[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wypa-lił, mówię.I chciałabym przynajmniej wiedzieć, co te wszystkie słowa znaczą.Kobieta przełknęła ślinę i spojrzała na Connie wzrokiem, w którym przera-żenie mieszało się z troską.- Ten okrąg.- wydukała.- Jak.doskonały był?- Nie rozumiem - powiedziała Connie.- Pytam, czy dało się zauważyć wypalone przypadkowe miejsca nienależącedo okręgu? Czy okrąg był nieregularny?- Nie - odparła Connie, krzyżując ręce.Kobieta otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale widocznie się rozmyśliła,bo gestem zaprosiła Connie w głąb sklepu.- Tak myślałam.Nie wiem, co to znaczy, ale wiem, gdzie powinnyśmy tegoposzukać.Connie poszła za nią do narożnika zajętego przez stojaki na książki i naprzeterminowane zioła.Sprzedawczyni zdjęła z jednej z półek grube tomisko.- Proszę spojrzeć - powiedziała, a otwierane strony marszczyły jej się podpalcami.- Znam wielu członków tutejszej wspólnoty wiccan.Niektórzy z nichRLT dostąpili nawet wtajemniczenia trzeciego stopnia, o co naprawdę trudno.- Popa-trzyła na Connie, szukając znaku, że wie o czym mowa, ale niczego się nie do-czekała.- Wiele kowenów doszło do wielkiej biegłości w stosowaniu zaklęć iuczyniło je częścią swoich sabatów.Rzecz w tym.- Przesunęła palcem po stro-nie, której szukała, i obróciła książkę tak, by Connie mogła przeczytać.- Nikt zmoich znajomych.- urwała.- Nikt z nich nie potrafił jak dotąd wykonać takiegokoła, jakie pani opisuje.Znam jedną grupę, która kiedyś tego próbowała, stosująccoś w rodzaju wypalania, ale znak był bardzo mały.Poza tym koło i tak wyszłoniepełne, w zasadzie więc nie działało.Książką, którą kobieta zdjęła z półki, była encyklopedia pogaństwa i okul-tyzmu.Wzrok Connie padł na wskazane palcem sprzedawczyni hasło:AGLA.Kabalistyczny notarikon, uznawany za skrót słów Atah Gibor Le-olam Adonai, niewymawialnego imienia Boga, czasem tłumaczonego jako  Panjest wszechmocny na wieki".Pojawia się w 1615 roku w traktacie alchemicznymSpiegel der Kunst und Natur wraz ze słowem Gott (niem. Bóg") oraz greckimiliterami alfa i omega.- Zwierciadło sztuki i natury - powiedziała głośno Connie.- Co to? - spytała stojąca nad nią kobieta.- Tytuł książki - wyjaśniła Connie.- Niemieckiej, z tysiąc sześćset piętna-stego roku.Podniosła wzrok i pochwyciwszy spojrzenie sprzedawczyni, wyczytała z jejtwarzy szczere zatroskanie.Oddała jej ciężki tom i w zamyśleniu splotła ręce.- Sądzi pani, że tego rodzaju rysunek wandal mógłby umieścić na czyichśdrzwiach przypadkiem? - spytała w końcu, obserwując ją kątem oka.Kobieta w kolczykach wzięła głęboki wdech i zacisnęła wargi.RLT - Nie chcę pani przestraszyć, ale nie - odparła.- Znak obecności tego ro-dzaju wymaga wiele pracy.Nikt nie robiłby tego ot, tak sobie.Wymieniły spojrzenia.Szeroko otwarte, czujne oczy właścicielki sklepuzmuszały Connie, aby jej zaufała.Umysł buntował się jednak przeciwko takiejsugestii - znak obecności! Cóż to z kolei miało znaczyć?! Kobieta dawała jej dozrozumienia, że ktoś umieścił to koło na jej drzwiach po prostu siłą woli.Co zaniedorzeczny pomysł? Czy świat nie jest dostatecznie niezwykły bez takich wy-mysłów?- Proszę posłuchać - zaczęła kobieta, przyciskając do piersi zamkniętąksięgę.- Wiem, że nie wierzy pani w religię Bogini.Czytam to z pani twarzy.-Connie skrzywiła się, ale nie zaprzeczyła.- Ale jeśli pani chce, mogę znalezć dlapani naprawdę skuteczne zaklęcie ochronne.- Co? - spytała Connie, nie wierząc własnym uszom.- Słyszała pani.Zaklęcie.%7łeby pani babcia czuła się w domu bezpieczniej.-Uniosła brwi, a Connie pomyślała, że wszystko w gruncie rzeczy sprowadza siędo pieniędzy.- Moja babcia nie żyje od dwudziestu lat - odparła.- Jak pani sobie życzy.- Kobieta odłożyła książkę na półkę.- Ale proszępamiętać.To, że w coś się nie wierzy, nie oznacza, że to coś nie istnieje.Bąknąwszy  dziękuję", Connie energicznie podeszła do drzwi i szarpnęła zanie właśnie w chwili, gdy niebo się rozstąpiło i lunął deszcz, bębniąc po ziemijak pałeczki dobosza.Kilka godzin pózniej, gdy deszcz minął, Connie siedziała wsłuchana w ciszębabcinego domu, przerywaną jedynie stukaniem pazurów Ario o drewnianą po-sadzkę i dochodzącym zza okna saloniku szumem liści poruszanych letnim wie-trzykiem.Powietrze wciąż było ciężkie i duszne.Connie złapała się na tym, żesłysząc najdrobniejszy szmer, drętwieje albo nagle podczas pracy zerka przezRLT ramię, żeby sprawdzić, czy nikt za nią nie stoi.Policjant powiedział, że nie masię czego bać, tłumaczyła sobie, choć bicie serca dudniło jej w uszach.Nie ma tunikogo.A nawet gdyby ktoś wszedł, spłoszyłby go Ario.I chociaż logika takiegorozumowania wydawała jej się oczywista, to po kolejnych pięciu minutach abso-lutnej ciszy znowu obróciła głowę i nadstawiła uszu.Ario pojawił się pod jej krzesłem przy biurku, szeroko ziewając.Przerwałastudiowanie notatek i wyciągnęła rękę, żeby podrapać się między łopatkami.- Naprawdę nie rozumiem, skąd się bierze twój spokój - zwróciła się dopsa.- Nie spanikowałeś nawet tamtego wieczoru, kiedy wróciliśmy po pokazieogni sztucznych i znalezliśmy ten wypalony znak.Dopiero ten gliniarz z latarkącię zdenerwował.Pies nadstawił bok do drapania, a na jego włochatym pysku pojawił się jak-by senny uśmiech.Connie tymczasem zaczęła łączyć różne wątki z nadzieją, żesplecie je w spójną całość.Księga Deliverance znikła z dokumentów po śmierciPrudence, ale Grace uważa, że mogła zmienić się jej nazwa lub opis.Chilton jestwściekły z powodu opóznienia w jej badaniach, ale Janine wspomniała, że możechodzić o jego własne kłopoty w pracy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl