[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Koń czeka już osiodłany, panie baronie.Domyśliłem się, że pan baron po-jedzie na sylwestrowe pączki i herbatę do Neulinden.Norbert potrząsnął ręką starego i spojrzał mu radośnie w oczy.Potem powró-cił szybko do swojego gabinetu, aby nie widzieć więcej Leny.Lena naprędce przygotowała się do podróży.Panna Hegelein postarała się,aby rzeczy zostały natychmiast spakowane.Wręczyła Lenie klucze od kufrów ikazała cały bagaż znieść na dół.Lena miała na sobie ten sam szykowny kostiumpodróżny, w którym przybyła do Falkenau.Nie wyglądała jednak zbyt ponętnie,wydawała się, mimo pudru i różu, bardzo stara.Panna Hegelein oznajmiła jej, że powóz zajechał.Lena obrzuciła przeciągłymspojrzeniem pokoje, w których prześniła krótki sen jako dziedziczka Falkenau.W niezbyt podniosłam nastroju opuszczała te progi, zachowała jednak królewskąpostawę.Kollermann stał przy powozie i raz po raz zalecał stangretowi, by jechałprędko i nie spóznił się na pociąg.Stangret uśmiechał się sprytnie i ze śmiechemkiwał głową.Po raz pierwszy stary rządca nie starał się unikać spotkania z pseudobarono-wą, po raz pierwszy nie uląkł się jej perfum.Stał na straży i czuwał nad jej od-jazdem.RLT Gdy przeszła przez hall w towarzystwie panny Hegelein, podbiegł pospiesz-nie i usłużnie otworzył drzwiczki powozu.Twarz jego była nieruchoma, jakbywyciosana z kamienia.Lena wyszła.Ujrzawszy Kollermanna, drgnęła.Wiedzia-ła, że był jej wrogiem.Panna Hegelein, wyprostowana, pełna godności, stanęła obok swego przyja-ciela Kollermanna.Wesoło, radośnie popatrzyli sobie w oczy.Lena czuła, żeoboje cieszą się z jej porażki i z jej wyjazdu.Opuściła woalkę na twarz.Potem wsiadła z niedbałym wdziękiem do powo-zu.Nie chciała pokazać nikomu, co działo się w jej duszy.Odgrywanie komediistało się jej drugą naturą.Kollermann z impetem zatrzasnął drzwiczki karety. Ruszać! Jazda!  zakomenderował.Lena odwróciła się z ukłonem do panny Hegelein i wtedy ujrzała po razpierwszy jej rozpromienioną twarz.Obok niej stał Kollermann, również promie-niując radością.Dławiące, gorzkie uczucie ogarnęło Lenę.Wzrok jej prześlizgnął się pooknach Norberta, spostrzegła jednak, że są zupełnie zasłonięte. Zapewne promienieje ze szczęścia, podobnie jak służba  pomyślała wbezsilnym gniewie, a łzy żalu i złości potoczyły się po jej policzkach.Oczekiwania Leny zostały zawiedzione, nadzieje spełzły na niczym.Wyjeż-dżała z Falkenau, aby już nie powrócić.Kollermann podbiegł do swego pana. Panie baronie, powietrze jest czyste, a koń czeka osiodłany na dziedzińcu! zawołał radośnie.Norbert wybiegł spiesznie i wskoczył na wierzchowca.W najszybszym tem-pie podążył do Neulinden.Powoli zapadał zmierzch.Niebo było zasnute gęstymi chmurami, w powie-trzu zawirowały pierwsze płatki śniegu.Norbert pełną piersią wciągał świeże,mrozne powietrze zimowe.Od lat już nie odczuwał tak wielkiej radości jak dziś.Oczy jego promieniały szczęściem, z twarzy znikł wyraz goryczy, ustępującmiejsca bezbrzeżnej tkliwości.RLT Droga do Neulinden wydawała mu się