[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.rując się ku północnemu brzegowi doliny.Po jakichśOrin podszedł powoli do kamienia.Już miał go wy-dwudziestu minutach zaczęli wspinać się na pierwszyminąć i zejść na dół, gdy nagle uderzyła go pewna myśl.skalny próg.Robiło się coraz ciemniej i Orin potykał się o- A co by było - zapytał - gdybyś przyszedł tutaj zekamienie tworzące rozległe rumowiska.Tryn zatrzymywałmną i zastał głaz zasunięty?się wtedy i czekał, aż przybysz go dogoni.Raz po raz poUgar odchylił się i sięgnął dłonią do tyłu.Wymacał cośprawej albo po lewej stronie słychać było odgłos toczącychza kamieniem i szarpnął.W jego dłoni pojawił się krótkisię głazów.miecz.Gdy po kolejnych kilkunastu minutach wdrapali się nanastępny próg, przyspieszony oddech zdradzał zmęczenieOrina.Górskie wspinaczki nigdy go nie pociągały.Mimoir=TT.w s\że spędził trochę czasu w Omorgu, nie przyszło mu dogłowy, by choć raz udać się na wycieczkę w stronęWydrążony w skale korytarz biegł ostro w dół.Orinszczytów Dren.naliczył dwadzieścia pięć stopni, po których spadek sięTryn popatrzył na niego z pobłażliwym uśmiechem.skończył.Minął zamocowaną w żelaznym uchwycie- Już niedaleko.pochodnię, której blask widać było z góry.Przed sobą wOrin zagryzł wargi.Spróbował stłumić zadyszkę.odległości kilkunastu kroków dostrzegł następną.DalejSzli ciągle wzdłuż północnego brzegu doliny, ale drogaznów pojawiły się stopnie, tym razem prowadzące w górę.biegła teraz łagodnie pod górę.Orin przypomniał sobie drugi skalny próg, nad którymPrzed nimi piętrzył się kolejny próg, wyższy i bardziejznajdowało się wejście do kryjówki Torna.W tej chwilistromy od poprzedniego.Orin spojrzał na niego zmusiał znajdować się mniej więcej na jego wysokości.niepokojem, ale w miarę jak zbliżali się do skalnej ściany,Droga, która się przed nim otwierała, prowadziła w głąbUgar zwalniał kroku.W końcu zatrzymał się i uważniegóry.rozejrzał dookoła.Idąc powoli przed siebie, przyglądał się gładkim,Znajdowali się w niewielkiej kotlince z dwóch strongranitowym ścianom.Na tyle, na ile się orientował, ko-otoczonej górskimi zboczami.Za nimi rozciągał się widokrytarz ten nie był odnogą żadnej jaskini.Musiał zostaćna pustkowia ze skupiskiem krytów z przodu.Z tegozbudowany przez człowieka.W jaki sposób? Nie zostałmiejsca War widać było bardzo wyraznie.wykuty w skale - na ścianach nie widać było śladów27ostrych narzędzi.Wyglądał tak, jakby góra na czyjś rozkaz takiego.Pomyślał, że widzi przed sobą arcydzieło, jakiegorozdęła się, rozszerzając kamienne wnętrzności.nie ogląda się nawet na cesarskim dworze.Wstępując na kolejne stopnie, Gret Orin odczuwał Postąpił kilka kroków w stronę szklanego cuda, kiedycoraz większy niepokój.nagle coś zaskrzypiało.Szczęknęło żelazo i zza usta-Kto wie, może ojciec nie przesadzał, mówiąc o potędze wionego na stole zamku wytoczył się niewielki wózek.Hordów, pomyślał.Siedział na nim skulony, łysy człowiek.Uwagę zwracałyNaliczył sześćdziesiąt pięć stopni, gdy korytarz nagle jego szerokie, silne ramiona, niepasujące do zgarbionejskręcił.Orin podniósł głowę i o mało nie krzyknął.Za sylwetki.Miał na sobie czarne spodnie - takie, jakie noszązakrętem dostrzegł jakąś postać.Zatrzymał się gwałtownie.Hordzi - i gruby wełniany kaftan.Na zakrzywionym nosieW tej samej chwili ten drugi również stanął.Musiało minąć chwiały się okrągłe okulary w drucianych oprawkach,kilka sekund, zanim pan na Omor-gu zrozumiał, że ma które niemal całkowicie zasłaniały oczy.przed sobą ogromne lustro, które odbija jego pochyloną Kaleki starzec zatrzymał się przed przybyszem i bezsylwetkę.słowa lustrował go wzrokiem.W końcu Gret OrinPowoli podszedł do zwierciadła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]