tak Karolinie, byśmy nie traciły nadziei?To było tuż przed Zwiętem Niepodległości.W Gdyni organizowanobieg.Chciałam pobiec.Nie po to, by uczcić niepodległość, ale po to, bypokazać sobie, że nadal jestem silna.Czułam, że mogę zrobić życiówkę.Chciałam się założyć z losem, że jeśli złamię czterdzieści pięć minut,Patrycja będzie żyła.Całe życie zakładałam się o coś z losem.Prawiezawsze wygrywałam.Tym razem nie zatrzymałam się w domu Iny.Potrzebowałam spokoju.Kochałam jej dzieciaki, ale sześciolatka, która bez przerwy gada, wybijałamnie z rytmu.Chyba trochę za bardzo przyzwyczaiłam się do samotności.Do ciszy i spokoju.Mogłam jechać do rodziców, pewnie by mnieprzygarnęli.Przejechałam dwukrotnie pod ich oknami, nawet niezaglądając do środka.Po prostu chciałam odwiedzić stare kąty.Nocowałam w hotelu w Gdyni, blisko startu.Chciałam tam pobieclekkim truchtem, traktując to jako rozgrzewkę.Dobre śniadanie, legginsy,moja ukochana koszulka z maratonu w Berlinie.Przypięłam numerstartowy i czułam, że mogę wszystko.Tylko przez chwilę przeszło mi przezmyśl: co będzie, jeśli nie złamię swojego rekordu? Czy mogę igrać z losemo życie mojej przyjaciółki?Gdy truchtałam z hotelu, usłyszałam za sobą przyśpieszony oddech.Odwróciłam się z ciekawości. Też biegasz? zdziwiłam się. Teraz takie czasy.Wszyscy biegają. To był Marek, lekarz Patrycji.Biegł obok mnie.Ubrany w czerwoną koszulkę z napisem Drużynaszpiku. Przepraszam cię za tamto. To ja cię przepraszam. Ale za pocałunek cię nie przepraszam powiedziałam poważnie.Był& bardzo miły.Zaskakująco miły.Widziałam kątem oka, że się uśmiechnął. Zwykle zawodowo jestem wścibska.Po prostu myślałam, że znajdęcoś, czego nie chcesz mi powiedzieć przyznałam się. Dla Patrycjizrobię wszystko. Rodzina zawsze pierwsza. No tak.A ja nie jestem rodziną. Patrycja mówiła, że dla niej jesteś jak siostra.%7łe najpierw tobie mamwszystko mówić.Spojrzałam na niego zaskoczona. Wiesz? Dziś biegnę dla niej wyznałam. Jak to dla niej? zdziwił się. Założyłam się z losem, że jeśli złamię czterdzieści pięć, to będzie żyła. A jeśli nie? Złamię stwierdziłam stanowczo. Złamiesz.Ja pobiegnę trochę szybciej. Mam cię gonić? Spokojnie, poczekam na ciebie na mecie powiedział zaczepnie.Na starcie muzyka, słuchawki w uszy.Ruszyliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]