[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Występ na miarę Oskara.Gówno prawda.Kiedy drzwi zamknęły się za Lauren, kilku ludzi Stirlingawyskoczyło z ukrycia.Iggy węszyła w powietrzu.- Kto cię wypuścił? - zapytał Ryan, idąc z powrotem dobunkra, aby naradzić się ze Stirlingiem.Usłyszawszy dzwonek telefonu, Ryan rzucił się biegiemdo pokoju, w którym znajdował się Stirling.- Stawiam dziesięć do jednego, że to Barzan.Dzwoni,żeby się chełpić - powiedział Stirling i skinął na Ryana, abyten podniósł słuchawkę.- Słucham? - Ryan rzucił niedbale, jak gdyby nie czekałna tę chwilę od trzech lat.- T.J.Griffith? - w głosie Barzana dał się słyszeć uśmiechtriumfu.Ryan potrzymał go chwilę w niepewności.- Kto mówi? - zapytał w końcu.- Carlos Barzan - teraz był to już bez wątpienia głoszwycięzcy. - Chwileczkę.Ryan częściowo przykrył słuchawkę dłonią, po czymwrzasnął:- Adi, sprowadz tu T.J.Powiedz mu, że Barzan chce znim rozmawiać.- Czy to ty, Westcott?- Tak.- Jakiś czas temu uciąłem sobie pogawędkę z naszymwspólnym znajomym.Stirling ocierał czoło lnianą chusteczką.Przeszyło gouczucie pełne grozy, spotęgowane hałasem w korytarzu.Co, udiabła, jego ludzie wyprawiają z tą przeklętą świnią?- Jakim znajomym? - zapytał Ryan, nie mogąc się skupićz powodu bieganiny na zewnątrz pokoju.Niezdarna Iggyznowu się w coś zaplątała.- Z Rupertem Armstrongiem.- Wydaje mi się, że Armstrong jest teraz raczej cieniemczłowieka.Ryan zignorował milczące pytanie Stirlinga.Niewspomniał mu o wypadku z garotą.Powinien był ścisnąć niąszyję Lauren.Niski, cyniczny rechot przepłynął przez druty:- Rupert mówi, że zakochałeś się w jego pasierbicy.- Ma chorą wyobraznię.Zastępuje mu brak jaj.Ryanpołożył dłoń na słuchawce i wyszeptał do Stirlinga:- Niech ktoś złapie Iggy albo zamknie drzwi.Nie mogęsię skoncentrować.- Co zajmuje Griffithowi tak wiele czasu? - zapytałBarzan.- Już idzie.Dzięki tobie nie chodzi już tak szybko.- Jak ci się podoba twój portret?- Wspaniały - odparł Ryan z fałszywą obojętnością. Czuł jednak, jakby został wrzucony z powrotem dodżungli Wietnamu.Wróg trzymał go na muszce.- Czy Griffith go widział?- Właśnie go ogląda - skłamał Ryan.Obraz stał w korytarzu przy drzwiach frontowych, wmiejscu, gdzie pożegnał się z tą dziwką.Ryan włożył palec wnie zakryte słuchawką ucho, gdy tymczasem Stirling przeszedłna przeciwległą stronę pomieszczenia i zamknął drzwi, zaktórymi agenci zmagali się ze świnką.Iggy w coś się zaplątałai kwiczała o pomoc.Barzan roześmiał się.- Wspaniale.Ja.Prawda uderzyła Ryana jak kula pomiędzy oczy.Upuściłsłuchawkę i ruszył biegiem obok ludzi z MI - 5 w kierunkuStirlinga, krzycząc przerazliwie:- Iggy! Iggy!Stirling stanął mu na drodze, zastawiając drzwi własnymciałem.- Nie, Ryan.Nie możesz.Ryan odepchnął go na bok, wiedząc, że ma zaledwie kilkasekund czasu, zanim Barzan zorientuje się, że nie jest jużdłużej na linii, i uruchomi zdalnie sterowany detonator.Odsunął ciężkie, ołowiane drzwi.Semtex - H.Plastykowy materiał wybuchowy.Ulubionabroń terrorystów.Iggy próbowała ich ostrzec.Farba.Musiał tobyć plastykowy materiał wybuchowy starannierozprowadzony przez Lauren.Nie myśl teraz o tej dziwce.Ratuj Iggy.Kiedy wybiegał z pokoju, a może o ułamek sekundywcześniej, ogłuszający wybuch wstrząsnął budynkiem.Instynkt rzucił go na posadzkę.Kawałki kamienia i odłamkiszkła spadały z powietrza jak zabójcze włócznie.Ryanusłyszał pełen boleści jęk.Kiedy ruszył na brzuchu po posadzce, poczuł przeszywający ból, tak jak wtedy wWietnamie, kiedy podczołgiwał się w górę DiabelskiegoWzgórza.W końcu dotarł do Iggy.