[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwszy zadał cios Maja.Wprawdzie Kaan nie grał w piłkę od wielu dni, ale nie straciłkondycji ani refleksu.Pięść minęła jego głowę, bo zrobił zręczny unik,natomiast jego cios trafił w cel - szyję mężczyzny.Ten stęknął izachwiał się, ale zaraz znów rzucił na Kaana, który zgrabnie odskoczył iuderzył przeciwnika kantem dłoni w kark.Tłum wydał okrzyk.Stawki zakładów rosły.Notowania Kaanaradykalnie się poprawiły.Ale Maja wziął się w garść.Wiedząc, że zpoczątku nie docenił przeciwnika, był teraz ostrożniejszy.Rzucił się naKaana i trafnie przewidział jego unik.Mężczyzni zderzyli się i upadli naziemię.Tłum gapiów rósł.Przepychano się, by lepiej widzieć.Bezwłosy isześciu członków Bractwa osłaniało Toninę, Jednookiego i H'meen.Walczący przez chwilę tarmosili się na kamiennych płytach, aleszybko zerwali się na nogi i wrócili do wymiany ciosów.Maja nie byłtak szybki i zręczny, ale przewyższał Kaana wzrostem i masą, co mudawało przewagę.Kaan wysiłkiem woli przestał myśleć o walce, azaczął o grze na boisku.To tylko gra, mówił sobie.Szukaj celu.Musisztrafić piłką w cel.Maja zamachnął się, żeby zadać decydujący - jak wszyscy sądzili -cios, prosto w skroń Kaana, ale Kaan zaskoczył wszystkich, boprzykucnął i wyciągnął jedną nogę - klasyczny manewr piłkarski, ale wbójkach nie stosowany.I tak jakby chciał podać koledze piłkę naskrzydło, Kaan kopnął po kostkach przeciwnika z taką siłą, że Majaupadł na plecy.Gdy machał rękami, próbując odzyskać równowagę, Kaanwyskoczył wysoko w górę i znów kopnął tak błyskawicznie, że tłumkrzyknął ze zdumienia.Pięta Kaana trafiła mężczyznę w szczękę iwyrzuciła go w powietrze.Wylądował nieprzytomny na straganie zglinianymi garnkami.Jego towarzysze wściekle rzucili się na Kaana, nie zdążywszy nawetpozbyć się opończy.- Pomóż mu! - zawołała Tonina do Bezwłosego.Ale włochaty Maja stał jak zahipnotyzowany.Oto uwielbiany oddawna Kaan w swoim żywiole.Bohater, za którym jezdził od lat zmiasta do miasta, podziwiał jego grę, modlił się do niego, największygracz na świecie.Bezwłosy od miesięcy nie widział Kaana w grze, więc teraz, choć tonie było boisko, lecz plac targowy w starożytnym mieście, choć to niebyła rozgrywka piłkarska, lecz bijatyka, w niemym zachwycie podziwiałjego zwody, zagrywki, ciosy, kopnięcia, fortele, prawdziwy taniec zczterema partnerami trwający póki ostatni nie padł i na placu niepozostał zwycięzca, jeden jedyny, Kaan, spocony, zdyszany,pokrwawiony.Tłum ucichł.Nikt się nie odzywał, nawet nie drgnął.I wtedy ten,który zaczął, dochodząc jako tako do siebie, stanął chwiejnie na nogi,otarł krew z twarzy i pokuśtykał do domu, a jego kamraci za nim.Zgromadzeni wybuchnęli wiwatami, otoczyli zwycięzcę ciasnymwieńcem.Kaan wziął od Bezwłosego opończę, zawiązał na szyi, a potempodszedł do straganu sprzedawców ananasów.Ci patrzyli na niego zszacunkiem podszytym lękiem.Kaan zerknął na pogniecione owocenienadające się już na sprzedaż.- Chciałbym wykupić wszystko, co tu macie.- Wręczył starcowipięć ziaren kakaowych, a gdy ów dziękował mu wylewnie w mowieNahuanów, błogosławiąc go w imieniu bóstw, które Kaan pamiętał zdzieciństwa, rozentuzjazmowani ludzie dzwignęli go z ziemi i ponieślina ramionach.Wśród ogłuszającej radosnej wrzawy obnoszono go wokół placu jaktryumfatora, a on uświadamiał sobie, jakie będą koszty decyzji, którąpodjął przed parunastoma minutami.Jest teraz bohaterempopularniejszym niż kiedykolwiek.Nie uda im się teraz z Toninąwymknąć we dwoje do Copan.Przynajmniej nieprędko.Balam obserwował scenę tryumfalnego obchodu placu.Kaan stał sięulubieńcem i bohaterem jeszcze większym niż kiedykolwiek.Ten samKaan, który bluznił, bezcześcił posągi bogów i jest winien haniebnejśmierci Sześciu Gołębic, uwielbianej małżonki księcia.Balam chwycił w dłonie włócznię i przywołał przed oczy obrazsiebie samego wybiegającego na plac targowy, przepychającego sięprzez tłum, zadającego błyskawiczne pchnięcie i przebijającegowielkiego Kaana na wylot na oczach tych ogłupiałych wielbicieli.Odskoczyłby od razu, zanim otrząsnęliby się z szoku, a potem zatopiłczerwony od krwi Kaana grot w ciele tej wróżbitki, która przecież mogłauratować Sześć Gołębic.Gdy tak zaciskał dłonie na drzewcu i już miał ruszyć w tłum, w jegouszach rozległ się szept matki.Mówiła coś, o czym zapomniał.A możewtedy wcale jej nie słuchał.To było w Uxmal, gdy krył się w ogrodzie,bo ojciec wymówił mu dom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]