[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wyjdziemy stąd i za pół godziny wsadzę panią do samolotu do Anglii.Do Anglii! Najprawdopodobniej właśnie tam musiałam jechać.Do Henley - in -Arden niedaleko Stratfordu.Pewność dałby mi list, który miał przynieść doktor Sanderson.Gdzie się podziewał?- Dopilnuję, \eby panią przepuszczono.W Stanach Sinclair nie miał \adnej władzy.Nie mógł zagwarantować, \e dotrzymaobietnic, nie miał równie\ nic na poparcie swoich grózb.Zresztą mo\e mnie nabierał.Tak czysiak jego propozycja była nielegalna i do tego nieetyczna, gdy\ utrudniała śledztwokryminalne na terenie innego suwerennego państwa.Dlaczego ją wysunął? Na czym mu a\tak zale\ało?- Za jaką cenę? - spytałam.- Ten drań spalił pomnikowe dzieło naszej kultury na moim dy\urze - odparł.- Chcęgo dopaść! Pani pomo\e mnie, a ja pani.Zerknęłam na drzwi w kącie.Gdzie był doktor Sanderson? Gdzie był Ben?- Potrzebuję trochę czasu - powiedziałam.- Pani nie ma czasu.Federalni wcią\ szukają pani w Nowym Meksyku.Ale jak tylkoprzestaną, dojdą do tego samego wniosku co ja: \e zabrała się pani stamtąd samolotem paniPreston.- Nie mogę.Nie mogłam wyjechać bez przeczytania listu Ophelii.Drzwi lekko zagrzechotały i znów się cofnęłam.Odło\yłam ksią\ki na parapet ichwyciłam krzesło, gotowa nim rzucić.Gdyby ktoś sforsował wejście, spróbowałabym uciecprzez okno.- Nie ucieknie pani na własną rękę - odezwał się Sinclair.- Morderca chce zdobyć tosamo co pani, a więc zagra\a pani bardziej ni\ policja.- Wiem o tym, dziękuję.Powiedział mi z grubsza to samo, co pan.- Pani z nim rozmawiała? - spytał ze skrywanym zapałem.- On rozmawiał ze mną.- Rozpoznała go pani?- Nie.- Jak dobrze zna pani swojego towarzysza podró\y? - spytał po chwili.- Na tyle, by mieć pewność, \e to nie on, jeśli to pan sugeruje.- Kto inny mógł popełnić morderstwo w Utah? - spytał natarczywiej.- Ten, kto nas śledził.- Kogoś widzieliście?Z kąta dobiegł mnie szczęk zamka.Wystraszona i zarazem pełna nadziei spojrzałamna otwierające się drzwi.Kto to? Doktor Sanderson? A mo\e FBI? Zacisnęłam dłonie nakrześle.Weszła Atenaida.Przyło\yła palec do ust i dała mi znak, \ebym podą\yła za nią.- To ktoś, kto mo\e śledzić panią z bliska - ciągnął przez drzwi Sinclair.-Prawdopodobnie zna go pani. Akurat - pomyślałam.- W to nie uwierzę.Wyszłam za Atenaida.Zamknęła drzwi na klucz.Znalazłyśmy się w małym pustym gabinecie z czystymbiurkiem i wyłączonym komputerem.Szyby w oknach chroniła gęsta siatka.Drzwi poprzeciwnej stronie były uchylone.Atenaida szybko przestąpiła ich próg.Prowadziły do przeładowanego antykami gabinetu doktora Sandersona.Jego trzyściany zdobiły portrety mę\czyzn w kaftanach.Na czwartej zbli\one rozmiarem do drzwibalkonowych okna wychodziły na wąską oszkloną cieplarnię wypełnioną roślinami iutensyliami ogrodniczymi.Zrodkowe okno było otwarte.Z korytarza dobiegło bębnienie do drzwi Sali Zało\ycieli.- Czas iść - ponagliła Atenaida.Przelazła przez okno i ruszyła ku małym drzwiom osadzonym w przeciwległej ścianiecieplarni.Podą\yłam za nią.Chwilę pózniej, mru\ąc oczy, stanęłam w holu z katalogami bibliotecznymi wzdłu\ścian.Po lewej kotłował się tłum ludzi tokujących z o\ywieniem i pobrzękującychkieliszkami.Przez moment nie miałam pojęcia, gdzie jestem, ale szybko rozpoznałamwykładzinę barwy zielonego mchu.Hol łączył dwie połówki czytelni, starą i nową.Wcale nie opuściłam biblioteki, tylkoznalazłam się w jej dobrze strze\onym sercu.Zmylił mnie tłum.Jednak rychło zrozumiałam, \e zaczęło się przyjęcie.- Niech pani idzie - szepnęła Atenaida.- Przemknie przez tłum.- A co z doktorem Sandersonem?! Co z listem?! - zaprotestowałam.- To on mnie do pani przysłał.Spotkacie się za pół godziny dwie przecznice na zachódstąd.Widok jest piękny, zapewnił.Rozpozna go pani, jak zobaczy.- Cudownie, Atenaido.Pozostaje mi tylko przedostać się przez kordon FBI.- Tak narozrabiała pani na zapleczu, \e doradzam drzwi frontowe.- Mrugnęła.-Kelnerzy serwujący szampana na trawniku są przebrani w renesansowe kostiumy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]