[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kuzyn Lije - powitał go Alex szerokim ironicznym uśmiechem.- Jak się miewasz?Lije nie tracił czasu na powitania.- Co cię tu sprowadza, Alex?- Przyjechał na ślub Susannah - powiedziała Sorrel tonem obrony, patrząc na niego wyzywająco.- Zgadza się - odparł Alex.- Sorrel właśnie mi powiedziała, że ceremonia już się odbyła.Zatem będę musiał się zadowolić złożeniem życzeń szczęśliwej małżonce.- Susannah pewnie chciałaby wiedzieć, że przyjechałeś.Może byś poszła i zawiadomiła ją, Sorrel - zaproponował Lije, nie spuszczając wzroku z Aleksa i jego towarzysza.Sorrel spojrzała niepewnie na Aleksa.- Ale wejdziesz do środka?- Za chwilę - odpowiedział za niego Lije.- Dobrze.Pójdę jej powiedzieć.Obróciła się z szelestem spódnic i ruszyła w stronę domu.Alex przechylił głowę na bok i obrzucił Lijego drwiącym spojrzeniem.- Cóż takiego chciałbyś mi powiedzieć, kuzynie?- Kim jest twój przyjaciel?- Czyżbym go nie przedstawił? Mel Brandon.Jest pośrednikiem w handlu bydłem.W tym momencie klatka w pamięci Lijego nagle się otworzyła.- Brandon, powiadasz? To zabawne.Któregoś dnia wpadł mi w ręce list gończy poszukujący mężczyzny nazwiskiem Morgan Bennet, który jest złodziejem bydła.Jest oskarżony o napad na bank i zamordowanie kasjera w Missouri.Ten opis pasuje do twojego przyjaciela, jak również inicjały na kolbie rewolweru.- Czyżby? - Mężczyzna uśmiechnął się beztrosko.Alex pokręcił głową z udanym zdziwieniem.- To się nazywa zbieg okoliczności.- Zgodnie z informacją Morgan Bennet miał dwóch wspólników, lecz ich opis jest nieprecyzyjny - mówił dalej Lije.- Czyżbyś był jednym z nich, Alex?Alex uśmiechnął się i spojrzał na niego wyzywająco.- Jeśli nawet, to co? Ten bank obrabowano w Missouri.Nie możesz mnie za to aresztować.Nie złamałem żadnych praw na terytorium Czirokezów, więc nie możesz mnie tknąć.- Rzeczywiście - przyznał Lije.- Za to mogę zwrócić wam obu uwagę, że nie jesteście odpowiednio ubrani na przyjęcie.Proponuję, byście zostawili broń przy koniach.Nie chciałbym was stąd wyrzucać.Alex zawahał się, po czym wzruszył ramionami i odpiął pas.Bennet alias Brandon poszedł za jego przykładem.Kiedy broń znalazła się w sakwach przy siodle, obaj mężczyźni spojrzeli na Lijego.- Jesteś zadowolony, kuzynie? - zapytał Alex z uśmiechem.- Sorrel pewnie się zastanawia, co się ze mną stało.- Trzymaj się od niej z daleka, Alex.Roześmiał się w odpowiedzi.- Cóż mogę na to poradzić? Ona mnie lubi.Byłoby jej przykro, gdybym zaczął ją ignorować.Nie mogę być tak okrutny.- Wcale nie obchodzą cię jej uczucia.- Ona nigdy w to nie uwierzy.- Uśmiechnął się i spojrzał na Benneta.- Gotowy? - Mężczyzna skinął głową.- A więc chodźmy na przyjęcie.Prowadź, kuzynie.Lije pokręcił głową i usunął się na bok.- Ty pierwszy, Alex.Wolę cię mieć przed sobą.Na moment maska spadła z twarzy Aleksa i na Lijego spojrzały płonące nienawiścią oczy.W tej chwili bardzo przypominał Kippa.Lije zrozumiał, że Alex nie pozwoli im zapomnieć o przeszłości.Jedynie z czystego okrucieństwa został na przyjęciu dłużej, niż planował.Chodził, rozmawiał i śmiał się z tym i owym.Doskonale się bawił, widząc, że zarówno Lije, jak i jego ojciec ani na chwilę nie spuszczają go z oka, a czarny służący Blade’a chodzi za nim jak cień.Kiedy Jed Parmelee i jego córka Diana odjechali, Alex wreszcie podszedł do Sorrel.- Musimy już jechać.Odprowadzisz mnie do konia?- Oczywiście - odparła rozpromieniona.Podał jej ramię i kiedy Sorrel oparła na nim rękę, obejrzał się na Lijego.Omal nie wybuchnął śmiechem, widząc, jak sztywnieje.Kiedy zatrzymali się przy koniach, Sorrel, jak prawdziwa gospodyni, zwróciła się do towarzysza Aleksa ze słowami:- Miło mi było pana poznać, panie Brandon.- Mnie również, panienko.Skłonił się i odwiązał wodze.Sorrel spojrzała na Aleksa i wzięła go za rękę.- Zanim odjedziesz, chciałabym ci coś powiedzieć - oznajmiła i spojrzała na Benneta, dając tym do zrozumienia Aleksowi, że nie chce rozmawiać przy świadku.- Oczywiście.- Odszedł z nią na bok i uśmiechnął się, dostrzegając Lijego stojącego na werandzie.O co chodzi?- O to, co powiedziała mi mama.Jak umarł wuj Kipp.Uśmiech zniknął z jego twarzy.- Cóż takiego ci powiedziała?- Że wuj Kipp miał rewolwer ukryty pod kurtką i kiedy go wyciągnął, mój ojciec strzelił.Powiedziała, że nie mogłeś tego widzieć, bo stałeś za wujem Kippem.Wstrząsnął nim dreszcz, kiedy przypomniał sobie kieszonkowy rewolwer, z którym ojciec nigdy się nie rozstawał.Zupełnie o nim zapomniał.Czy rzeczywiście tak było? Rzeczywiście ojciec wyciągnął broń? Spojrzał ostro na Sorrel.- Chyba w to nie wierzysz?- Przecież mogło się tak zdarzyć, prawda?- Mogło, ale nie zdarzyło - odparł zdecydowanie.- Wszystko widziałem.Ojciec nie miał broni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]