[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dominik do przedmiotuużytkowego nie miał osobistego stosunku.Zbiegło się idealnie, koniec jego ataku wściekłości i grzmot odpowiedzi małżonki.Majka usiadła, a Dominik spojrzał na podłogę.- O, upadło ci.? - rzekł z pogodnym zdziwieniem.No tak, taki był.Majka poczuła, że go kocha nad życie, bez granic.Musi to swojetrudne szczęście wytresować, ale nie będzie się nad nim znęcać, pieniądze owszem, niechbierze i wystarczy, do diabła z zamrożoną zaliczką, do diabła z codziennymi udrękami!- I bardzo dobrze, nareszcie, była ohydna.- Zaraz posprzątam.- Też bardzo dobrze.Słuchaj, odczepmy się od zakupów spożywczych, nie będzieszprzecież sprawdzał, czy jest w domu na przykład.- Cynamon? - wpadł jej w słowa Dominik, już ze szczotką i śmietniczką w rękach.Majka poczuła, że kocha go jeszcze bardziej.- Albo pieprz ziołowy.Będziesz mi wydzielał pieniądze.Kropka.I płacił rachunki.Wpoważniejszych sprawach musisz uczestniczyć, bo może ja się szastam.Dominik uległ tak dalece, że zgarnął ze stołu i schował pieniądze, przytomniezostawiając Majce sto złotych.- Nie możesz zostać całkiem bez niczego, - powiedział stanowczo, najwidoczniejzapomniawszy kompletnie o istnieniu takiego drobiazgu jak karty kredytowe.I już wydawało się, że wszystko będzie dobrze.Ale o zamrożonej zaliczce Dominik nie napomknął ani jednym słowem, a Majcewyrazne pytanie o nią przez usta nie przeszło.Jego chwilowy dobry nastrój przekształcił się zpowrotem w niechętne milczenie.Zdenerwowanie.Troskę.Podparte zakłopotaniem tak,jakby koniecznie musiał zrobić coś, co mu się strasznie nie podoba, i nie miał pojęcia, jak.Atmosfera wokół niego powiadomiła Majkę, że chwilowo należy go zostawić wspokoju.Stefan natknął się na nią w pracowni architektonicznej, gdzie przypadkiem znalezli sięobydwoje w tym samym czasie, uzgadniając z projektantami każde co innego.- I jak ci poszło z obierkami? - spytał z zainteresowaniem, zatrzymując się przy stoleAndrzejka.- Popełniłaś eksperyment?- Nic z tego - odparła Majka smętnie.- Akurat miałam makaron, a teraz wychodzi miryż, więc kartofelki muszą zaczekać do końca tygodnia.- To chyba on wie, że mu na razie nic nie grozi, bo od rana jak skowronek.Zdziwił tym Majkę.Dzieciom Dominik zrobił śniadanie, razem to śniadanie robili,pozornie w doskonałej komitywie, ale w Dominiku czuło się wysiłek.Wczorajszy okropnynastrój jeszcze w nim trwał, z trudem symulował pogodę ducha, na co dzieci, szczęśliwie, niezwróciły uwagi.Co też zaszło między domem, a pracownią? - Akcent kolorystyczny w tym kącie, tu masz rację - powiedział Andrzejek, wpatrzonyna zmianę to w rysunek, to w ekran.- Kręcidupcia go nakręciła.Odpadł jej wreszcie chociażkawałek pośladka?- Co.? - wyrwało się Majce.- Chyba nie, bo nigdzie nic nie leżało jak tu szedłem - stwierdził równocześnie Stefan.-Ale fakt, musiała być, bo wszystkie wydruki miał zwalone na stole.- I nie nakręciła go? - zmartwił się Andrzejek, nanosząc na komputer mazidło zrysunku.- Jeśli, to zdalaczynnie.U mechaników siedział, a jak wrócił, to jej nie było.A co ci takzależy?- Mnie nic.Ale byłoby śmiesznie.Majka, świetnie, masz absolutną rację! Z czego tozrobimy?Majka zachowała równowagę bez wielkiego wysiłku.- Bezwzględnie element użytkowy, żadnych ozdóbek.Lampa? Trójkątne półeczki?Szafeczka oszklona mozaikowo?- Podługowata?- No.I wąska.- Zależy co na półeczkach - zastanowił się Andrzejek.- Czerwone świece?Majka pokręciła głową.- I dom podpalą.Co tam ma być? Bo zapomniałam.- W założeniu apartament.A w praktyce, cholera ich wie, co im z tego wyjdzie.Wysokie sfery dyplomatyczne, które w skromnej chatce robią dobre wrażenie nacudzoziemcach.Wykombinuj coś.- Dobra, muszę pomyśleć.Czerwone abażurki wyjdą burdelowo.W zasadzie lęgnie misię ta szafka, drzwiczki mozaikowe, a w środku kolorowe kieliszki i dyskretne światełko.Trzeba złapać Dobrusia, ale to jeszcze nie w tej chwili.- Jutro.Ja cię proszę, ty mi to zrób na jutro!- A dlaczego nie postawicie czerwonego kwiatka? - zaciekawił się Stefan, jużzmierzający ku wyjściu.- Bo do tego kąta żadne słońce nie dochodzi - odparli równocześnie Andrzejek i Majka,po czym Majka dodała: - A jak go zapomną podlewać, dekorację szlag trafi i zażądają od nasodszkodowania.Stoimy na szafeczce, ja już się do niej przyzwyczaiłam.Gdzieś pod ręką Grzesia zadzwonił telefon.Grześ podniósł słuchawkę.- Jest tam gdzieś u was ta gadatliwa owca? - zagrzmiało dostatecznie głośno, żebywszyscy rozpoznali głos szefa.Grześ rozejrzał się dookoła.- Nie.O ile wiem, jest u elektryków.Kopiuje dokumentację.Szef wyłączył się bez słowa.Majka mimo woli też się rozejrzała.- Jaka gadatliwa owca? Macie nową pomoc techniczną?- Jak to, nie wiesz? - zdziwił się Andrzejek.- Kręcidupcia.Szamanowi takie wulgarneokreślonko przez organ mowy nie przejdzie wszak.- Ona jest gadatliwa owca? Dlaczego?- A słyszałaś z jej ust bodaj jedno słowo?- %7ładnego dzwięku nie słyszałam, nie miałam zaszczytu.Także okazji.A co? Niemówi?- Rzadko, niechętnie i nad wyraz krótkimi zdaniami.- Jednosylabowymi - mruknął Grześ.- A wiecie, że ona faktycznie ma w twarzy coś z owcy.- wtrącił z lekkimzaskoczeniem Stefan, wciąż jeszcze stojący w drzwiach.- Do tej pory nie zwróciłem uwagi. - Bo do tego potrzebne oko artysty - pouczył go wyniośle Andrzejek.- Majka, widziałaśją, nie? Ma z owcy, czy nie ma?- Ma - przyświadczyła Majka z głęboką wewnętrzną przyjemnością.- Ale nie ze starejowcy, tylko z młodej owieczki.- Bez przesady, nie takiej znów młodej.To byłoby jagniątko.- Jagniątko odpada.Weselsze.- O żaden wiek nie będziemy się tu przekomarzać - zarządził Grześ.- Młodo-średni iprzestańcie mi trzeszczeć nad głową.- To cześć - powiedział Stefan, opuszczając pokój razem z Majką.- A, bo motoremprzyjechał, dlatego skowronek.Słuchaj, to chyba ostatnie podrygi, gdzie on go zagarażuje nazimę? Znów u nas, czy coś tam gdzieś macie?- Co.? A.! Nic nie mamy.Zajęta jestem na razie.Rozstali się na korytarzu.Już prawie w drzwiach wyjściowych Majka nagle zmieniłakierunek.O Dominiku, ponurym czy radosnym, zapomniała prawie całkowicie, myślzaprzątnęła jej szafeczka dla Andrzejka, w oczach miała te mozaikowe drzwiczki.Zrobićrysunek, ale to już! Natychmiast!Najbliżej było do pracowni zieleniarzy, sąsiednie skrzydło budynku.Dysponowaliwszelkimi niezbędnymi materiałami, a Bożenka powitała Majkę radośnie.- A siadaj sobie i odwalaj nawet bitwę pod Grunwaldem, u nas masz wszystkie koloryświata.Rozumiem, że to coś małego?- Jedne wąskie drzwiczki.A światło?- Co światło?- Podświetlić od spodu.Macie takie? W tej szafce się świeci.Bożenka westchnęła ciężko i klapnęła na fotel przed wielkim monitorem.Obejrzała się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl