[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W nerwach uniósł się lekko na krześle.Trzy, dwa.Bezwiednie uniósł rękę zwidelcem.I w tym samym niemal momencie poczuł potworny ból.Coś uderzyło go w tyłgłowy.Osunął się, wpadając twarzą w miskę krewetek.Usłyszał jeszcze pełen podnieceniakrzyk stojącego przy drzwiach strażnika.Potem zapadł w ciemność.* * *Jak zwykle archanioł Michał przybył ostatni.Na dodatek w naprawdę parszywym humorze.- Co się znowu stało, do cholery? - zapytał, lądując na najwyższej gałęzi rozłożystego dębu.Czekali tam już na niego Gabriel i Rafael.- I co tu robią te wszystkie anioły?Ręką wskazał na korony pozostałych drzew pełne smętnych, ubranych na białoskrzydlatych.Tylko kilku z nich, siedzących bezpośrednio nad zamaskowanymi snajperami,wyglądało na pracujących.Reszta z mniej lub bardziej żałosnymi minami gapiła się w niebo lubna archaniołów.Gabriel rozłożył ręce.- To tylko stróże uwięzionych w tym budynku zakładników - wyjaśnił.- Podczas atakuczuwali nad ojcami, bo jak pamiętasz, wspólnie uznaliśmy, że tam ryzyko jest większe.- Ale dlaczego są tu, a nie w środku? - Michał podrapał się pod lewym okiem.Tatuaż wkształcie płomienia sparzył mu opuszki palców.- Przecież tam może się coś.- Już się wydarzyło - wszedł mu w zdanie Gabriel.- Nie żyje jeden z zakładników.Jegodusza jednak nie wyleciała na zewnątrz, co jest niepokojące.A cały problem z tymi stróżamipolega na tym, że choćby nie wiem jak chcieli, nie są w stanie tam wlecieć.- A to niby dlaczego? Piórka pętakom zamokły?!Boży posłaniec uspokajająco położył rękę na jego ramieniu.- Jak się dobrze zastanowisz - powiedział ze smutnym uśmiechem - odpowiedz samaprzyjdzie.Pomyśl, mamy tu Egipcjan, sporą grupę pierworodnych i dom, do którego nie mogąwejść aniołowie.Co to daje?Michał wiedział.Tatuaż na jego twarzy zapłonął jeszcze mocniej, a zaciśnięte w pięścidłonie pobielały.Tylko jedna rzecz na ziemi może powstrzymać anioła - zakaz z ust Pana.A Onraz tylko, niepewny zachowań wodza zastępów, posłużył się swą mocą w tym celu.I conajgorsze, nigdy nie anulując tego polecenia, zostawił wrogom furtkę.- Krew baranka?Gabriel potwierdził.- Na wszystkich drzwiach na zewnątrz, bracie.Na wszyściuteńkich.Michał zaklął i wzleciał w powietrze.Przez chwilę miotał się, latając to w jedną, to wdrugą stronę, potem zawisł w miejscu i wziął kilka głębokich oddechów.Gdy wrócił do towarzyszy, wzrok skierował od razu w stronę milczącego Rafaela.- A ty co? - zapytał, cedząc słowa.- Masz może jakiś pomysł, czy zamierzasz tak milczećdo usranej Apokalipsy?Rafael przesłał tajemniczy uśmiech Gabrielowi, a ten po chwili odpowiedział mu tymsamym.Zrozumiawszy wszystko, zwrócił się do Michała:- Kazał mi przekazać, że nie tylko do Apokalipsy.Ale i o wiele dłużej, o czym dobrzepowinieneś wiedzieć.Przypomniał mi również, że nie poinformowałem cię, iż podjęliśmypewne kroki.A właściwie jeden.Wezwaliśmy Kłamcę.Jest już w mieście.Od rana.Wódz zastępów pokręcił głową.- Nie wiem, czy nie jest jeszcze za wcześnie, by go ładować w problem na taką skalę -powiedział.- To nie to samo, co strzelanie do kandydatów na samobójców.Gabriel kolejny raz spojrzał na Rafaela.Patron lekarzy i dróg przytaknął, po czym rozłożyłręce.- O co mu chodzi? - nie zrozumiał Michał.- Mówi, że werbowanie Kłamcy to był twój pomysł i żebyś teraz nie marudził.I ja się znim zgadzam całkowicie.Powiem nawet więcej, nie tylko powinniśmy dać mu szansę, alenawet musimy.Nie mamy innego wyjścia.