[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jej sylwetce wyczuwało się napięcie.- Co się stało? - spytał.- Gdzie Marise?- Wysłałam ją do Suzy.Musimy porozmawiać.Chodzmy do kuchni.Nalała mu kawy, podsunęła śmietankę i cukier.- Wyjdę za ciebie, jeśli wciąż tego chcesz.Serce podskoczyło mu w piersi.- Co?- Słyszałeś.Stała oparta o blat, skrzyżowawszy ramiona napiersi.- Skąd ta zmiana? - spytał ostrożnie.- Marise chce, żebyśmy byli małżeństwem.Chce normalnego życia.Byłam egoistką, myśląctylko o sobie, Seth.- Wciąż jesteś we mnie zakochana?- Oczywiście.To wieczna miłość, która się niezmieni.W jej głosie było tyle emocji, co przy omawianiulisty zakupów.Czując lekkie ukłucie gniewu, spytał:- Gdyby nie Marise, nie wyszłabyś za mnie?- Zgadza się.Z nieobecnym wyrazem twarzy patrzyła przezokno.- Jak szybko ma się to odbyć? - Seth nie spuszczał z niej wzroku.- Jak najszybciej.Nie ma powodu zwlekać.- Jesteś taka obojętna - wybuchnął.- Małżeństwo to był twój pomysł.%7łeby powstrzymać plotki.Milczał, zastanawiając się, czy nie popełnia katastrofalnego błędu.- Może za dwa tygodnie? Pasuje ci?- W przyszłym tygodniu gram w Carnegie.Potem mam czas do początku sierpnia.- Chcesz dużego wesela?- Nie! - skuliła się.- Skromnego.Tutaj.- Musimy zawiadomić prasę.Inaczej cała rzeczna nic - rzekł ostro.- Pózniej.Już po ślubie.- To bez sensu, Amelio, rozmawiamy, jakbyśmy planowali nie ślub, a pogrzeb.- Nie wiem, jak inaczej o tym rozmawiać.- Gdy powiemy Marise, mogłabyś na przykładwyglądać na szczęśliwą - wycedził.Nie podniosła głowy.- Nie martw się - odparła.- Dopilnuję wszystkiego ze swojej strony, a ty ze swojej.Chciał zobaczyć dawną Amelię, popędliwą, walczącą z nim.Oczy rzucające iskry, wyraz nieustępliwości na twarzy.Tego chciał.Ale nie dostanie.- Po ślubie będziemy spali razem.Bezdyskusyjnie - powiedział drewnianym głosem.- Oczywiście.Marise wie, że rodzice Suzy śpiąw jednym pokoju.Znowu Marise.- Zacznę załatwiać dokumenty.- Porozmawiam z naszym pastorem.Czy chceszobrączkę?- Tak.A ty?- Chyba tak.Będzie lepiej wyglądało.- Więc chodzi tylko o pozory.- No cóż, na to wygląda.- Słyszę Marise - powiedział głucho.Trzasnęły siatkowe drzwi, zadudniły kroki.Obserwował, jak Amelia bierze się w garść; jakbymiała grać koncert, pomyślał.Skupia się w sobie,zbiera siły.Marise wpadła do kuchni.- Cześć, tatku!Podniósł ją wysoko w górę i śmiał się, myśląc, czykiedykolwiek przestanie go dziwić cud jej istnienia.- Cześć, słoneczko! Jesteś gotowa?- Spakowałam swoje rzeczy i Roberta.Robert był dużym, dość obszarpanym misiem,z którym się nie rozstawała.Amelia odezwała się lekkim tonem:- Marise, mamy dla ciebie dobre wieści.- Uśmiechnęła się do Setha.-Może ja jej powiem?Usiłował rozluznić szczęki.- Mów.- Ja i ojciec mamy zamiar wziąć ślub.Marise zrobiła wielkie oczy.- Czy tata będzie z nami mieszkał?Seth odzyskał zdolność mowy.- Niekiedy będę podróżował w sprawach zawodowych, tak jak mama, możemy też spędzać weekendy na Manhattanie.Ale przez większość czasubędę mieszkał tutaj.- Jak prawdziwy tata?- Będę się starał - odparł ze ściśniętym gardłem.Marise objęła matkę i wykrzyknęła radośnie:- Podzielę się tobą z tatusiem!Na rzęsach Amelii błyszczały łzy.Mając dośćudawania, Seth przytulił ją.