[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale poco?Pod szóstką był sklep z urządzeniami sanitarnymi, więc Sejer wszedłpod piątkę.Na pierwszym piętrze mieszkał niejaki J.Mikkelsen.Był bez-robotny, dlatego detektyw zastał go w domu.Mógł mieć około dwudziestupięciu lat.Z poszarpanych dżinsów wystawały mu oba kolana. Czy mówi coś panu nazwisko Einarsson? spytał Sejer, obserwu-jąc jego reakcję.LRTSiedzieli przy stole w kuchni.Mikkelsen odsunął plik kuponów na lo-terię, solniczkę, młynek do pieprzu i najnowszy numer Między nami męż-czyznami". Einarsson? Faktycznie, wydaje mi się znajome, ale nie mogę sobieprzypomnieć skąd.Einarsson.Brzmi jakoś z islandzka.Nie miał chyba nic do ukrycia.Z tego punktu widzenia byłoby oczywi-ście stratą czasu tkwić w środku dnia nad ceratą w czerwoną kratę. Nie żyje.Znaleziono go kilka tygodni temu w rzece. Och, to ten!Potarł lekko cienki złoty kolczyk w uchu i gwałtownie pokiwał głową. Oczywiście, czytałem o tym w gazecie.Zakłuty nożem i takie tam.Tak, teraz kojarzę.Einarsson, no pewnie.Niedługo zrobi się tu Ameryka, awszystko przez te narkotyki, jeśli pan chce znać moje zdanie.Sejer nie chciał.Milczał i czekał, wpatrzony z ciekawością w młodątwarz otoczoną prostymi włosami związanymi w koński ogon, znakomiciedo niej pasujący.Pomyślał, że naprawdę niewielu dobrze wygląda w tejfryzurze. No więc nie znałem tego faceta. I nie wie pan, jakim jezdził samochodem? Jakim samochodem? A skąd miałbym wiedzieć? Oplem mantą, rocznik osiemdziesiąt osiem, w świetnym stanie.Ku-pił go od pana przed dwoma laty. O kurczę! To on? Oczywiście! Mikkelsen przytaknął sam sobie. Dlatego nazwisko wydało mi się znajome.Niech to diabli!Obracał w palcach paczkę gumy antynikotynowej.Postawił ją sztor-cem na stole, przewrócił pstryknięciem i ponownie postawił. Skąd się pan o tym, u jasnej ciasnej, dowiedział? Spisaliście przecież, jak większość ludzi, umowę.Dawał pan ogło-szenie do gazety? Nie, jezdziłem z kartką nalepioną na szybę.Po co płacić za ogłosze-nie.Zadzwonił po dwóch dniach.Kompletnie stuknięty.Od lat zbierał nasamochód.Wyłożył gotów-kę.LRT A dlaczego pan sprzedał? Musiałem.Straciłem pracę i nie było mnie stać na jego utrzymanie. Więc nie ma pan samochodu? Owszem, starego escorta z aukcji.Głównie stoi, bo nie mam nabenzynę, póki jestem na zasiłku. Tak, w porządku. Sejer podniósł się do wyjścia. Nie, zupełnie nie w porządku, moim zdaniem.Roześmieli się obaj. To działa? spytał Sejer, wskazując gumę do żucia. Chyba tak odrzekł młodzieniec po chwili zastanowienia wpewnym sensie, ale człowiek się całkowicie uzależnia.No i jest droga.Po-za tym ma okropny smak, mniej więcej jakby żuć peta.Sejer wyszedł.Skreślił Mikkelsena z czoła listy i umieścił jego nazwi-sko na końcu.Przecinając ulicę, czuł przez skórę kurtki delikatne ciepłosłonecznych promieni.Najlepszy okres, kiedy jeszcze nie wyczekiwał tęsk-nie lata, jeszcze nie marzył o chatce na Sandoya, słońcu, falach i słonej wo-dzie, o kwintesencji poprzednich, udanych letnich wakacji.Tylko czasamipozwalał sobie na lekki niepokój, wynikający z gorzkich doświadczeń kilkudeszczowych i wietrznych wakacyjnych miesięcy.Przy słonecznej pogo-dzie nie miał powodów do obaw.Wtedy nie odczuwał tak bardzo swędze-nia.Wbiegł sprężystym krokiem po niskich stopniach, pchnął drzwi i skinąłBrenningenowej w recepcji.Niebrzydka kobieta, ta Brenningenowa, miła iuśmiechnięta.Nie uganiał się za kobietami, co to, to nie.Choć może by musię przydało.Jeszcze ma czas.Na razie im się tylko przyglądał. Ciekawa? spytał, wskazując głową rozłożoną książkę. Nie najgorsza uśmiechnęła się. Intrygi, władza, namiętności. Brzmi jak z naszej branży.Tym razem wybrał schody.Otworzył drzwi i osunął się na obrotowekrzesło, które kupił za własne pieniądze.Wstał ponownie, wyjął z szafyteczkę Marii Durban i zaczął czytać.Przyjrzał się pokrótce zdjęciom.Naj-pierw żywej, ładnej, trochę pulchnej kobiecie o czarnych brwiach nadszparkami oczu w pełnej twarzy.Bardzo krótko ścięte włosy.Pociągającapani w kwiecie wieku.Jej uśmiech zdradzał niejedno o niej samej, trochęLRTbezczelny, drażniący, z dołeczkami w policzkach.Na drugim zdjęciu leżałana plecach w pościeli i szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w sufit.Jej twarz nie wyrażała ani strachu, ani zaskoczenia.Nie wyrażała zupełnienic, podobna do maski, którą ktoś odrzucił na łóżko.Teczka zawierała także fotografie mieszkania.Pokoje wysprzątane, za-dbane, kobiece, z masą drobiazgów, ale pozbawione koronek i pastelowychbarw: Meble i dywany utrzymane były w intensywnych odcieniach czer-wieni, zieleni i żółci.Takie kolory wybrałaby kobieta silna, pomyślał.Nicnie wskazywało na to, co się stało.Nic nie zostało przewrócone czy stłu-czone.Najwyrazniej wszystko przebiegło spokojnie i bezgłośnie.I całko-wicie z zaskoczenia.A więc go znała.Otworzyła mu drzwi i sama się roze-brała.Najpierw się kochali i żadne oznaki nie wskazują, że działo się towbrew jej woli.A potem coś się zmieniło, nastąpiło jakieś spięcie, załama-nie.Silny mężczyzna wydusi życie z drobnej kobiety w ciągu sekund, Sejerwiedział o tym.Parę konwulsyjnych kopnięć i po wszystkim.Nikt nie usły-szy krzyku, kiedy usta przykrywa tłumik poduszki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]