[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cóż to za cierpliwy lud! Lecz przyjdzie chwila, że rozum w ten lud wejdzie.Rozum siÄ™ pchać bÄ™dzie drzwiami i oknami do tych chat i legowisk.Nie mojato sprawa agitacja.Ojciec mi agitacji zakazaÅ‚ pewnymi legendami. WiÄ™c co? Ludzi bym tu chciaÅ‚ poznać.WÅ‚asnymi oczyma zobaczyć wszystko.Tychprostych.ChÅ‚opów, %7Å‚ydów, robotników, rzemieÅ›lników, rybaków, pracowitychi urwipoÅ‚ciów, dobrych i zÅ‚ych, mÄ…drych i gÅ‚uptasów.ChciaÅ‚oby mi siÄ™ gadaćo ich życiu.Nażyć siÄ™ z nimi! Dziwny gust!150 Może i dziwny, ale co robić! Taka natura.ByÅ‚bym dobrym pisar-czykiem, dajÄ™ pani sÅ‚owo.CaÅ‚y dzieÅ„ bym robiÅ‚, co każą.A wieczorkiem, pozachodzie sÅ‚oÅ„ca, gdy już wszelkie roboty bÄ™dÄ… skoÅ„czone, chciaÅ‚bym sobie tu-taj siadywać albo tam pod lipami, patrzeć na tÄ™ wodÄ™ szerokÄ… szerokÄ…, gdyjÄ… księżyc oÅ›wieci albo gwiazdy ukażą na tÄ™ sekuÅ‚Ä™ i tak sobie tutajw samotnoÅ›ci matkÄ™ wspominać.MatkÄ™ wspominać. zaÅ›piewaÅ‚ z cichasamemu sobie, jakby sÅ‚uchaczki obok niego wcale nie byÅ‚o.Z gÅ‚owÄ… podpartÄ… na rÄ™kach patrzyÅ‚ na wodÄ™.Panna Karolina przyglÄ…daÅ‚amu siÄ™ spod oka z bacznÄ… uwagÄ….WÅ‚aÅ›nie ksiÄ…dz Anastazy i Hipolit WielosÅ‚awski ukazali siÄ™ na grobli i zdÄ…-żali ku tamtym dwojgu, zatopionym w milczeniu.* * *151Do objÄ™cia przez Cezarego BarykÄ™ posady pisarza prowentowego w ekono-mii noszÄ…cej w paÅ„stwie nawÅ‚ockim zawoÅ‚anie: ChÅ‚odek nie doszÅ‚o.Nawetnie z racji jakiejÅ› modnej redukcji , lecz z winy samego petenta.CofnÄ…Å‚ swÄ…kandydaturÄ™.Kiedy po raz pierwszy zgÅ‚osiÅ‚ siÄ™ z tym projektem do Hipolita Wie-losÅ‚awskiego, tamten na pewien czas zaniemówiÅ‚, a nawet niepowabnie osÅ‚upiaÅ‚.Po pewnym dopiero czasie poczÄ…Å‚ zadawać pytania: Pisarza? Prowentowego? Pisarza? Na ChÅ‚odku! Ty! Student uniwersytetu?Medyk? Po co? Na co? Cui bono?Cezary tÅ‚umaczyÅ‚, iż przyjechaÅ‚ do domu przyjaciela na parÄ™ dni, a tak mu siÄ™tutaj podoba, że rad by pobyć przez czas pewien.Nie może przecie być rezyden-tem, pannÄ… respektowÄ… , trzymać siÄ™ paÅ„skiej klamki baraszkujÄ…c i próżnujÄ…c.NÄ™ci go mówiÅ‚ życie ludzkie, życie proste.ChciaÅ‚by je poznać w sposóbbezpoÅ›redni, istotny, nie z drugiej rÄ™ki, nie ze stopnia karety ani ze strzemieniamagnackich rumaków.ChciaÅ‚by mówić z tutejszymi ludzmi z ust do ust.Ale nietylko mówić.ChciaÅ‚by pracować ramiÄ™ w ramiÄ™, skoro tu jest, gdyż nie możnamówić ze spracowanym, nie pracujÄ…c z nim ramiÄ™ w ramiÄ™.Hipolit rozumiaÅ‚ ostatnie racje i przyznawaÅ‚ im najzupeÅ‚niejszÄ… sÅ‚uszność.Ale nie rozumiaÅ‚ tego pomysÅ‚u mieszkania na ChÅ‚odku.ByÅ‚o to Å›mieszne, ja-kieÅ› rosyjskie, do niczego niepodobne. U nas tÅ‚umaczyÅ‚ tak nie można,bo to nasi ludzie zaraz