* * *Przebudzenie Vincenta nie należało do najprzyjemniejszych.Najpierw poczuł bólzaczajony w wielkim guzie z tyłu głowy.Zaraz potem, z chwilą gdy chłopiec postanowiłotworzyć oczy, pojawiło się przerażenie.Nic nie widział.W jednej chwili przypomniał mu się oglądany kiedyś program ostrzegający przed urazamimózgu.Wspominano tam między innymi o ślepocie jako dość częstym skutku ubocznym.Cośtam na coś uciska, coś się blokuje.Nie pamiętał tych wszystkich szczegółów, ale jednego byłpewien - oberwał w tył głowy i oślepł.Miał tylko nadzieję, że nie na zawsze.Spróbował się poruszyć i dopiero więzy na rękach i nogach podpowiedziały mu innerozwiązanie wzrokowego problemu.Skrępowali go, a oczy zasłonili opaską.Chciał odetchnąć zulgą i wtedy zorientował się, że został również zakneblowany.Tymczasem na sali był już ów tajemniczy, tak wyczekiwany gość.Dało się to usłyszeć wtonie głosu właściciela hotelu.Nie był już tak dumny i pewny siebie jak na początku balu.- Ja myślałem - mówił wręcz płaczliwie - że skoro symbol, to jeden w tę czy w tę.Naprawdę nie wiedziałem, panie.A to był Anglik, jeden z tych podłych oprawców, którychprzodkowie gnębili nasz lud, i właśnie dlatego pomyślałem, że.Vincent, opanowawszy lęk, z dziką satysfakcją wsłuchiwał się w tłumaczenie Egipcjanina.Teraz się doigrasz, skurwielu - myślał - i dobrze ci tak.Nie trzeba było strzelać do Edwarda.Płaczliwy głos właściciela zmienił się nagle w krzyk bólu.Chłopiec usłyszał głośnewarknięcie, po czym coś chrupnęło i nastała cisza.Gdy przebrzmiała, jakiś ciężar,najprawdopodobniej ciało właściciela, runął z hałasem na ziemię, a jego zabójca kilka razymlasnął i wycharczał parę zdań.Uczynił to z niewyobrażalnym wysiłkiem, zupełnie jak.pies -stworzenie mądre, ale o gardle nieprzystosowanym do mówienia, tylko do warczenia iszczekania.Z całej wypowiedzi Vincent zrozumiał tylko dwa niedające się połączyć ze sobąsłowa: radio i jabłka.* * *Michała denerwował już sam wygląd Lokiego.Kłamca, choć był w Hiszpanii od niecałychdwunastu godzin, zdążył się już dostosować do nowych warunków.Przede wszystkim miałdoskonale brązową skórę, co w połączeniu z niemal białymi włosami i brodą dawało niezwykleciekawy efekt.Do tego żółta koszulka ozdobiona zielono-brązowymi palmami, niebieskiespodenki i czarne klapki.Na nosie okulary lustrzanki, a w ręce trzymał drinka.Z parasolką.Na dodatek, jakby samego wyglądu nie było aż nadto, korciło go, by zadawać dużo pytań.Niewygodnych pytań.- Nadal nie potrafię zrozumieć, dlaczego te wszystkie anioły siedzą na drzewach i udająwrony, zamiast lecieć do swych podopiecznych.Dlaczego ich w ogóle opuściły?Gabriel przejechał ręką po twarzy.- Ile wykonałeś już dla nas robót, Loki? - zapytał.Kłamca wzruszył ramionami.- Po jednym piórku za każdą setkę samobójców, a ja mam trzy piórka.Z jakieś trzysta, jakwychodzi.- I nadal nie zorientowałeś się, że nie każdy ma swojego stróża?Loki chwycił słomkę w zęby i głośno siorbnął.- Jasne, że tak - odparł po chwili.- Ale ci zakładnicy, jak widać, mają.Więc ich taodpowiedz, chytrze zawarta w twoim pytaniu, nie dotyczy, prawda? Czy zle mówię, wodzu? -skinął głową Michałowi, ale ten tylko burknął coś pod nosem.- To skomplikowana sprawa - stwierdził Gabriel.- Spokojnie możesz opowiadać - zapewnił go Kłamca.- Dopóki nie dowiem się, co jestgrane i dlaczego żaden skrzydlaty nie chce się w to ładować, nie kiwnę nawet paluszkiem.Mamy więc mnóstwo czasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]