- Moglibyśmy wziąć ślub w ogrodzie powiedział.Obdarzyła go kolejnym sztucznym uśmiechem.Marise tańczyła z radości.- Pojedz z nami do kina, mamo!Seth wyczuł, że Amelia zadrżała.- Muszę ćwiczyć, kochanie.Może innym razem.Lepiej już ruszajcie, bo się spóznicie.Zapakowałam kanapki i sok.- Zanieś to do samochodu, Marise - poprosił.Gdy dziecko wybiegło z kuchni, nie zważając naopór Amelii, obrócił ją do siebie i pocałował mocnow usta.- Teraz lepiej - oznajmił.Tkwiła sztywno w jego objęciach.- Jedno wiem: małżeństwo z tobą nie będzienudne.- Uśmiechnął się szeroko.Wybiegł, by dołączyć do córki.Cztery dni pózniej Seth znajdował się w Car-negie Hall.Tym razem nie wykupił loży, lecz zmieszał się z tłumem zwykłych melomanów.Nie chciał, aby Amelia go widziała.Nie był z nią w łóżku od nocy spędzonej w Pradze.Zaprosił ją do siebie po koncercie, ale odmówiła.Gdy byli sami, była wobec niego lodowato uprzejma.W towarzystwie Marise okazywała sztuczne ożywienie.Nie był pewien, co irytowało go bardziej.Dostał, co chciał, kosztem wycofania się Ameliitam, gdzie nie mógł jej dosięgnąć.Czuł się o milionmil odległy od kobiety, którą miał za tydzień poślubić.Czy dlatego się tu zjawił, usiłując związaćzerwane nici?%7łałosne, pomyślał, zagłębiając się w pluszowymfotelu.Ostatnia noc była jeszcze bardziej żałosna.Niemogąc spać, do trzeciej snuł się po mieszkaniu,porządkując książki i papiery.Unikając odpowiedzina oczywiste pytania.Dlaczego nie potrafił zakochać się w Amelii?Miał jedną odpowiedz - bariera, która zapadław nim, gdy miał osiem lat.Wciąż za nią tkwił, zza niej patrzył na swą pięknąAmelię.Wcale nie była jego.Ponieważ jej nie kochał.Wyszła na scenę w lśniącym czarnym jedwabiu.Seth zmusił się do uwagi.Jednak w przerwie opuściłmasywny gmach z piaskowca na rogu Siódmej Alei.Pieszo poszedł do siebie w kierunku Madison.W pierwszej części koncertu skrzypcowegoAmelia zrobiła co najmniej trzy błędy.Wiedział, żekrytycy jej tego nie darują.Czuł się winny.On i jego ultimatum.Nie mogli jednak odwołać ślubu.Marise byłabybardzo nieszczęśliwa.Wbiegł do mieszkania, mając nadzieję, że Amelia zostawiła mu jakąś wiadomość.Mylił się.I choć nie położył się przed drugą w nocy, nieskontaktowała się z nim.Wstał wcześnie rano,modląc się, by zechciała omówić z nim dwie mocnoletnie recenzje.Gdy Seth kończył właśnie brać prysznic, rozległsię dzwonek do drzwi.Wytarł się błyskawicznie,naciągnął dżinsy i rzucił się otworzyć.Ujrzał przedsobą matkę.Zamarł, totalnie zaskoczony.- Czy coś się stało? - wyjąkał.- Masz zamiar nie wpuścić mnie do mieszkania?- spytała sucho.- Ależ wejdz.Napijesz się kawy?- Na miłość boską, załóż coś na siebie, Seth.- Nie spodziewałem się ciebie - odparł.- Rozgość się, zaraz wrócę.Po chwili oboje siedzieli w salonie.Eleonoraupiła łyk kawy z cienkiej jak papier porcelanowejfiliżanki.Po raz pierwszy robiła wrażenie, że niewie, co powiedzieć.- Dostałaś zaproszenie na ślub? - spytał zdawkowo Seth.- Tak.Sądziłam, że jesteś przeciwny małżeństwu.- Owszem, ale Marise bardzo na tym zależało,więc.- urwał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]