[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Abigail z trudem powstrzymała łzy.- A co z Grace? Rozmawialiście z nią?- Okłamała nas wtedy, ale nie pomogła świadomie swojemu stryjowi w zabiciu twojego męża.Niemogłaby.- Lou powstrzymał się przed dokończeniem ostatniego zdania.Potem wstał.- Cooperowiemuszą sobie sporo wyjaśnić.Nie zazdroszczę im.Jeśli detektyw z Maine choć trochę czuł się nieswojo z powodu zabicia Ellisa Coopera, nie dał tego posobie poznać.Wychodząc z domu Owena, zatrzymał się w drzwiach.- Coś mi się przypomniało a propos hipotermii.Najlepszym lekarstwem na nią jest - wyszczerzył zęby- przytulenie się do kogoś.- Dobranoc, Lou - warknęła Abigail.Kiedy detektyw wyszedł, Owen usiadł obok niej przy kominku.- On ma rację - powiedział.- Chętnie spędzę tę noc w twoich ramionach.Poszedł po dodatkowe koce i poduszki.Potempołożył się na podłodze obok Abigail.- Zostaniemy tutaj, przy kominku.336 Linc zasnął na sofie w bibliotece, ale po jakimś czasie obudził się z przerażeniem.Jego serce waliłojak oszalałe.- Wszystko w porządku, synu - powiedział Jason, biorąc go w półmroku za rękę.- Jestem tutaj.- Tata?- Nie ruszę się stąd na krok.Nie martw się.Do pokoju weszła Grace.- Myślałam, że śpicie.Zaparzyłam herbatę z rumianku.- Jej głos był zaskakująco spokojny.Może zpowodu szoku, pomyślał Linc.- Jak będziecie mieli na nią ochotę, dajcie znać.Jason siedział na podłodze obok Linca.- Ellis dokonał spustoszenia w życiu naszej rodziny.Miał tajemnice, których nie byliśmy w stanieodkryć.Zagubił się.Nie wiedział, jak z tego wybrnąć.- Jasonowi załamał się głos.- Nie wiedziałem, że to zaszło tak daleko.- Och, tato.Tak mi przykro.- Linc był zbyt wyczerpany, żeby płakać.- To twój brat.- Nienawidził nas.- Nie wiedzieliśmy o tym - powiedziała Grace.- Kochaliśmy go.- Kochaliśmy człowieka, którego przed nami udawał.- Chris był bardzo szczęśliwy w tych ostatnich dniach z Abigail.Czy ja kiedykolwiek będę takaszczęśliwa.?- Będziesz, Grace.Zrób wszystko, co w twojej mocy, by osiągnąć szczęście.Linc zauważył zaskoczenie na twarzy siostry, wywołane słowami ojca.Kiedy Linc znów zasypiał, widział ojca leżącego obok na podłodze i siostrę, która siedziała po drugiej337 stronie pokoju, z dzbanuszkiem herbaty rumiankowej w dłoniach.Kiedy Mattie się obudził - naszprycowany środkami przeciwbólowymi i Bóg wie, czym jeszcze -bardzo się zdziwił, widząc przy swoim łóżku szpitalnym Doyle'a.Wciąż był podłączony dokroplówki.Spróbował usiąść.- Abigail? Linc? Co z nimi?- W porządku - odparł gburowaty jak zawsze Doyle.- Ty ucierpiałeś najbardziej.Masz połamaneżebra i miliony siniaków, ale płuco nie zostało przebite.%7ładnych obrażeń wewnętrznych.- Zasługiwałem na śmierć.- To nieprawda.Teraz musisz się zastanowić, co dalej.- Nie mogę pić.Doyle kiwnął głową.- Ale wiesz, co to znaczy? Ani kropelki.- Nagle szeryf jakby się speszył.- Rozmawiałem dziś rano zKatie.Zobaczymy, co postanowi prokuratura, ale jeśli nie trafisz za kratki, możesz mieszkać wnaszym pokoju gościnnym, dopóki nie dojdziesz do siebie.Jedna kropla alkoholu i do widzenia.Pozatym nie będziesz mógł zostawać sam z chłopcami.- Doyle, nie zasługuję.- Nieważne, czy zasługujesz, czy nie.Katie i ja możemy i chcemy to dla ciebie zrobić.Nie próbujemycię ratować.Wiemy, że twój los nie leży w naszych rękach.Tylko ty sam możesz sobie pomóc.- Kiedy byłem w wodzie - szepnął Mattie - jeszcze bez Abigail, był przy mnie Chris.Podtrzymywałmnie343 na duchu.Musiałem przeżyć, żeby powiedzieć ludziom o Ellisie.Słyszałem głos Chrisa.Przysięgam,Doyle.On tam był.Mówił, że to moja ostatnia szansa.Jeśli Doyle mu uwierzył, nigdy tego nie powiedział.- Masz przed sobą długą drogę, Mattie.Katie i ja przejdziemy kawałek tej drogi z tobą, ale jeśli siępotkniesz, jeśli pokpisz sprawę, zostaniesz sam.- Nie wiem, co powiedzieć.- Wystarczy  dziękuję".- Dziękuję.Sean i łan Aldenowie kucali przy kałuży morskiej wody na skałach za domem Owena, który siedział zDoyle'em na tarasie i patrzył, jak chłopcy przykładają do uszu ślimaki przybrzeżki.- Słyszałeś kiedyś śpiewającego przybrzeżka? - spytał Doyle.- Boja nigdy.Katie mówi, że ciągle jesłyszy.Owen oparł nogę o balustradę tarasu.- Rzadko przysłuchuję się przybrzeżkom.- Bo nie mieszkasz na wyspie na stałe.- Doyle uśmiechnął się.Owen przyjął to z zadowoleniem,ponieważ od śmierci Ellisa Coopera minęło dopiero czterdzieści osiem godzin i sytuacja wciąż byłanapięta.- Nie skomentujesz tego? - Owen uśmiechnął się szerzej.- Oszalałbyś tutaj.- Będę bywał częściej, kiedy ruszą kursy w szkole ratownictwa.- Spuszczanie się na linie ze skał.Wędrówki z kursantami po górach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl