[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kruk głową pokiwał. Waćpan wiesz rzekł jakie były i są stosunki Aowczego z Witowem;baba mu niemało gorącego sadła zalała za skórę; nie dziw, że jej nie cierpi, że jąnienawidzi.Dowiedział się pewno o spotkaniu, bodaj o soliterze, bodaj i o tym,że baba jegomości do Warszawy z sobą zaprosiła.Marek się uśmiechnął. A myślicie, że mnie to tak łatwo wziąć i jak grzyba w kosz wpakować?Aowczy mnie dobrze zna. Babę jeszcze lepiej! zawołał Kruk. A jegomość jesteś imperitus,młokos i choć butny, nie będziesz nawet wiedział, kiedy cię do onego koszazapakują.Nie ma nic niebezpiecznego dla młodych nad to, kiedy się około nichstarsza jejmość wezmie.Marek ręką machnął. Zostawcież mnie staraniu o sobie rzekł. Aowczy teraz chciałby mnieułowić, sam rzuciwszy w świat, a przecież mi kazał się o siebie starać samemu?Niechże zda na Pana Boga i na mój własny rozum sprawę.Nie ma już o czymmówić. Tak przerwał stary nie ma o czym mówić, ino do Rogowa wracać. Ani myślę! zawołał Marek. Nie jestem ja dziecko, prosiłem sięAowczego, by mnie u siebie zostawił, nie bardzo mi się chciało za szczęściemwędrować, kiedy mi pod jego strzechą dobrze było.Wypędził mnie spod niej,nie ma co już mówić, nie złapie na powrót tak prędko! Jak to? Waszmość byś starego dobroczyńcę swego, który cię z maleństwa i zsieroctwa wychował, opuścił, stał mu się nieposłusznym albo się z nim o powróttargował? Uchowaj Boże! Nie ma targów żadnych zimno rzekł Marek bo ja niepowrócę.Pokazał mi drogę, poszedłem.Między nami sam Aowczy zamknąłwszelki rachunek i pokwitował. A serce waścine też? spytał Kruk. Obrzydliwie by było pokazać sięniewdzięcznym, a w dodatku i bez głowy.Wracaj co rychlej, to moja rada. Dziękuję, ale pójdę za swoją zimno mówił Marek. Dano mi wolność,użyję jej, zrobię, co się podoba.Dosyć w pługu chodziłem, niech się też na łącepopasę. Tegom się po was nie spodziewał i myślę, że upór ten przełamię dodałKruk pojedziesz do Rogowa. Nie pojadę mruknął Marek wybijcie to sobie z głowy; a jeśli sądzicie,że mnie do tego skłonicie, nie szafujcie darmo argumentami, nie zrobicie nic. Więc za starościnką? dodał stary, uśmiechając się. I to nie! przerwał Marek. Tam, gdzie zechcę.Któż to może wiedzieć? Ja to wiem.Złowi baba smyka mówił Kruk i będzie gorzkimi łzamiopłakiwał potem niewolę, stokroć sroższą niż u Aowczego.Alboż to waszmośćwiesz, czym jest ta kobieta? Niech powiedzą ci, co ją teraz przeklinają, którychpozwodziła, bałamuciła.Przypomnij asindziej, co robiła z Aowczym.Kuta nacztery nogi, choć ich tylko dwie ma, a kto się jej dostanie, mieć się będzie zpyszna. Albo to ja o niej myślę? ruszając ramionami, odezwał się Marek. Alboto mi ona jedna w świecie? Czym taki łakomy na Witów i.Gonić się ja za niąnie będę. A jeśli ona za waćpanem pogoni? rzekł Kruk. Hę? Baba, aby sztukęspłatać Aowczemu, gotowa.potem z jegomościa per fas, per nefas da sobierady, choćby przyszło i rozwód zapłacić. Dajże bo mi jegomość pokój ze swymi strachami! rozśmiał się Marek.Ja się i samego diabła nie zlęknę, to darmo, tymci bardziej baby, choćby odniego była gorszą.O moją skórę idzie.Moja rzecz, co zrobię.Dajcie mi pokój.Kruk widząc, że mu się prawie wymyka, wziął go pod rękę. Czekaj, słowo odezwał się słuchaj rady mojej.Wracaj do Rogowa;wracaj póki czas.Aowczy już po waszmości tęskni.Kto wie, co być może? Ktowie? Lepsza to niż Witów gratka!Marek głową pokiwał. Albom łakomy na gratki, myślicie? odparł. Mam w trzosie sporożółtobrzuchów, mam młodość, mam swobodę, zdrów jestem, silny, światotwarty.Czy się to ludzie nie dorabiają, czy ja się też nie mogę dorobić! Albo tomi tak bardzo tęskno za bogactwy, sądzicie, żebym dla nich młodośćzmarnował.Nie było już z nim co gadać, puścił go też stary, milcząc, bo znał to dobrze, iżupierającego się chcieć złamać, często go się wbije głębiej tylko w upór.Potrzebował się też namyślić, co dalej poczynać, nie mogąc tak na przegranejpoprzestać.Marek się na pięcie wykręcił.Powoli poszedł ku dworowi i wcisnąwszy się dosalki, przy pierwszej świecy list Aowczego odczytał.Pismo, ręka, słowa, wszystko dowodziło, że stary go kochał, że powrotupragnął.Marek się przecież tym nie wzruszył, zamierzył odpisać z respektem inic więcej.I gdy Kruk wszedł na czytanie samo, śledząc skutków, szepnął mu Hińcza: Podjąłeś się pan listów, myślę, że i odpowiedzi nie odmówisz przyjąć, bopewnie wracasz do Rogowa. Ja? spytał, ruszając ramionami Kruk. Ja? Spełna nie wiem, jak sięobrócę, i odpowiedzi się nie podejmę.Ty lepiej z nią sam ruszaj. Znajdęć posła! lakonicznie zamknął Hińcza, chowając list do kieszeni.Konferencja ogrodowa nie uszła baczności Starościnej, nawet się poniekąddomyśliła, o co chodziło.Postrzegła list, dosyć jej było tego, aby Krukaprzybycie wytłumaczyć.Dawszy więc zaledwie wypocząć Markowi, rozpoczęłamanewra znowu, żeby się doń przybliżyć.Kobieta była, jak widzimy, zręczna,śmiała, umiejąca chodzić około sprawy.Gdy tak zabiega, Kruk tymczasem zkwaśną miną podstąpił ku gospodarzowi.Wszyscy byli nieco podochoceni, pora do nagłych wywnętrzań dobrze wybrana.Właśnie gospodarz, obszedłszy gości i porachowawszy lampeczki, z pełnąprzystępował do Kruka, który przyjąwszy ją, odciągnął nieco Wojskiego nastronę. Wiesz co, panie Wojski rzekł mnie się zdaje, że chyba my z sobą bliżsijesteśmy, niż myślicie.Powiedzcie mi, czy była Cibarzewska Marianna zaKrukowskim? Była, była; masz waszmość słuszność namyślając się, odparł Wojski.Marianna, z miecznika siostra, zmarła jednakże bezpotomnie, chociaż wiana jejnie zwróciliście. Nie o to idzie mówił Kruk, trącając lampeczką o lampkę Wojskiego nie była znowu Krukowska Glinkówna za Cibarzewskim Jakubem rotmistrzem? Była odpowiedział Wojski była i Jakub po niej ani grosza nie wziął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]