[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miłość jest czerwona, krwista, purpurowa od nadmiaru wzruszeń, zwypiekami na twarzy.Jej wszystko wolno, nie pyta o wiek, o stancywilny.Często przymyka oczy na niedostatki urody.Gruba, chuda,ładna, brzydka, wysoka, niska - tylko nie byle jaka.Miłość nie znosi bylejakości.Szkoda jej czasu na coś, co nie jestpierwszego gatunku.Z radia sączyły się dźwięki relaksującej muzyki, a na ogniu bulgotałgarnek z jabłkami.Uwielbiam rozgotowane jabłka, do których wsypujęłyżeczkę cynamonu, dodaję laskę wanilii i łyżkę brązowego cukru.Kiedy były gotowe, usiadłam na parapecie i patrzyłam na otaczającymnie świat.Od dziecka lubiłam obserwować ludzi.Za oknem tańczyłyśnieżynki, pokrywając białym puchem sterczące nago gałęzie.Przechodnie podnosili kołnierze.Dzieci piszczały z uciechy, chwytaływ dłonie płatki śniegu, ślizgały się po skutej lodem kałuży.Było imdobrze.A mnie? Czy mnie było dobrze? Dzisiaj te rozgotowane jabłkazrobiłam dla niego.Zgłupiałam, bo zaprosiłam go do domu.Czyjestem normalna? Było już za późno, wiedział, gdzie mieszkam.A jeśliWiktor wróci wcześniej z pracy, będziemy przecież tylko pili kawę.Tonic złego.Oczywiście to facet.Nie powinno się zapraszać obcegomężczyzny do domu pod nieobecność męża.Ale raz, tylko raz.Jednakawa w domu.Odwaliło mi, i to ostro.Coraz bardziej wchodził w moje życie, a jawiedziałam o nim coraz więcej.Nie taka była umowa.Przed spotkaniem przebierałam się z pięć razy.W końcu włożyłamlnianą sukienkę w kolorze kawy z mlekiem, a pod nią wysłużonybawełniany stanik.Uśmiechnęłam się do siebie, bo wyobraziłam sobieminę Gośki, gdyby go zobaczyła.Po namyśle zdjęłam go i włożyłamkoronkowy push-up.Usta pomalowałam czerwoną szminką, ale pochwili ją zmyłam.Nieznajomy chyba wolałby coś bardziejstonowanego.Pociągnęłam usta jasno-różowym błyszczykiem.Dlaniego.On, On, On.Wypiliśmy jedną kawę, potem drugą, w końcu rozlałam dokieliszków wino.On sączył swoje pomału, ja piłam za dużo i zaszybko.- Dalej myślisz, że to było przeznaczenie, że trafiliśmy na siebie? -zapytałam.-Tak.Nie odezwałam się.Patrzyłam w okno.- Mój mąż, Wiktor, przestał widzieć we mnie kobietę - zaczęłam.Nagle głos mi się załamał.- Ostatnio włożyłam dla niego seksownąbieliznę, a on podszedł do mnie i zarzucił mi na ramiona grubyszlafrok, żebym przypadkiem się nie przeziębiła.Spuściłam głowę i ukradkiem wytarłam łzę.Nieznajomy patrzył namnie zatroskany.- Dolać ci wina? - zapytałam.- Nie, dziękuję.- Myślisz, że moglibyśmy.- urwałam.Pewnie musiał mieć mniedosyć.Pokręcił głową.- To by się nie udało - powiedział po chwili.- Nie można całe życiekręcić się na karuzeli.To może być przyjemne, gdy jesteś młoda izaczynasz życie, kiedy nie masz nic do stracenia, a najważniejsze toczuć zawroty głowy, przeżywać te fajerwerki, te eksplozje, tę euforię.W prawdziwym, dorosłym życiu trzeba zejść z karuzeli i zacząć stąpaćpo twardym gruncie.Mamy zbyt wiele do stracenia.- Oboje nie jesteśmy szczęśliwi.