- W porządku, maleńka - wyszeptał do skłębionego,zakrwawionego futerka i rozpryśniętych kości.Nic nie było jednak w porządku.I nigdy już dla Iggy niebędzie.Wybuch urwał jej przednie kończyny, a także lewączęść jej łebka.Krew tryskała z jej ryjka tak szybko, że niemogła przeżyć więcej niż kilka minut.- Dzięki za towarzystwo - powiedział, przypominającsobie długie, samotne noce.- Nigdy cię nie zapomnę.Iggy zakwiliła boleśnie i znieruchomiała.- Dzięki Bogu - Ryan nie chciał, aby cierpiała nawetkrótką chwilę dłużej.Rozległ się kolejny trzask i kilkuwiekowe drewnianestropy podtrzymujące katedralny sufit runęły w dół.Ostatniąrzeczą, jaką Ryan widział, były ufne ślepia Iggy patrzące naniego bez życia.Kiedy limuzyna ruszyła w górę ulicy, Lauren zastanawiałasię, czy kiedykolwiek potrafi zrozumieć Ryana.Naglepowietrze rozdarł ogłuszający huk.Limuzyna zatrzymała sięgwałtownie, a Lauren uderzyła głową o drzwi.Kiedy sięodwróciła, ujrzała otwartą ranę, która stanowiła kiedyś wejściedo Greyburne Manor.Otworzyła gwałtownie drzwi iwyskoczyła na zewnątrz.Potknęła się o krawężnik i zgubiłaobcas.Wbiegła na chodnik obok kasztanowego drzewa, którestanęło jej na drodze.Zrzuciła z nogi drugi but na okalającychodnik niski żywopłot.Z opuszczoną głową, wymachującrękami i podnosząc wysoko nogi biegła na oślep w stronębudynku, gnana strachem.Z trudem łapiąc powietrze, zsercem bijącym jak młot, zatrzymała się na zasypanymodłamkami szkła chodniku.Jakimś cudem mur okalającyGreyburne Manor nadal stał na swoim miejscu. - Ryan!!!Przeszywający ból wstrząsnął całym jej ciałem.Bezskutecznie uderzała o żelazną bramę.Można ją byłootworzyć tylko od wewnątrz.Kamera wideo kołysała się nakawałku drutu, z którego sypały się iskry.Pochłaniającawszystko, dusząca ściana płomieni z sykiem wydostawała sięz budynku.Wzmagający się dym wciskał się do jej płuc.Lauren obsunęła się na kolana.Próbowała krzyknąć jeszczeraz.I jeszcze raz.Lecz z jej torturowanego gardła niewydobywał się żaden dzwięk.Zamarła z przerażenia; jak przez mgłę widziałabiegnących ku niej ludzi i słyszała wycie syren samochodówpędzących w górę ulicy.Zawiesisty dym gryzł ją w oczy.Niemogła niczego dostrzec dokładnie, mimo że wzrok miałautkwiony w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą były drzwifrontowe.Cóż się stało? Boże, proszę, zachowaj Ryana.Proszę,pośpiesz się, zanim ten dom zamieni się w krematorium.Poczuła czyjeś dłonie ciężko opadające na jej ramiona.Instynktownie próbowała się wyszarpnąć, kiedy podnoszonoją z klęczek.Nie zauważyła, że jej pocięte szkłem stopykrwawią.- Jest pani aresztowana.* * *Drżącą dłonią Vora położyła słuchawkę telefonu.Zastanawiała się, w jaki sposób ma Irkowi przekazać tęwiadomość.Powoli weszła do kuchni.Irek parzył ziołowąherbatę i układał na półmisku herbatniki.- Co powiedział dr Osgood? Czy dziecko ma się dobrze?Vora zaczerpnęła głęboko powietrza.- Dzieci mają się dobrze.Irek wypuścił herbatniki z rąk.- Dzieci?- Blizniaki.Zdrowe blizniaki. - Usiądz, matiuszka, mateczko - nakazał jej Irek, i Voraopadła na krzesło.- Nogi do góry.- Czuję się świetnie, naprawdę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl