[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Miło mi poznać - odparł Ryder, jak przystało na dżentelmena z krwi i kości.- Proszęmi pozwolić przedstawić panów reszcie naszego towarzystwa.Co niniejszym uczynił.- I, rzecz jasna, znacie się dobrze z waszym własnym bratem - dodał po zakończeniuprezentacji.- Przyrodnim bratem - sprostował Lancelot.Na twarzy Nicholasa pojawił się mdłyuśmiech.Ponieważ Rosalinda siedziała tak blisko, została poddana skrupulatnemu oglądowi.Nie cierpiała tego, bowiem czynność ta podszyta była złymi intencjami.- Czytałem pańskie książki, panie Sherbrooke - Lancelot zwrócił się do Graysona.-Sam myślałem o pisaniu, być może pamiętnika, ponieważ moje życie było bardzofascynujące, jestem jednak nazbyt zajęty, rozumie pan.Grayson przytaknął.- Musi pan być nad wyraz zadowolony, widząc swego brata po tak długiej jegonieobecności.- Przyrodniego brata - znów sprostował Lancelot.Lożę wypełniło kłopotliwemilczenie.Powietrze drgało od nieskrywanej wrogości, lecz głęboko wpojona ogłada wzięłagórę.To oraz obecność Rydera i Sophie Sherbrooke'ów.Richard przytaknął.- Och tak, ponowne spotkanie z Nicholasem sprawia nam ogromną radość, nawet jeślijest on tylko naszym przyrodnim bratem, o czym właśnie napomknął Lance.Grayson wyglądał na zdumionego tym stwierdzeniem.- Cóż to za różnica? Brat jest bratem, nie uważa pan tego za prawdziwe? Po krótkiejchwili Richard w końcu przytaknął.- Skoro pan tak twierdzi, panie Sherbrooke.Ryder nie był ślepy.Było oczywiste, żeRosalinda zadurzyła się po uszy w Nicholasie Vailu, on zaś nie wiedział o nim prawie nic.Ateraz wpakowało się tu dwóch jego przyrodnich braci, którzy najchętniej usunęliby go zeświata żywych.Wszystkie pogłoski, jakie doszły do uszu Rydera, okazały się najzupełniejprawdziwe.Na dodatek Rosalinda zakochała się w tym obcym mężczyznie, on zaś wiedział, żepodjęła już decyzję.A przecież ledwie go poznała.Ryder westchnął ciężko.No cóż, ileżczasu potrzeba, żeby się zakochać? Natychmiast zacznie się wypytywać, zaczynając od tejnienawiści, jaką przyrodni bracia darzyli Nicholasa, który sprawiał wrażenie spokojnego inieco ironicznego.Ryder życzyłby sobie jeszcze tego wieczora opuścić Londyn i w te pędy odstawićRosalindę z powrotem do Cotswolds, gdzie byłaby bezpieczna przed zakusami tego młodegoczłowieka oraz przed jego przeszłością.Tego młodego człowieka, który skrywał tajemnice,podobnie jak czynił to rodzony ojciec Rydera.Była jeszcze sprawa pochodzenia Rosalindy.Czy ona zdążyła już o tym wspomniećNicholasowi? Cóż się stanie, jeśli zdążyła?Usłyszał śmiech Lorelei.Czy powinien nakłonić Sophie, by ta szepnęła dziewczyniena ucho, że nie było mądre z jej strony okazywanie bałwochwalczego uwielbienia wobecGraysona w sposób tak rzucający się w oczy? Z drugiej strony Grayson sprawiał wrażenie,jakby był całkiem zadowolony, być może zatem młoda dama wiedziała doskonale, co czyni.Tak wiele zdradliwych nurtów i wirów.Dzięki Bogu, Douglas i Alex przybędą jutro.Potrzebował posiłków, nieodzownie.Prowadził pełną ogłady rozmowę z dwójką przyrodnich braci, wiedząc, że wpatrująsię w Rosalindę, a w ich wnętrzach tli się gniew.Richard Vail zapytał ją w końcu, czy podobasię jej w Londynie.- Och, tak.Nawet bardzo.Wszyscy są tacy uprzejmi.Czy panu również podoba się wLondynie, panie Vail?Przytaknął.- Szybko nawiązała pani znajomość z naszym przyrodnim bratem.- Też tak uważam - odparła z promiennym uśmiechem.- A przecież on dopiero ostatnio pojawił się w Londynie - wtrącił Lancelot.- Możnaby pomyśleć.Zrobił pauzę, z której natychmiast skorzystała Rosalinda.- Można by pomyśleć, że jestem obdarzona nadzwyczaj dobrym gustem, czy tozamierzał pan powiedzieć, panie Vail?- Nie do końca - odparł Lancelot.Rzucił spojrzenie bratu, lecz Richard tylko wzruszyłramionami.- Ale, rzecz jasna, wiedział pan, kiedy Nicholas przyjechał do Londynu, nieprawdaż? -zapytała Rosalinda, otrzepując suknię.- W końcu jesteście rodziną.Nastąpiła chwila ciszy, która trwała całą wieczność, potem Richard i LancelotVailowie ukłonili się Ryderowi i Sophie, i opuścili lożę.- Czyż to nie było urocze - powiedziała Rosalinda, zasłaniając usta dłonią.- Nie sądzę,żebym zamierzała polubić twoich braci, Nicholasie.- Zaufaj mi, oni również nie obdarzą ciebie specjalną sympatią - dodał od siebie.Na widowni zrobiło się ciemno.- Nie martw się - powiedziała cicho Rosalinda, kiedy zielona kurtyna unosiła sięponownie.- Nie pozwolę tym cholernym durniom cię skrzywdzić.Oni tego pragną, wszczególności Lancelot, ten śliczny, mały sukinsyn.- Uniosła rękę i naprężyła muskuły.-Mogę ich zniszczyć.Roześmiał się, nie mógł się po prostu powstrzymać.Potem odchrząknął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]