[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zagrzechotało okucie w kształcie łezki.- Proszę, nie! - rozległ się ochrypły szept.- Nie rób tego.Przez długą chwilę leżała bez ruchu, nasłuchując bicia własnego serca, potem odezwała się:- Muszę.Czyżbyś tego nie rozumiał?Zamiast odpowiedzi poczuła, że materac obok niej unosi się.Usłyszała szelest rozsuwanej zasłony chroniącejprzed moskitami, a następnie ubrania.Odchodził od niej.Uniosła się wyżej na łóżku, wyciągnęła szufladę, po omacku znalazła pudełko.Pierwszazapałka złamała się, gdy potarła nią pośpiesznie o brzeg pudełka.Druga strzeliła iskrą, ale zapłonęła.Ameliauniosła rękę, lecz poprzez przejrzystą tkaninę zasłony dojrzała jedynie ciemniejszy prostokąt między rozsuniętymiskrzydłami drzwi.Wyraznie słyszała odgłos przekręcanej gałki przy drzwiach wychodzących na zewnątrz.Opuściła zapałkę, nie troszcząc się o lampę.Odrzuciwszy na bok skraj nocnej koszuli, opuściła nogi i ześliznęłasię na podłogę.Podbiegła do otwartych drzwi, minęła je i po chwili była już przy wyjściu na zewnątrz.Nagle zatrzymała się.Stała z włosami opadającymi powoli na ramiona.Znalazła w końcu odpowiedz, która niemogła już budzić żadnych wątpliwości.Julian nie uciekałby, nie zbierał w pośpiechu ubrań i nie wybiegał wciemną noc jak przestępca.Czy mimo wszystko miałby powód do ucieczki? Przecież należała do niego, był jejmężem.Zatem nie sposób już było dłużej zamykać oczu na prawdę.Choć wiele przeciwko temu przemawiało,choć wydawało się to nieprawdopodobne, to jednak mężczyzną, który ją przed chwilą opuścił, który opuszczał jąza każdym razem, był nie kto inny, tylko Robert.To było nie do zniesienia.Musiała porozmawiać z Julianem.Postanowienia poczynione nocą nie zawsze łatwe są do spełnienia za dnia.Kiedyś miała już podobny zamiar, i coz tego wyszło? Usłyszała wymówkę sugerującą, że jest nielojalna, ponieważ brała pod uwagę możliwośćposłużenia się przeciwko niej intrygą.Jak wprost zapytać męża, czy pozwolił innemu mężczyznie wchodzić do jej sypialni? Czy należało oczekiwać odniego uczciwej odpowiedzi, jeżeli jego honor jako mężczyzny oraz subtelna harmonia w ich małżeństwie mogłyzależeć od ukrywania przed nią prawdy? A czy ona sama rzeczywiście pragnęła potwierdzenia?Gdyby położyła kres potajemnym schadzkom, mogłaby udawać, że nic się nie wydarzyło.Tak, chyba właśnieznalazła najrozsądniejsze wyjście z sytuacji.Będzie zachowywać się tak, jak gdyby nie odkryła prawdy.Apoprawne maniery powinny wystarczyć, aby nadal grać rolę żony Juliana.Na dobrą sprawę nie miała żadnego wyboru.Unieważnienie małżeństwa w związku z tym, że nie zostałoskonsumowane, najwyrazniej jawiło się jako nierealne.Z kolei rozwód, nawet gdyby został zaakceptowany przez53Kościół, wiązał się ze skomplikowaną procedurą, z udziałem sądu stanowego włącznie.Przyczyny rozwodupodlegały w takich przypadkach ujawnieniu.W konsekwencji wybuchłby skandal.Należałoby mu stawić czoło.Wdodatku nie istniała żadna gwarancja, że uzyska rozwód, jeżeli Julian sprzeciwi się i zechce wykorzystać swewpływy i pieniądze.No i co potem? Jakie życie czekało ją jako kobietę formalnie wolną, ale duchowo związaną zprzeszłością?Oczywiście mogła wrócić do ciotecznej babki Ton-Ton, która poznawszy prawdę, pozwoliłaby na to bezzastrzeżeń i znowu stałaby się jej opiekunką.Ale czy naprawdę chciała ponownie zostać podopieczną wiekowejkobiety, kiedy zaznała już komfortu bycia panią własnego domu? Mimo wszystko lubiła Juliana, który, jeśli tylkodołożył starań, potrafił być wspaniałym towarzyszem.Wydawało się jednak, iż istniała bardzo niewielka szansa,żeby zaczął ją darzyć względami nieco odmiennej natury.Dlaczego zatem nie miałaby żyć w spokoju jako jegożona dopóty, dopóki udawałoby się jej powstrzymywać Roberta przed potajemnymi odwiedzinami? Ale czyzdołałaby zapobiec im bez pomocy Juliana, bez rozmowy z nim?Podobne myśli nawiedzały ją falami przez cały ranek i popołudnie następnego dnia, nie przekształcając się wżadną konkluzję.Przez pewien czas myślała, że powinna zachować lojalność wobec swego małżonka; chwilępózniej karciła się za tchórzostwo, ponieważ nie zdemaskowała Roberta, kiedy miała ku temu okazję, nie wyrwałasię z jego ramion, nie uderzyła go.Próbowała sobie tłumaczyć, że była zaskoczona, nie miała pewności, zarazemjednak wiedziała dobrze, iż przyczyną była też jej własna słabość.Była bezradna wobec pożądania, wobeczachwycającej mocy jego dotyku, odurzającej słodyczy pocałunków.Jej uczucia i myśli były tak poplątane, że kiedy wyszła na podwórze i zobaczyła barkę Juliana przybijającą donabrzeża, zawahała się między wybiegnięciem mu na spotkanie a pozostaniem w miejscu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]