[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Amerykanie pozostawiali zasobÄ… Å‚atwo dostrzegalne Å›lady: poÅ‚amane gaÅ‚Ä™zie, odciski podkutych koni, nawet odpadkijedzenia.Takim tropem Å‚atwo byÅ‚o podążać.U schyÅ‚ku dnia Tecumseh zatrzymaÅ‚ swegomustanga i podniósÅ‚ ostrzegawczo rÄ™kÄ™.Zamarli obaj w bezruchu.Wytężyli sÅ‚uch.Cisza. KoÅ„ zarżaÅ‚ szepnÄ…Å‚ Szawanez.NasÅ‚uchiwali dalej.Nagle do ich uszu dobiegÅ‚ daleki szmer, jakby rytmiczny bieg konia lubÅ‚osia.Stali jeszcze chwilÄ™.OdgÅ‚osy narastaÅ‚y, stawaÅ‚y siÄ™ coraz bardziej wyrazne.Aatwo jużmożna byÅ‚o odróżnić stuk kopyt o miÄ™kkie poszycie lasu.· Jezdziec powiedziaÅ‚ Tecumseh.· Zmierza w naszÄ… stronÄ™.Spieszy siÄ™! dodaÅ‚ Kos.· Może biali wytropili podążajÄ…cego za nimi Indianina i usiÅ‚ujÄ… go schwytać?· Możliwe.· Ukryjmy siÄ™!Zjechali z leÅ›nej Å›cieżki.UwiÄ…zawszy do sosny konie sami z broniÄ… gotowÄ… do strzaÅ‚uzaszyli siÄ™ w zieleÅ„.Widocznośćmieli doskonaÅ‚Ä….WÄ…ska i krÄ™ta Å›cieżka wytyczona przez kawalkadÄ™ biaÅ‚ych podróżnych leżaÅ‚aprzed ich oczyma.Stuk kopyt koÅ„skich nie budziÅ‚ już wÄ…tpliwoÅ›ci.ByÅ‚ wyrazny.Jezdziec-Å›pieszyÅ‚ siÄ™, bo trzaskaÅ‚y Å‚amane gaÅ‚Ä™zie i szeleÅ›ciÅ‚y potrÄ…cane liÅ›cie krzewów.Na zakrÄ™cie Å›cieżki pojawiÅ‚ siÄ™ nagle na maÅ‚ym stepowym mustangu czerwonoskórywojownik.Przed nim, przerzucony przez siodÅ‚o, ze zwiÄ…zanymi rÄ™koma i nogami, zwisaÅ‚czÅ‚owiek.BÅ‚Ä™kitna bluza i spodnie wyjaÅ›niaÅ‚a wszystko byÅ‚ to żoÅ‚nierz Unii.IndiaÅ„ski wojownik przemknÄ…Å‚ obok ukrytych w zaroÅ›lach i zginÄ…Å‚ wÅ›ród zieleni lasu.Tecumseh i Kos nie poruszyli siÄ™, nasÅ‚uchiwali dalej.Ale cisza panowaÅ‚a dookoÅ‚a.Jedynie woddali gasÅ‚ tÄ™tent samotnego jezdzca.· Nikt go nie Å›ciga? Dziwne powiedziaÅ‚ Szawanez.· Pewnie nie dostrzegli porwania.Jeszcze przez chwilÄ™ siedzieli w ukryciu, po czym Tecumseh podniósÅ‚ siÄ™ i ruszyÅ‚ kumustangowi.PowiedziaÅ‚:· To byÅ‚ wojownik Wyandotów.SzedÅ‚ Å›ladami DÅ‚ugich Noży, aby porwać bladÄ… twarz.· Porwany to porucznik, zauważyÅ‚em jego dystynkcje.· Tecumseh również.OdwiÄ…zali konie i wskoczyli na siodÅ‚a.LeÅ›nÄ… Å›cieżkÄ… pogonili WyandotÄ™.· Musimy poznać przyczynÄ™ tego porwania rzekÅ‚ Tecumseh.· Masz racjÄ™, wodzu.Wyandoci przystÄ…pili do ZwiÄ…zku Oporu.Nie trzeba przed czasemniepokoić Amerykanów.Przenocowali w lesie nie rozpalajÄ…c ogniska.Skoro Å›wit byli znów na koniach.Dopadliskraju puszczy i tu dopiero zbadali teren.Wojownik Wyandotów zostawiÅ‚ po sobie wyrazneÅ›lady.· JechaÅ‚ caÅ‚Ä… noc powiedziaÅ‚ Tecumseh. StÄ…d podążyÅ‚ brzegiem lasu na wschód.· ChciaÅ‚ jak najdalej odjechać od biaÅ‚ych, dlatego nie zacieraÅ‚ Å›ladów.· Zpieszmy!Konie rwaÅ‚y galopem.Las rzucaÅ‚ kojÄ…cy cieÅ„, sÅ‚oÅ„ce nie dokuczaÅ‚o, tylko wiatr szumiaÅ‚ wuszach i wdzieraÅ‚ siÄ™ w pÅ‚uca odurzajÄ…cym zapachem ziół i żywicy.KoÅ‚o poÅ‚udnia szlak ich wÄ™drówki przeciÄ…Å‚ strumieÅ„.WypÅ‚ywaÅ‚ z lasu i wiÅ‚ siÄ™ krÄ™to przezwilgotnÄ…, bujnÄ… Å‚Ä…kÄ™.Trop Wyandoty urywaÅ‚ siÄ™ tutaj nagle.Zbadali dokÅ‚adnie oba brzegirzeczki.Nic.Doszli zgodnie do jednego wniosku, że Indianin dla zatarcia Å›ladów ruszyÅ‚ dalejstrumieniem.Rzeczka byÅ‚a pÅ‚ytka.Woda mogÅ‚a siÄ™gać koniom powyżej kolan, w niektórychmiejscach sÄ…czyÅ‚a siÄ™ po samym dnie.W którÄ… stronÄ™ pojechaÅ‚ Wyandota? Z prÄ…dem czy pod prÄ…d? zastanawiali siÄ™ obaj. PodążyÅ‚ w górÄ™ strumienia powiedziaÅ‚ Tecumseh Tam jest las, Å‚atwiej siÄ™ ukryć wrazie niebezpieczeÅ„stwa.JadÄ…c korytem rzeki uważnie obserwowali jej brzegi.Po paru milach takiej wÄ™drówki KoszauważyÅ‚ na bÅ‚otnistym zboczu grudy zeschÅ‚ej, jak gdyby cudem wysuszonej ziemi. Spójrz, wodzu!Szawanez zatrzymaÅ‚ konia, spojrzaÅ‚ we wskazanym przez Kosa kierunku. To rÄ™ka ludzka bryÅ‚ami suchej ziemi zakryÅ‚a pozostawione Å›lady powiedziaÅ‚.PodjechaÅ‚ do brzegu i zrÄ™cznie zeskoczyÅ‚ z konia.ZanurzyÅ‚ siÄ™ w zieleÅ„ krzewów.Kos czekaÅ‚.Po chwili wódz Szawanezów pojawiÅ‚ siÄ™ nad strumieniem. TÄ™dy wyszedÅ‚ z rzeki i podążyÅ‚w gÅ‚Ä…b lasu. SkinÄ…Å‚ na Ryszarda rÄ™kÄ….Kos wydostaÅ‚ siÄ™ na brzeg.Starannie pozacierali Å›lady kopyt koÅ„skich i czujnie zagÅ‚Ä™biali siÄ™w puszczÄ™.Szawanez odczytywaÅ‚ bez trudu nikÅ‚e Å›lady Wyandoty.Pózniej zeskoczyli z siodeÅ‚,bowiem puszcza tak byÅ‚a tutaj gÄ™sta, że musieli prowadzić konie za uzdy.Z niebywaÅ‚ymtrudem przedzierali siÄ™ przez dziki gÄ…szcz zieleni.Wreszcie knieja przerzedziÅ‚a siÄ™, ustÄ™pujÄ…cmiejsca strzelistym modrzewiom, Å›wierkom i sosnom.ZiemiÄ™ wyÅ›cielaÅ‚y miÄ™kkie dywanyciemnozielonych mchów, gdzieniegdzie poprzerastane kÄ™pami dorodnych paproci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]