niezmiernie długa.Wjechawszy nadziedziniec, zawołał na parobka i powierzył mu konia.Potem od razu poszedł dohallu.Panowała tu głucha cisza.Dopiero po chwili przybiegł jeden ze służących. Czy panie w domu?  spytał Norbert. Tylko jaśnie panienka.Hrabianka Haldensleben poszła na plebanię, alewkrótce powróci. A gdzie jest panna Eliza? W małym saloniku obok gabinetu.Zawiadomię ją natych-i miast, że panbaron przyjechał.Norbert skinął głową, poszedł jednak zaraz za służącym, obawiając się, żeEliza gotowa go nie przyjąć.Postanowił nie dopuścić do tego.Eliza siedziała w fotelu przed kominkiem i rozmarzonym wzrokiem wpatry-wała się w purpurowy żar.W pokoju panowała ciemność.Służący otworzałdrzwi, a zawiadamiając o przyjściu Norberta, odkręcił światło.Zanim Eliza zdą-żyła ochłonąć z przestrachu, Norbert stał już w pokoju.Eliza zerwała się gwałtownie z fotela i spojrzała na niego z wyrzutem.Drżą-ca, wyciągnęła przed siebie obie ręce, jakby chcąc obronić się przed Norbertem. Ty, Norbercie? Miałeś przecież nie przyjeżdżać więcej do Neulinden!On jednak znalazł się jednym skokiem przy niej, padł na kolana i ukrył twarzna jej łonie.Spostrzegła, że był niezmiernie wzruszony. Na miłość boską, co się stało, Norbercie? Czy znów coś złego? Wstań,proszę cię, wstań.On jednak wciąż klęczał; po chwili dopiero podniósł głowę i spojrzał na Elizębłyszczącymi oczyma. Pozwól mi tu pozostać, Elizo moja, nie wypędzaj mnie.Jestem wolny!Czy słyszysz, wolny! Odjechała, odjechała na zawsze i nigdy już nie powróci.RLT Musiała mi zwrócić wolność, nie przysługuje jej do mnie żadne prawo.Czy ro-zumiesz? Czy możesz to pojąć? Bruckner wyzwolił mnie.Musiałem przyje-chać do ciebie, żeby ci to powiedzieć.Przecież to chyba jasne.musiałem.Pozwól mi przynajmniej nacieszyć się twoim widokiem, nie skazuj mnie na wy-gnanie.Moja Eliza nie może okazać się tak okrutna.Zdawało mi się, że stra-cę rozum.I w najgorszej chwili przyszło wyzwolenie.Teraz jestem przy to-bie, moja słodka, cudna dziewczyno, moja ukochana Elizo! Ubóstwiam cię, je-dyna! Nie, nie lękaj się.nie oszalałem, jestem naprawdę wolny.Daj mi rękę,tak, tylko twoją rękę, najdroższa.Pragnę zatrzymać ją w mej dłoni I pozwól mispoczywać tu, u twoich stóp, dopóki nie opowiem ci wszystkiego.I znowu ukrył głowę na jej kolanach, ściskając mocno jej rękę.Eliza, drżąc,spoglądała na niego. Co się stało, Norbercie? Czy naprawdę mogę uwierzyć, że jesteś wolny?Przycisnął żarliwie wargi do jej dłoni. Twoja ręka, Elizo, twoja kochana ręka.W tej chwili nie wolno mi nicwięcej zatrzymać.Nie chcę, aby najlżejsze nawet tchnienie zmąciło twoją czy-stość.Konam z pragnienia, żeby porwać cię w objęcia i przytulić do serca, po-wściągnę jednak tę tęsknotę, zaczekam, aż naprawdę będziesz moja.A teraz,posłuchaj, kochanie.Opowiedział jej, co udało się wybadać Brucknerowi; na zakończenie dodał,że Lena opuściła Falkenau i zgodziła się na wszystkie warunki.Eliza słuchała, jakby pogrążona w słodkim śnie.Oczy jej promieniały nadzie-ją i bezgranicznym szczęściem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl