[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak wysyczała. Mój błąd stwierdził lekko. Ale skoro już o tym mowa& Ponownie spojrzałna liścik. Tak naprawdę to nie są sieroty.Miały tylko zagrać sieroty. Nie chcę żadnych sierot! Oczywiście bolejemy nad ich losem wtrąciła szybko Beryl. Razem z Camillązbieramy datki na ich rzecz, wspomagamy je finansowo i robimy wszystko,co w naszej mocy,żeby polepszyć ich byt& Nie teraz ucięła ostro Camilla. Warto wyjaśnić, że nie zawsze jesteś tak wyzbyta wszelkiego współczucia dla tychbiednych istotek. wyszeptała Beryl. Sierot.I to w Boże Narodzenie.Camilla zacisnęła zęby. Nie ma mowy o sierotach na święta! To doskonale się składa, ponieważ to nie są żadne sieroty, tylko dzieci.Chociaż& Pochylił się lekko i konfidencjonalnie przyciszył głos. Sądzę, że skoro mogą zagrać sieroty,wcielą się też w kogokolwiek zechcesz.Może w elfy Zwiętego Mikołaja? Nie chcę żadnych elfów! Camilla zacisnęła dłonie, zamknęła oczy i policzyłado dziesięciu.To nie był czas ani miejsce na zastanawianie się, jak zakatrupić Graysona.Odłożyto na pózniej.Tu potrzebny był spokój i opanowanie.Wzięła głęboki oddech i powoli otworzyłaoczy. Zacznijmy może od początku.Skąd się wzięły te dzieci? Ja& No cóż& Grayson urwał, nie wiedząc co odpowiedzieć, chociaż Camilli wy-dawało się, że zadała mu bardzo proste i oczywiste pytanie. Właściwie je wypożyczyłem dokończył po chwili. Co zrobiłeś? A ściśle mówiąc, Win je wypożyczył. Skromnie kiwnął głową. Ale na moje po-lecenie. Wypożyczyłeś dzieci? upewniła się. A ile? Setki wyszeptała Beryl z przerażeniem. Są ich całe setki. Bzdura. Spojrzał na Beryl karcąco, jakby chciał ją zawstydzić. Skąd Winwziąłby setki dzieci? Rzucił okiem na liścik. Jest ich tylko pięcioro. Pięcioro? Camilla wbiła w niego wzrok. Pięciu chłopców uściśliła Beryl znacząco.Spojrzał ponownie na liścik. Na to wychodzi. Odeślij ich. Co? zapytał Gray, ściągając brwi. Słyszałeś. Camilla machnęła ręką w kierunkualei. Odeślij ich.Całą piątkę.I to już. Albo jeszcze szybciej dodała Beryl. Dlaczego mielibyśmy to zrobić? zapytał Gray, marszcząc czoło.Nie mógł być aż tak tępy.Każdy potrafi sobie wyobrazić, co może zmalować pięciorodzieci w domu& Po pierwsze, i bez tego mamy za mało służby.Nie wspominając o tym, co będzie, kie-dy dojdzie do tego jeszcze pięciu urwisów.A pamiętaj, że nasza służba to jedynie aktorzy grającysłużbę& Co doskonale im wychodzi powiedziała Beryl pod nosem. Kucharka jest znako-mita. Nie uważasz? ochoczo przytaknął Grayson. A próbowałeś jej& Dość, jedno i drugie powiedziała Camilla, patrząc na nich z wściekłością. Nieza-leżnie od tego, jak dobrze grają, z tego, co wiem, nie ma wśród nich nikogo, kto miałby doświad-czenie z dziećmi.I śmiem twierdzić, że zarówno pani Montgomery-Wells, jak i panna Murdocktak samo nie potrafią zajmować się dziećmi, co ja i Beryl.Poza tym, jak niby mam wytłumaczyćich nagłą wizytę? Hm. Grayson ściągnął brwi. O tym nie pomyślałem. To wiem wysyczała. W takim razie odeślij je. Co za pech. %7łałośnie potrząsnął głową. Obawiam się, że to niemożliwe.Beryl patrzyła na niego jak zaklęta. A to niby dlaczego? zapytała Camilla z groznym błyskiem w oku. Cóż& Zamachał jej przed nosem liścikiem. Tu jest napisane, że rodzina,od której Win wypożyczył dzieci&Beryl wydała z siebie stłumiony jęk. Czyli od rzeznika ciągnął. Mów dalej. Camilla kiwnęła mu głową. Okazuje się, że jego żona od dzieciństwa nie była w Londynie.Więc Win wysłał ichna krótki wypoczynek.Najwyrazniej w ramach prezentu świątecznego.Zachował się bardzowspaniałomyślnie. Gray uśmiechnął się.Zwierzbiła ją ręka, żeby zdrapać mu ten uśmiechz twarzy. Prezent świąteczny? ledwo wydukała Camilla. Kiedy wracają? Jutro.Niestety dzieci zostaną tu tylko na jedną noc. Wynająłeś dzieci rzeznika? Beryl szeroko otworzyła oczy. Pana Dickeysa?Zerknął na wiadomość od Wina. Tak tu jest napisane.Beryl patrzyła niepewnie na niego, jakby nie mogąc zdecydować, czy jest geniuszem, czyraczej szaleńcem. Mamy dzieci Dickeysów na święta? Och& To genialny pomysł. Nie powiedziałabym, że taki genialny stwierdziła ostro Camilla.Czyżby naprawdębył taki tępy? Pomyślał, że sieroty uczyniłyby te święta& Zmrużyła oczy i bacznie mu się przyj-rzała.Uśmiechnął się niewinnie, ale w jego oczach błąkała się lekka niepewność.Nagle zrozumiała.Oczywiście, że nie jest głupi.Doskonale wie, co robi.Nie powiedziałtego na głos, ale specjalnie chciał zepsuć te święta, byle tylko zwinąć jej paniąFortesque sprzednosa.Niech mu będzie.Ale ona mu jeszcze pokaże. W takim razie nic już nie poradzimy.Musimy wykorzystać tę sytuację najlepiej, jaktylko się da stwierdziła, kiwając głową. Wykorzystać? Jak niby mamy to zrobić? Dłoń Beryl zacisnęła się na ramieniu sio-stry. Jeszcze ich nie widziałaś, to szybkie urwisy. A my musimy być jeszcze szybsze. Rzuciła siostrze zdecydowane spojrzenie. Tosą dzieci, a my jesteśmy dorośli.I jest nas więcej.Pod warunkiem& spojrzała na Graysona & że każdy się zaangażuje. Słucham? zapytał lekko zaskoczony.Najwyrazniej Grayson nie zaplanował wszyst-kiego aż z takim wyprzedzeniem. Skoro nie możemy ich odesłać ani wygnać na mróz, a służby mamy zbyt mało,to właśnie my powinniśmy się nimi zająć. Uśmiechnęła się. Mam na myśli także i ciebie. Ale ja lubię dzieci odpowiedział jej z uśmiechem. Zawsze planowałem miećgromadkę. Ja też. Odwróciła się do Beryl.Musisz pamiętać, moja droga, że to tylko dzieci.Tonie żadne dzikusy z dżungli.Na pewno są dość kulturalne i pewnie dobrze wychowane.Spójrzna nie po prostu, jak na niskich dorosłych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]