[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Your papers, please!Drgnąłem wystraszony.W twarz zaświecił mi latarką barczysty żandarm.Sięgnąłem dokieszeni.Co za głupiec ze mnie, wszystkie papiery zostawiłem w samochodzie.Wyglądało to nazłośliwy kawał spłatany mi przez los, ale musiałem pomaszerować na posterunek.Na szczęściejeden telefon wyjaśnił wszystko. Musi pan wybaczyć, panie Grane, ale tropimy przemytników broni szmuglującychniebezpieczne materiały z Rosji do Korei.Zdobyłem się na zmieszany uśmiech, nie potrafiłem bowiem podać konkretnych powodówmojej bytności w porcie.A może powinienem był wyjaśnić żandarmom, że najprawdopodobniejnieszczęśliwie zakochałem się w japońskiej studentce? Gdy odchodziłem, patrzyli za mną,kiwając głowami.Z głośnika słuchanego przez nich radia w nocnej ciszy rozbrzmiewał najnowszyprzebój To Fall in Love.Musiałem się pozbierać, tak nie mogło być dalej.Każda decyzja podjęta w takim stanieducha jest warta fortunę.Postanowiłem do niej napisać; uważałem, że to dobry pomysł.NiewieluJapończyków potrafiło czytać po angielsku.Gdyby list dostał się w niepowołane ręce, to nienarobiłby tak wiele szkody.Najlepiej osobiście oddam go w ręce Teruko-san.Przesiedziałem pół nocy, pisząc pierwszy list do kobiety, którą rzeczywiście pokochałem.Potem z ciężką głową położyłem się spać.Rankiem Sato-san powiadomił mnie, że szczęśliwieudało mu się zapobiec pożarowi, bo zgasił żarzący się niedopałek jednego z dziesięciu wypalonychprzeze mnie papierosów rzucony obok kosza na papiery.Przywykł do tego, żeby obejść jeszczedom, po tym, jak jego lekkomyślny pan udał się już na spoczynek.Nie odważyłem się spojrzeć muw oczy, wymruczałem tylko kilka słów podziękowania.W chwilę pózniej podarłem napisane nocą stronice w drobne strzępy.Cała sytuacjazakrawała na ironię.Z jednej strony pragnąłem jakiegoś rozwiązania, a z drugiej lękałem się go.%7łeby tylko niedostać uprzejmej japońskiej odmowy.Chciałem odczekać do ferii wiosennych i osobiście zapytaćYuriko na spokojnie.Przecież najpierw należało się przekonać, czy mogę liczyć na wzajemność.To, że pomogła mi wyjść cało z zamieszek studenckich, mogło równie dobrze być w jej własnyminteresie.Rzuciłem się z desperacją w wir pracy.Na szczęście nawiązaliśmy już mnóstwo znaczących kontaktów.Wielu przemysłowców zOsaki i Kioto zwróciło uwagę na nasze samochody.Gdybym tylko chciał, mogłem każdego dniaskorzystać z innego zaproszenia.Kioshi towarzyszył mi wiernie, wspaniale bezosobowy inienarzucający się.Dla niezakochanego człowieka posiadanie obok siebie Japończyka jako doradcystanowiło świetne rozwiązanie.Kłopoty sercowe zawsze przeszkadzają w życiu zawodowym iinteresach, ale ja nie chciałem się już ich wyrzekać.Przy tym należało się pogodzić z myślą, że Yuriko świadomie mnie unika.Kilkakrotnieodważyłem się na złożenie wizyty Teruko, ale nigdy nie zastałem jej bratanicy.Język migowy todla zakochanego prawdziwa męczarnia.Nie rozumiałem ani słowa z tego, co poczciwa starsza panistarała się mi przekazać, a wstydziłem się zwrócić do Kioshiego o pomoc w tej sprawie.Prawie do Bożego Narodzenia nosiłem w sobie ten ciężar, płonący w mojej duszy niczymkrater Oshimy.Wreszcie nie mogłem już dłużej wytrzymać.Musiałem coś postanowić!Z pomocą przyszedł mi list od ojca Tomasza, bo przecież zaoferowałem, że zapośrednictwem wypożyczalni samochodów wesprę dzieło misyjne.Odpisywał z radością, że mamsię zwrócić do organizacji LARA Licensed Agencies for Relief in Asia.Instytucja tawspółpracowała ściśle z japońskim ministerstwem dobroczynności i podejmowała aktywnośćwszędzie tam, gdzie okazywało się to konieczne.Troszczyła się także