[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wrócę do szkoły, już wolnej od zamieszanych w sprawędziewcząt , w przyszłym roku i zacznę się przygotowywać dostudiów.Poznam nowych przyjaciół.Zacznę wszystko odnowa.Aby to uczcić, mama przygotowała na kolację moje ulubionedanie - kaczkę w pomarańczach z pieczonymi ziemniakami,brokułami i zielonym groszkiem, a na deser szarlotkę z lodami.Postawiła na kuchennym stole butelkę czerwonego wina i, kumojemu zdumieniu, dwa duże kieliszki.- Zdajesz sobie sprawę, że łamiesz prawo? - zażartowałam,kiedy nalewała wino, które rozkosznie przy tym chlupotało, dokieliszków.- Nie wolno mi pić alkoholu jeszcze przez dwa lata.- Myślę, że na to zasłużyłaś - odparła z uśmiechem.Zauważyłam, że zmarszczki wokół jej oczu nieco siępogłębiły, a w puszystych ciemnych włosach pojawiło sięwięcej siwych pasm - i uświadomiłam sobie, że dla niej towszystko także było bardzo trudne.To przekleństwo wszystkichmatek, pomyślałam.Odczuwają ból swoich dzieci z taką samąsiłą jak własny.- Ty też, mamo - powiedziałam miękko i stuknęłyśmy siękieliszkami.- Tak czy inaczej - dodała - za.ile to? cztery miesiące?.skończysz szesnaście lat.Jeśli to dość, żeby móc wstąpić wzwiązek małżeński, powinno wystarczyć, by napić się trochęwina.W połowie kolacji zadzwonił telefon.Mama stanęła przyaparacie i starała się przełknąć to, co miała w ustach, przedpodniesieniem słuchawki.Stała tak dłuższą chwilę z zabawniezbolałą miną, gryząc i żując.Wyglądała tak komicznie, że niepotrafiłam opanować chichotu, do czego niewątpliwieprzyczyniło się wino, które błyskawicznie uderzyło mi dogłowy.W końcu odebrała.Dzwonił jej adwokat Henry Lovell zinformacją, że para zainteresowana kupnem rezydencjimałżeńskiej złożyła formalną ofertę, która zostałazaakceptowana przez drugą stronę (to znaczy mojego ojca).- Jak wam idzie szukanie nowego domu? - spytał.- W ogóle nie idzie - odparła mama.- Jeszcze nawet niezaczęłyśmy.- Więc lepiej zacznijcie - powiedział.- Z tego, co zrozu-miałem, ci ludzie chcieliby się wprowadzić jak najszybciej.Okazja była podwójna, wypiłyśmy więc całą butelkęczerwonego wina i następnego ranka po raz pierwszy w życiuobudziłam się z kacem.Ale nawet ćmiący ból głowy nie mógłzepsuć mi humoru.Koniec ze szkołą.Koniec z Teresą, Emmą iJane.Koniec upokorzeń.Koniec cierpienia w milczeniu.A dotego wszystkiego rezydencja małżeńska została sprzedana.Wreszcie wyniesiemy się z tego gniazda zgrozy, z tegomuzeum małżeńskiego rozkładu!Sześć tygodni pózniej stałam w ogrodzie HoneysuckleCottage, spoglądając na grobowy wzgórek owalnego różanegoklombu.9Nasze życie w Honeysuckle Cottage szybko nabrałoprzyjemnej regularności.Codziennie jadłyśmy razem śniadanie na sosnowymkuchennym stole.Ja je przygotowywałam (dumna z faktu, żerobię to tak starannie), a mama biegała po domu w porannejpanice, usiłując wyprasować jeszcze bluzkę, wysłać mejl alboodszukać coś, co gdzieś się zapodziało.Miałyśmy pewneniepisane zasady - jeśli jednego dnia jadłyśmy tosty,następnego były płatki na mleku - i przestrzegałyśmy ichbardzo skrupulatnie nawet w weekendy.Mama wychodziła do pracy parę minut po ósmej, bo terazdojazd zabierał jej znacznie więcej czasu.Zawsze żegnałyśmysię tak samo, jak stare dobre małżeństwo.Wychodziłam doholu, całowałam mamę w oba policzki i przypominałam jej,żeby prowadziła ostrożnie, a potem stałam w otwartychdrzwiach i machałam ręką, gdy stary ford escort sunął zchrzęstem w dół żwirowego podjazdu.Mama zawszeodwracała się, żeby mi pomachać zgiętą dłonią o złożonychpalcach, która wyglądała jak kłaniająca się pacynka.Kiedyodjeżdżała, wracałam do kuchni i zmywałam po śniadaniuoraz kolacji z poprzedniego wieczoru, słuchając przy tymradia, a potem szłam do swojego pokoju się ubrać.O dziesiątej przychodził Roger Clarke, zawsze punktualnyco do minuty.Uczył mnie angielskiego, literatury, historii,francuskiego i geografii - przedmiotów, z których miałamnadzieję otrzymać najlepsze oceny i uzyskać świetne wynikina egzaminie.Siedzieliśmy przy dużym stole w jadalni,posiłkując się licznymi filiżankami herbaty, która, zdaniempana Clarke a, była tak mocna, że można w niej postawićłyżeczkę.Mama nie była zachwycona faktem, że ma mnie uczyćmężczyzna, ale kiedy zapewniono ją, że został bardzodokładnie sprawdzony, przestała protestować, a gdy gozobaczyła, pozbyła się wszelkich obaw.Natychmiast zo-rientowała się, że Roger Clarke nie stanowi żadnego za-grożenia, bo sam jest myszą.Nosił na piersi odznakę sto-warzyszenia myszy, tak jak ja i mama.Od razu poczułam, żełączy nas jakaś więz.Chociaż miał zaledwie dwadzieścia siedem lat, był prawiecałkiem łysy (kiedyś wyznał mi, że to z powodu jakiejś chorobypowstałej na tle nerwowym), został mu tylko cienki wianuszekwłosów wokół głowy.Może aby zrekompensować sobie tenbrak, zapuścił gęste jasne wąsy.Był chudy jak anorektyk i nosiłokrągłe okulary w szylkretowych oprawkach, ze szkłami, któremiały dobrych kilka plusów, bo znacznie powiększały jegozielone oczy.Kiedy mówił, jabłko Adama podskakiwało mu wgórę i w dół niczym jajko na twardo.Ale chociaż wyglądał dośćosobliwie, od razu poczułam się przy nim swobodnie; szybkoteż zrozumiałam, że jest bardzo dobrym nauczycielem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]