wyÅ›miejÄ….W tym jest jakaÅ› toÅ‚stojowska czy jakaÅ› tampoza, metoda, blaga bo w toÅ‚stojowskich wyrzeczeniach siÄ™ byÅ‚o bardzo wieleblagi.U nas możesz robić wszystko, co ci siÄ™ żywnie podoba, ale pod jednymwarunkiem: nie możesz siÄ™ oÅ›mieszać.GdybyÅ› ty coÅ› takiego zrobiÅ‚, ja bym staÅ‚152siÄ™ Å›mieszny w mojej parafii.Powiedz no, CzaruÅ›: pisarz prowentowy naChÅ‚odku jest moim serdecznym przyjacielem.Do diabÅ‚a! to pachnie kabare-tem.W tym jest nieprawda.My, Polacy, jesteÅ›my rasÄ… starÄ…, która nie znosi jużrosyjskich próbek, ich nieprawdy, ich odkryć i blagi.ToÅ‚stojów tylko w duchui w prawdzie wydaliÅ›my w szesnastym wieku.Przyznajże, braciszku, że niebyÅ‚byÅ› prawdziwym pisarzem prowentowym, który na swój skromny kawaÅ‚eczekchleba uczciwie i z trudem zarabia, tylko paniczem z miasta, który siÄ™ zabawia,baÅ‚amuci siÄ™ komunistycznie, przebiera siÄ™ za pisarza folwarcznego, a w niedzie-lÄ™ bawi siÄ™ znowu za pan brat z dziećmi dziedziczki, przebiera siÄ™ za panicza.Nadto zajmowaÅ‚byÅ› miejsce rzeczywistemu pisarzowi, który go może w tejchwili Å‚aknie i pragnie, nie majÄ…c z czego żyć.W tym jest Å›mieszność, CzaruÅ›.Cezary musiaÅ‚ przyznać, że jest sens w tych wywodach.UlegÅ‚ temu sensowi,temu, trzeba to nazwać po imieniu, snobizmowi parafialnemu, i już swej kandy-datury nie wysuwaÅ‚.ZresztÄ… nie miaÅ‚ ani chwili wolnej, którÄ… mógÅ‚by poÅ›wiÄ™cićna swÄ… prowentowÄ… fanaberiÄ™.Obiady, kolacje, Å›niadania i podwieczorki trwaÅ‚yniemal przez dzieÅ„ caÅ‚y.Wstawano dosyć pózno.A ledwie spożyto Å›niadaniei dano folgÄ™ dyskusji, która siÄ™ wyÅ‚oniÅ‚a z przygodnego tematu, jużci Macieju-nio wchodzi cichcem ze swymi sprawami i stół, dopiero co sprzÄ…tniÄ™ty, zaÅ›cielaczystym obrusem.ZnaczyÅ‚o to, że spoÅ‚eczność nawÅ‚ocka zmierza ku obiadowi.JakaÅ› wycieczka konna albo na wózku, jakaÅ› króciutka eskapada powrót i jużci gromiÄ… z racji spóznienia siÄ™ na obiad. Obiad. Czarna kawa z odro-binkÄ… pomaraÅ„czowÄ… tego wyspiarskiego Curaçao, papierosy. SprzÄ…tajÄ….Towarzystwo zaczyna rozdzielać siÄ™, zmniejszać i zdążać w kierunku poobied-nich drzemek, aliÅ›ci Maciejunio chrzÄ…ka i poleca chÅ‚opcu nakryć stół.KawuÅ„ciabiaÅ‚a, herbata sÅ‚owem five o clock tea z tymi chlebkami, żytnim i pszennym,z owym maseÅ‚kiem nieopisanym a Å›wieżym, z tymi ciasteczkami suchymi, któ-rych sÅ‚awa szeroko rozeszÅ‚a siÄ™ byÅ‚a poza granice paÅ„stwa nawÅ‚ockiego, a stano-wiÅ‚a niewÄ…tpliwÄ… spécialité de la maison.Po kawie jakaÅ› przejażdżka, wypad dosÄ…siedniego miasteczka Ostropustu albo trochÄ™ muzyki w salonie, odkÄ…d zjawiÅ‚asiÄ™ panna Wandzia OkszyÅ„ska, nieco taÅ„ca, skoro ktoÅ› z sÄ…siedztwa nagodziÅ‚ siÄ™na odwieczerz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]