-Jesteśmy, na swój sposób.Mamy naprawdę dużo.Tylko siępogubiliśmy.Rozłożył się wygodnie na kanapie, wyciągnął nogi i poluzował ciasnozawiązany krawat.Zapewne powiedział żonie, że idzie na spotkanie zklientem.- Chcę się upić - oznajmiłam.- Nie zapijaj smutków.Odkorkowałam drugą butelkę wina.- Gdybym położyła ci na dłoniach swoje serce, co byś z nim zrobił?- Serce jest delikatne.Lepiej niech pozostanie w piersi - od-powiedział.- Ale ja.- pociągnęłam kolejny łyk -.chcę ci je oddać.- Nie rób tego.- Dlaczego?- Szkoda by było, gdyby przeze mnie pękło.-Nie mógłbyś choć przez jeden dzień poudawać, że mnie kochasz? Jabym ci chętnie przez ten dzień wierzyła.- Lubisz być okłamywana?- Lubię być kochana.- Za dużo było tego wina.Muszę już iść.- Uciekaj, uciekaj.- Gdybyśmy się spotkali kilka lat wcześniej.- To co?Pokręcił głową.Szybko wkładał płaszcz i buty.- Ta znajomość robi się niebezpieczna.- Odwrócił się do mnie.- Nieobiecuj sobie za wiele.Jesteśmy kumplami.Nie chcę cię zranić.Jedyne, o czym teraz marzyłam, to żeby go pocałować.Teraz, w tejchwili.Odsunęłam się gwałtownie i oparłam o framugę.- Jak jest między wami? - spytałam.- Kocham ją.- No tak, wiem.- Zaśmiałam się.- Tylko że to nie jest odpowiedź namoje pytanie.- Chcesz usłyszeć, że jej nie kocham.-Nie.Chcę usłyszeć, jak jest teraz między wami: gorąco, ciepło,letnio, lodowato?- Chwilowo letnio.Ale to przejściowe.Wyszedł, a ja zostałam sam na sam ze swoimi marzeniami o NAS, zcichutko bijącym sercem, z pociągającym nosem, z kilkoma łzami i zeswoją głupią miłością.Nasze spotkania upływały głównie na rozmowach, chociaż robiliśmyteż inne rzeczy: gotowaliśmy, chodziliśmy na spacery, układaliśmypuzzle i dużo, dużo się śmialiśmy.Był coraz częstszym gościem wmoim domu.Nie używałam już też swojego tajnego numeru telefonu.Dzwoniłam do niego nie tylko z komórki, ale również zestacjonarnego.Coraz więcej było go w moim życiu, coraz więcej mniebyło w jego życiu.Wiedzieliśmy o sobie naprawdę sporo i spędzaliśmyze sobą dużo czasu.Za dużo.Coraz częściej podawałam Wiktorowi iJulce obiady z torebek, nie sprzątałam tak często, nawet pranie robiłamdwa razy w tygodniu, a nie cztery, jak kiedyś.Nic się nie liczyło, tylkomój Nieznajomy.Lecz kiedy było nam ze sobą naprawdę dobrze, zazwyczaj dzwoniłjego telefon.Zona jakby wyczuwała, że jest wesoły.A widocznie niepowinien, skoro ona wylewała w domu Izy.Boże, ta kobieta tochodzące nieszczęście.Wtedy on z miejsca podrywał się i biegi doprzedpokoju, do swoich butów i płaszcza.- To Malwina - mówił zdenerwowany.A ja chciałam mu wykrzyczeć,że wiem, że to ona.- Może coś się stało - zastanawiał się, wiążącsznurówki.- Tak, tak.Leć.- W porządku?- Oczywiście.- Szybko mrugałam powiekami, żeby się nie rozpłakać.Potem wychodził, a ja zaczynałam przedstawienie.Wyłam,zawodziłam, jęczałam.Nie byłam w stanie nad sobą zapanować i tozaczęło mnie poważnie niepokoić.Bez niego mnie nie było,przestawałam istnieć.Nie było już nic.Potrafiłam przeleżeć kilkagodzin na zimnej podłodze, płacząc, dopóki cala nie zdrętwiałam i niezmarzłam, tak że nie mogłam rozprostować palców.Ból trochę mijałokoło szesnastej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]