o sprawiedliwy podziałgrantów od stowarzyszeń katolickich oraz wszelkich kolekt na cele misyjne.W okresiepowojennym całymi tonami rozdzielała potrzebującym żywność i odzież.Ojciec Tomasz prosił mnie jednak, bym najpierw zajrzał do niego.Chciał mi wystawićreferencję dla wielebnego prałata Felseckera, szefa Akcji Katolickiej.Było mi to bardzo na rękę.Do ojca Tomasza poczułem zaufanie już podczas pierwszegospotkania.Na pewno będzie mi potrafił doradzić w tej gardłowej sprawie.Tym razem nie musiałemfatygować Kioshiego i jeszcze tego samego ranka wyruszyłem w drogę.Po raz pierwszy oddłuższego czasu w dobrym humorze, jechałem samochodem i pogwizdywałem nawet pod nosem.Należało zachować ostrożność, ponieważ w nocy spadł świeży śnieg.W Tokio panował lekkiprzymrozek, a jasne słońce odbijało się oślepiającym blaskiem od śnieżnej bieli.Rozpędziłem się nieco i zostałem upomniany przez drobnego japońskiego policjanta.Zrobiłto w taki sposób, jakby prosił o przebaczenie, że w ogóle pełni służbę.Tym razem zaparkowałem od razu przed Domem świętego Alojzego.Musiałem teżzaczekać dłuższą chwilę, bo ojciec Tomasz miał właśnie wykład, którego temat zainteresowałbyrównież i mnie.Prowadził zajęcia z japońskiego po angielsku dla członków sił okupacyjnychoraz cywili.Zastępował dzisiaj japońskiego profesora uczącego literatury niemieckiej, którywłaśnie zachorował.Nieco zdenerwowany sięgnąłem na stelaż po jeden z zeszytów Sophia izacząłem przeglądać artykuły czołowych profesorów z prawie wszystkich krajów Europy.Po chwili zobaczyłem grupę Amerykanów uczących się języka japońskiego; wychodzili zgmachu uniwersytetu, śmiejąc się i żartując.Traktowali się wzajemnie okruchami japońskiego.Jeślipoślubiłbym Yuriko, to nie byłoby wcale złym pomysłem, aby ukończyć taki kurs już tylko po to,by móc ją zapewnić o miłości w jej ojczystym języku!Ojca Tomasza powiadomiono już o moim przybyciu, więc od razu podszedł do mojegosamochodu.Wymieniliśmy uścisk dłoni niczym starzy znajomi, po czym zaprowadził mnie doswojego gabinetu.Usiedliśmy naprzeciw siebie, a ja poprosiłem, żeby najpierw opowiedział o swojej pracy.Zdawał się wyczuwać moje napięcie; rozumiał chyba, że potrzebuję chwili na rozluznienie się.Zsatysfakcją oznajmił mi, że Jochi to pierwszy uniwersytet umożliwiający wszechstronne zapoznaniesię z zachodnią nauką i wiedzą, co zapobiega chaotycznym wyborom obcych ideologii.Tymsposobem profesorowie pomagali studentom stworzyć jednolity obraz powstawania Zachodu,dorównującego prastarej kulturze Japonii, wspierając wrodzony im szacunek dla tradycji.Nagle nieoczekiwanie zmienił temat, pytając wprost, co mnie do niego sprowadza.Opowiedziałem mu o tym, o czym właściwie nie miałem zamiaru mówić, niezapowiedzianejwizycie u ojca Yuriko i osobliwym nauczaniu w wydaniu Mori-san.Nie próbowałem szukaćżadnego usprawiedliwienia, więc wkrótce poczułem, że na nowo budzi się we mnie rozgoryczenie.Ojciec Tomasz przysłuchiwał się uważnie, nie przerywając ani razu.Rozpalało mnie jeszczeoburzenie, gdy wreszcie zamilkłem, wyczekując jego odpowiedzi. Dość mocno oskarża pan tego Mori-san odparł wreszcie z uśmiechem. Nie znam natyle rodzica pańskiej tłumaczki, żeby wyrobić sobie zdanie na jego temat.Ale winę w pierwszymrzędzie ponosi nie on, lecz my, Amerykanie.Gdy w 1945 roku zajęliśmy Japonię, rząd okupacyjnyzabronił nauczania religii w szkołach, zniósł szintoizm jako religię państwową, gdyż domagała sięboskiej czci dla Tenno i bezwzględnego poświęcenia na rzecz ojczyzny, która w szintoistycznymujęciu wybrana została do panowania nad wszystkimi innymi państwami ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]