[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wojna koreańska w latach 1950‒1953 pochłonęła prawie dwa miliony ofiar.W Kolumbii zginęło sto tysięcy w 1948 roku.W Wietnamie, od 1955 do 1975 roku, milion dwieście tysięcy.1959 r.: powstanie w Tybecie ‒ dwadzieścia tysięcy ofiar, a w rok później w Kongu Belgijskim ‒ sto tysięcy.1965 r.: powstanie w Indonezji ‒ sto tysięcy.1967 r.: wojna arabsko-izraelska ‒ dwadzieścia jeden tysięcy, a w Nigerii i Biafrze ‒ dwa miliony.W Kampuczy w latach 1970‒1975 ‒ milion zabitych, później obłąkańczy reżim Pol Pota wymordował jedną trzecią ludności tego kraju.I tak dalej, i znowu, i wciąż więcej i więcej: Argentyna, Paragwaj, Urugwaj, Kolumbia, Grecja, Cypr, Kenia, Tunezja, Boliwia, Maroko, Algieria, Chile, Kamerun, Liban, Irlandia, Irak, Laos, Wenezuela, Gwinea, Etiopia, Salwador, Nepal, Portugalia, Syria, Ekwador, Peru, Panama, Aden, Pakistan, Indie, Rodezja, Jemen, Uganda, Mozambik, Jordania, Nikaragua, Filipiny, Tajlandia, Afryka Zachodnia, Zair, Egipt, Izrael, Afganistan, Angola, Iran, Czad, Boliwia.i oczywiście ‒ między wielu innymi ‒ jeszcze kilkakrotnie wciąż niespokojna Dominikana, gdzie Trujillo wymordował przeszło pół miliona swych współobywateli.Jeśli dodamy do ofiar wspomnianych i innych „konfrontacji" również miliony tych, którzy zmarli z głodu, miliony samobójców oraz wzrastającą ilość ofiar akcji dokonywanych przez potężniejącą z roku na rok międzynarodówkę ‒ najczęściej ponadnarodowych ‒ grup i organizacji terrorystycznych, jeśli doliczymy jeszcze ofiary akcji paramilitarnych dokonywanych przez specjalne sekcje wywiadowcze wielu państw, wówczas ogarnia nas ‒ ale czy na pewno ogarnie? ‒ przerażenie: od zakończenia II wojny światowej do 1980 roku zginęło w sposób tragiczny prawie sześćdziesiąt milionów ludzi, a więc wielokrotnie więcej, niż pochłonęła I wojna światowa i już prawie tyle, ile pochłonęła ta druga wojna, nazywana przez nas „ostatnią".Ale czy istnieją wojny „ostatnie"? Wciąż i wciąż zaczynają się nowe wojny.Przedstawione tu fakty stanowią jedną z głównych przyczyn, dla których powieść CIUDAD TRUJILLO cieszy się nadal tak wielkim zainteresowaniem u nas i w innych krajach i dlaczego nadal odbija obraz świata, w jakim wciąż żyjemy, utrwalający się coraz wyraźniej i groźniej ‒ chociaż dyktatorzy giną zabijani przez swych następców, umierają albo odchodzą, najczęściej pozostawiając swój tron innym tyranom.Zapewne z tej przyczyny pisał ostatnio Marek Rymuszko w tygodniku „Prawo i Życie":„Każde kolejne wydanie CIUDAD TRUJILLO.błyskawicznie znikało z półek księgarskich.Powieść ta z pewnością więc zasługuje na miano bestsellera wydawniczego.Jednak określenie przebój wydawniczy niczego jeszcze nie wyjaśnia, a nawet, powiedziałbym, zaciemnia całą sprawę.Bestsellerem wydawniczym może być bowiem zarówno Poczta do nigdy nigdy Lucjana Wolanowskiego, jak i sto pierwsza edycja przygód Koziołka Matołka.Wyznaczników trzeba więc szukać gdzie indziej.Fenomen czytelniczy książki A.Wydrzyńskiego polega po pierwsze na tym, iż jest ona powieścią polityczną ze znakomicie poprowadzonym wątkiem sensacyjnym, po drugie zaś, mimo że fabuła dotyczy okresu sprzed kilkunastu lat ‒ nie straciła w niczym na aktualności, jeśli chodzi o ukazanie mechanizmu władzy terroru, który władzę tę ma umacniać.Bo przecież główny walor CIUDAD TRUJILLO polega na tym, że książka ta ‒ mimo upływu lat ‒ jest ciągle a k t u a l n a.Dzieje się tak dzięki zdumiewającej wręcz przenikliwości i precyzji, z jaką autor „fotografuje" społeczno-polityczne rusztowania, które służąc pozornie odnowieniu frontonu kamienicy z napisem „Bóg i Ojczyzna", opasują ją szczelnym pierścieniem granatników, narzędzi tortur i gumowych pał.Tak: era Trujillo trwa i trudno jeszcze przewidzieć moment, w którym przestanie przybywać mogił, które są jej przewodnikiem" (nr 41, 1979).Ta nazbyt pochlebna ocena zawiera dla mnie jedną przejmującą prawdę: aktualność powieści wynikająca z ukazania „mechanizmu władzy terroru, który władzę tę ma umacniać".Od Trujilla do BalagueraA oto w skrócie opisane dzieje Republiki Dominikańskiej po zamordowaniu (30 V 1961) generalissimusa Trujillo, który na rok przed śmiercią obdarował urzędem prezydenta Joaquina Balaguera (ur.1906), pozostając nadal faktycznym dyktatorem Dominikany, raczej, wraz ze swoją liczną rodziną, jej właścicielem.Wspomniałem już w innym miejscu o krótkotrwałych i krwawych rządach Trujillo-juniora, zwanego Ramfisem i o wygnaniu „klanu Trujillo" z Republiki, za zgodą Waszyngtonu, nawet na żądanie Białego Domu.Pan każe ‒ trawestuję stare przysłowie ‒ a Balaguer musi.Ten uśmiechnięty dobrodusznie dżentelmen, Balaguer, którego już dzisiaj nie ma.Ale ‒ jak jeszcze to opiszę ‒ będzie ktoś inny, który również poznał sztukę rządzenia, sztukę niezwykle przewrotną, zwłaszcza w strefie karaibskiej.„Więc po śmierci „Cezara Wysp Karaibskich" i „Syna Boga" ‒ jak sam się nazwał ‒ prezydentem pozostaje Balaguer.Dominikanę ‒ jak pisze historyk ‒ „ogarnęła fala ruchu demokratycznego i antyimperialistycznego.Pod jego naciskiem prezydent J.Balaguer złagodził system dyktatury".Nie życzę nikomu tego rodzaju „łagodności", bo przecież ten najbardziej oddany rodzinie Trujillo prezydent, do utworzonej przez siebie siedmioosobowej Rady Państwa nie powołał ani jednego przedstawiciela partii opozycyjnych (np.Ruch 14 Czerwca, Narodowy Związek Obywatelski, Rewolucyjna Partia Dominikany), ani utworzonej przez socjalistów i komunistów (1942) Dominikańskiej Partii Ludowo-Socjalistycznej.Tak więc znowu decydowała mniejszość: członkowie utworzonej jeszcze przez Trujilla Partii Dominikańskiej.Mimo tak wielkiej rozwagi i ostrożności, w styczniu 1962 roku obala go junta wojskowa i rozwiązuje Radę Państwa.Jednak w kilka miesięcy później oficerska elita lotnictwa dokonuje kontrzamachu stanu, przywracając rządy siedmioosobowej Rady Państwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]