[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przecież on był, żył! Wystarczyło tylkoprzełamać dzielące ich lody, ale to on był na powierzchni; do niego należało zrobieniewyłomu w tej skorupie zmarzliny, którą sam stworzył przed ponad dwudziestu laty.Oni wcale nie chcieli burzyć jego życia i powtarzali mu to setki razy.%7ładne z nich,przed nikim nie przyznało się nigdy otwarcie do niego.Oni go kryli i chronili, a onich niszczył i poniżał.Pieniądze, które im się słusznie należały, były im niezbędne donauki, godnego życia; ale tak naprawdę, miały być tylko swoistym wyrazem uznania ich istnienia.Bardziej od nich pragnęli odrobiny ciepła z jego strony.To, jak złudnebyły to nadzieje, miał potwierdzić kolejny dzień spędzony w domu ojca.Kiedy Rafał zszedł rano do kuchni, Joniec już tam siedział pochylony nadfiliżanką kawy.Popatrzył na syna nieco bardziej przychylnym wzrokiem niżpoprzedniego dnia.Wydawał się być zagubiony i przytłoczony ciężarem własnejrodziny.Zeszła również Grażyna z Ewą.Antoni zaproponował kawę.Usiedli do suto zastawionego stołu.Leżało na nim kilka bułek i ten sam słoik dżemu.Kobietyprzegrały walkę z głodem i poczęstowały się pieczywem.Rafał nie mógł nicprzełknąć, poza paroma łykami kawy.Chłopiec zauważył kątem oka, że obrazek,który wczoraj tak go zaintrygował, gdzieś zniknął.Joniec, swoim zwyczajem, zacząłświdrować Grażynę przekrwionymi od niewyspania oczyma.Około ósmej na plebanięprzyjechał młody mężczyzna, będący (według wyjaśnień proboszcza) stałympracownikiem na utrzymaniu parafii.Pracował przy komputerze- drukując różne informacje, ulotki i teksty pieśni.Nawiasem mówiąc, Rafałnaliczył w ośmiu pomieszczeniach plebanii - cztery oprzyrządowane komputery ityleż kserokopiarek.Atmosfera tego ranka i popołudnia była nieznośna i przygnębiająca zarównodla gości, jak też dla ich gospodarza.Zaczęły się te same rozmowy; owijanie w kółkotych samych tematów..Po co żeście przyjechali? - Joniec do znudzenia zapewniał ich o swojejniemieckiej gościnności..Nic wam nie dam, bo nic nie mam.Gdyby nie ja, tobyście z głodu poumierali! Rujnujecie mi życie! Dajcie mi w końcu święty spokój!Chcecie mnie zniszczyć!? itp.Rafał odpowiedział mu, że gdyby tego chcieli, nie musieliby przyjeżdżać doniego, ale załatwiliby sprawę na miejscu, nagłaśniając ją do maximum. Nie chcemyzakłócać ci spokoju; mamy szacunek dla twojego kapłańskiego stanu.Możesz tumieszkać i być księdzem do końca życia; cieszyć się szacunkiem swoich parafian -zapewniał go chłopak.Pózniej Joniec próbował wmówić Grażynie, że wie od kogoś z Polski, jak toona rozgłasza wszystkim - z kim ma dzieci.Pobiegł na górę i przyniósł mały skrawekpapieru, na którym było napisane imię Rafała.Miał to być dowód na jej rzekomązdradę.Chwilami zachowywał się jak obłąkany.Potrafił nie odzywać się dwadzieściaminut, trzymając twarz w dłoniach, w których tkwił zapalony papieros.Wbiegał naglena schody prowadzące na piętro; siadał na nich i z głową między kolanami zastygał w bezruchu na pół godziny.Krzyczał; przeklinał po polsku i niemiecku; zarzucałGrażynie błędy w wychowaniu dzieci.Na to ostatnie ona nie wytrzymała i odpaliłamu  wiązankę : Nie masz prawa mnie osądzać! Nie dołożyłeś ręki do ich wychowania.Przezdwadzieścia lat nie zapytałeś o nie ani razu; nie odwiedziłeś ich; nie dałeś żadnejzabawki! To ja poniosłam cały trud wychowania naszych dzieci - w biedzie iponiżeniu, które żeś mi zafundował! Dzieci są grzeczne, kulturalne i ułożone.i totylko dzięki mnie i mojej mamie! Ty od początku chciałeś je pozabijać! I teraz chętnieteż byś to zrobił.!Rafał po raz ostatni próbował go spokojnie przekonywać i porozumieć się znim - .Chcemy, abyś zrozumiał naszą trudną sytuację.Jeśli nie chcesz mieć z namiżadnego kontaktu, bo nas nienawidzisz, to przynajmniej zwiększ o połowę kwoty,które nam przysyłasz.To już nam w jakiś sposób pomoże.Przecież nie dostajemynawet dziesiątej części twoich dochodów.Zrozum, że nie czujemy do ciebienienawiści i potrafimy zrozumieć to, co się stało, ale daj nam żyć! Mama jest chora -potrzebuje lekarstw.My powinniśmy się dalej uczyć.Twoja córka kilka dni temumiała dziewiętnaste urodziny; bardzo chce iść na studia.. Co mnie to wszystko obchodzi! Radzcie sobie sami; ja nie mam więcejpieniędzy! Myślicie, że mam miliony marek!. - powtarzał do znudzenia Joniec..Nie chcemy twoich milionów, ale nie wciskaj nam, że klepiesz tu biedę.Co robi ten nowy Mercedes w garażu! - zdenerwował się chłopak - .nie rób z naswariatów; nie przyjechaliśmy tu po jałmużnę, którą nas karmiłeś przez lata.Niechcemy nawet części tego, co nam się słusznie należy.Wiesz ile byś musiał płacićalimentów!?.Joniec zerwał się z krzesła i zaczął gorączkowo przetrząsać szuflady.Znalazłkluczyk od Mercedesa i cisnął nim w Rafała..Wez go sobie! Zabierzwszystko.!!! Wydarł się na całe gardło i wybiegł z kuchni.Być może bał się, żeRafał będzie chciał dokumenty od auta i akt darowizny lub sprzedaży  merca.Byłjednak zbyt inteligentny i zbyt dobrze znał się na ludziach (ukończył na studiachpsychologię), aby nie wiedzieć, co chłopak sobą reprezentuje.Nie należy on dotakich, którzy bezpardonowo wykorzystują podobne okazje; jest wrażliwy i bardzoułożony - jak na młodego człowieka, który żyje od zawsze z jarzmem bękarta.Zresztą, nie oszukujmy się! Gdyby przyszło co do czego - Joniec biegłby za tymMercedesem pieszo do samej granicy! Nikt nie ma chyba najmniejszych złudzeń, jakiego rodzaju człowiekiem jestnasz bohater.To klasyczny przykład chorobliwego materialisty - dusigrosza, któryuczucia wyższe zamienił na dewizy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl