[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie wiem, co powiedzieć.- Może: Vim, daj mi chwilę odpocząć, a potem zrób to, proszę,jeszcze raz, tylko lepiej".Zamrugała, a na jej usta wypłynął powoli słodki uśmiech.Przytulił siędo niej, przyciskając ciało do jej piersi.Byli tak blisko siebie, jak tylkomoże być dwoje ludzi.Przeczesywała palcami włosy na jego karku.- Vim, proszę, daj mi chwilę odpocząć, a potem zrób to jeszcze raz.Ale jeśli zrobisz to choć trochę lepiej, to postradam rozum na zawsze.- W takim razie będziemy dwojgiem bezrozumnych kochanków.Dał jej minutę, ani chwili więcej.Sophie odprowadziła Vima wzrokiem, gdy wyszedł z łóżka, niezasuwając zasłon, i schował się za parawanem.Słyszała odgłoswykręcania ręcznika nad miednicą i żałowała, że nie może goobserwować podczas tych intymnych czynności.- Zostań w łóżku, Sophie - powiedział cicho, wyłaniając się z mroku, ipowiesił ręcznik na osłonie przed kominkiem.- Zaraz wrócę.Po jego nagim ciele skakały płomyki światła.Wyszedł z pokoju ipojawił się po chwili z kołyską.Postawił mebel ostrożnie przy kominku,uważając, aby się nie zakołysał.- Gdzie był Kit?- Obok, w łazience.- Vim wszedł do łóżka z wilgotnym ręcznikiem wręku.- Rozchyl nogi, moja kochana.- Dlaczego w łazience?- Czasami w takich chwilach głośno się zachowuję.- Cichutko jęczysz, panie Charpentier.Lubię to.Umył ją dokładnie delikatnymi ruchami, przecierając na koniecnajbardziej intymne części jej ciała.- Ty też jęczysz.- Pochylił się i ugryzł ją w ucho.- Uwielbiam to.Przewróć się na bok.Rzucił ręcznik w stronę kominka, mijając kołyskę ledwie o kilka cali.Przewróciła się na bok, zadowolona, że spędzili razem połowę nocy, więcjeszcze trochę zostało.Vim położył się obok niej, otoczył ręką jej ramiona i przerzucił jejnogę przez swoje uda.- Nie powinnaś mnie zatrzymywać, Sophie - powiedział, trzymając jejstopę w swojej dużej, ciepłej dłoni, co dawało jej dziwne pocieszenie.- Nie jestem teraz płodna.Nie chciałam, żebyś mnie opuszczał.Skuliła się pod wpływem własnych słów, przypominającsobie, że rano wyjedzie na dobre.Ponieważ nie odpowiedział, Sophiezaczęła gromadzić wspomnienia.Chciała utrwalić w pamięci unoszącąsię pod jej ręką klatkę piersiową Vima, zapach bergamotki, nieco słonysmak skóry na ramieniu, które ścisnęła zębami, transcendentne uczuciepołączenia ich ciał, do którego doprowadził tak ostrożnie i delikatnie.- Sprawy w Kent zajmą mi pewnie kilka tygodni.- Zamyślił się.Gładził palcami jej włosy, spływające na plecy, a Sophie od razuzrozumiała, nad czym się zastanawia.- Nie musisz się martwić.Nie mogę teraz zajść w ciążę, w przeciwnymrazie nie byłabym taka.samolubna.- Nie możesz mieć całkowitej pewności, Sophie.Zostawię ci mójadres - odezwał się z zaledwie cieniem przygany, ale nie miał racji.Sophie była pewna, że ich ścieżki muszą się rozdzielić bez względu nakonsekwencje.Choć te ostatnie uważała mimo wszystko zanieprawdopodobne.Na miłość boską, przecież tańczyła walca z jegoprzyrodnim bratem.Dyskretna opieka BenjaminaHazlita odegrała znaczącą rolę w życiu rodziny, uchroniła przedkrzywdą żony Valentine'a i Westhavena.Vim dowiedziałby się, prędzej czy pózniej, że jest córką księcia, i napewno uznałby, że zachowała się wobec niego nieuczciwie.I miałbyświętą rację.Nie zadawał jej kłopotliwych pytań, nie mógł domyślać sięprawdy.Nikt by nie uwierzył, że rodzina zostawiła lady Sophie Windhamcałkiem samą w książęcej rezydencji, bez przyzwoitki i służby.Musiałasię uciec do podstępu, aby zrealizować ten plan.Vim poczułby sięoszukany i manipulowany, a to by wszystko zrujnowało, nawet wspom-nienia.- Niemal słyszę, jak myślisz, Sophie - rzucił leniwie z ciemności,głaszcząc równie leniwie jej włosy.Gdyby propozycja pozostawienia adresu w Kent wynikała z czegośinnego niż poczucie obowiązku i winy, być może doszła-by do wniosku,że lepiej powiedzieć mu prawdę.- Staram się zapamiętać każdy moment, który spędziłam z tobą włóżku.- Może być więcej takich chwil.Będę wracał przez Londyn, kiedyzałatwię rodzinne sprawy.Niech go licho.- Muszę mieć na względzie swoją pozycję.Zapadło długie milczenie, a Sophie czuła, że radość z cudownejinicjacji seksualnej i spędzonych razem intymnych chwil gaśnie powoli wjej sercu przygnieciona żalem- Mógłbym ci zaproponować inną pozycję, długotrwałą i stabilną.Taką, której nie zaproponowałem jeszcze żadnej innej kobiecie.Zamknęła oczy, aby powstrzymać napływające łzy.Vim był dobrymczłowiekiem, mężczyzną, o którym się marzy i którego się pragnie, alesama wszystko tak skomplikowała, że musi się z nim rozstać.Nie chciałabyć jego kochanką i spotykać się z nim przez kilka lat w przerwachmiędzy dalekimi wojażami.A jeśli zle go zrozumiała? Jeżeli nie chodziło mu o sekretny związek,ale o małżeństwo? Nie.Na to nie miała nadziei.Nawetgdyby się dowiedział, że nie przedstawiła mu uczciwie swojej pozycjispołecznej, i mimo to złożyłby jej propozycję małżeństwa, to i takmusiałaby ją odrzucić.Z tymi niewesołymi myślami zasnęła w jego ramionach, a rano niepamiętała, co jej się śniło.Vim uczył się powoli odczytywać nastrój panny Sophie Windham.Pomimo że rano wydawała się pogodna i zadowolona, wiedział, że cierpi.Spokojnie wykonywała poranne czynności.Gdy się czesała,obserwowała w lustrze, jak Vim się ubiera i ścieli łóżko.Na jej twarzymalował się uśmiech.Jednak oczy, postawa i milczenie świadczyły, żeserce pęka jej z bólu.Kit zaczął trochę marudzić, ale leżał, wtykając do buzi palce nóg.Vimpodniósł z podłogi narzutę, którą cisnął tam w ferworze namiętności.Wświetle pogodnego dnia dostrzegł na niej ja-snoczerwone pasma
[ Pobierz całość w formacie PDF ]